Myślał, jakby to było być bohaterem powieści Saula Bellow'a. Przez głowę przetaczały się całe ustępy z klasyków. W rozmowie z ludźmi nie wiedział czasem, kiedy używa własnego języka, a kiedy znowu, podsuwa całe akapity z przeczytanej ostatnio książki. Z naukowych opracowań dowiedział się również, że cierpi prawdopodobnie na echolalia. Każdy kto kiedyś podejmie się pisania, musi cierpieć na swoją własną przypadłość.
Na ławce, wdychał rześkie, morskie powietrze. Była piękna, rozsłoneczniona pogoda. Niezły stąd widok na całe downtown - pomyślał. Ktoś przeszedł, skinął przyjaźnie głową i odszedł. Chciałoby się powiedzieć: korony drzew lśnią w słońcu jak wymyte, niestety nikt dzisiaj tak nie powie. Nigdzie jak okiem sięgnąć nie było drzew z koronami, a deszcz nie padał już od kilku godzin. Kto mógłby zapomnieć o białych grzywaczach, widoku pieniących się fal w oddali. Wysoko w górze, szykujący się do lądowania boeing, wydał z siebie ryk wysuwanych hamulców. Czemu pomyślał o tych dwóch dupach, tak różnych jak linie papilarne? Kto czeka na ciebie w domu oprócz chłodnego łózka, monologów i podgrzewanej kolacji? Wyciągnął portfel z kieszeni jeansowych spodni. Otworzył go, znalazł pogięte, wytarte zdjęcie.
Zuzana z płowymi jak słoma włosami. Przeniosła się z Niemojanów do samego Brna. Chrystusowy wiek przyszedł, tak jak spojrzenie mętne po kilku pilznerach. Gwar i rubaszność ogródków piwnych. Można ją spotkać w Czechach, tylko jak się ma cholerne szczęscie. Najczęściej jest gdzieś na innym kontynencie. Ładna, co by nie mówić, i jakby nie patrzeć. Ten jej wiek i wszystkie wypalone papierosy. Lepka atmosfera hrabalowskiej kabały. Nadały jej rysom ospały, rozmazany charakter. Topiąca się na słońcu figura woskowa; cały czas trzyma dziarskość i powagę pod kluczem. Z łatwością mógł sobie wyobrazić ją jako starszą babunie. Za obrazę wszystkich świętości, na czeskiej wsi wytykaną palcami.
Zuzana nie ma ojczyzny takiej jaką my mamy. Jej domem jest obecna chwila. Nie przynależy też do ludzi i przedmiotów. Szukali jej w Tokyo, Santiago i Perth, a nawet pod domem Babla w Odessie. Można z nią konie kraść, spać w parowach i nie dojadać. Pokaż jej najobskurniejszą, najnędzniejszą z chałup. Zamieszka w niej z zapałem dziecka, by za jakiś czas chyżo ruszyć dalej. Dziewczyna jest jak materia świata, ciągle w obiegu jak atom. Rewolucja, topia, utopia, i tak w kółko od nowa. W rewolucjach mierzy czas a nie w minutach. Prześlizguje się przez lotniskowe bramki wykrywaczy metali, tak jak robi to maratończyk przez linie mety. Nie zapomina, że są inne mety, do których kiedyś trzeba będzie dobiec. Powiedz jej, że po jutrze, androida o średnicy pięćdziesięciu kilometrów uderzy w ziemski padół. Dziewczyna złapie cię za rękę, zaciągnie na plażę. Będziecie się kąpać, a syf, niech sie sypie.
Siedział obok niej przy jednym stole. Centrum miasta, zapomniany hostel z małym patio. Milczeli bez skrępowania jak starzy znajomi. Dziwiła się, że zna Kunderę, życie jest przeciesz zawsze gdze indziej. Przyglądał się jak jej smukłe, delikatne palce, kręcą ulubionym grinderem nabożnie.
Nigdy nie była turystką naprawdę. Turyści jeżdżą po świecie nie znając świata. Robią sobie pozowane zdjęcia, później wklejają je do zapomnianych albumów. Nigdy nie robiła zdjęć z miejsc które odwiedzała. Była już wszędzie, chodź trudno uwierzyć tak na słowo. Mówi, że dzisiaj wystarczy wejść na Google Mapy. Wpisujesz tam nazwę wsi albo miasta. Resztę dopowie ci wyobraźnia, na której turystom zawsze zbywa. To chyba tak jak z miłością, lepiej może przeżywać ją jako coś odległego. Nikt nie chcę odczuwać pustki i smutku, pogardy do siebie samego.
Na stół posypał się krystaliczny, purpurowy pył z grindera. Zdmuchneła go najzwyczajniej, tak jak mlecza w Niemojanach. Pytała się go, czy chcę pobawić się z nią w transcedencję, ale, on, ma dosyć ezoteryki na dzisiaj, dziękuję. Ten stół, przy którym odpoczywali, został gdzieś w tyle za nimi. Dziś siedzi przy nim pewnie ktoś inny, z własnym grinderem i metafizyką. Dwoje przybyszów ze wschodu już tam nie ma, miejsca które zwiedzili nigdy nie będą już takie same.
Przysłała mu pocztówkę w zeszłym roku. Kilka sylwicznych zdań skreślonych na kolanie. Zuzana - jak mówi - postanowiła spuścić z tonu. Przesiaduje wieczorami w ogródkach piwnych. Byłeś kiedyś w Brnie przyjacielu? Tam najłatwiej zgubić się w tłumie. Wciąż jest obiektem drwin zaplutych lokalnych sztajmesów. Zmętniały świat widziany przez pryzmat butelkowych denek. Pełgające żywoty wzdłuż podmiejskich rogatek. Skundlone dusze nigdy ich nie przekroczyły i nie przekroczą, bo po co? Dziewczyna siedzi pełna obojętności, nie słyszy monosylab dobywających się z gorzelnianych lędźwi. W palcach trzyma dopalającego się papierosa, gasi go w popielniczce, wstaje i wychodzi.
Znów był na plaży, na tej bez drzew. Nie wie czemu nie wyrzucił tego zdjęcia, każdy wie, ze nigdy nie zobaczy jej ponownie. Wkładając zdjęcie do przegródki w portfelu, natknął się na inne, pogięte, naddarte zdjęcie.
A jeśli ktoś przeczyta trzeci akapit to gwarantuję, że prędzej czy później doczyta do końca. Trzeci i czwarty są świetne i pokazują możliwości autora.
Jeśli ze strony wspomnianego autora będzie minimalny odezw, mogę przesłać na maila poprawioną wersję, chociażby bez literówek i z poprawną interpunkcją.
Pozdrowienia.
Będę czytał dalej.
"Każdy kto kiedyś podejmie się pisania, musi cierpieć na swoją własną przypadłość." - piękne!
Bez przecinka po "ławce", jak zauważył Kamil, masz problemy z interpunkcją.
"Była piękna, rozsłoneczniona pogoda." - koślawe to zdanie, co to jest w ogóle za przymiotnik "rozsłoneczniona" i czy pogoda może być taka?
"korony drzew lśnią w słońcu jak wymyte" - to bym wrzucił w kursywę, żeby oddzielić część, którą chciałoby się powiedzieć od tej, że nikt tak nie powie.
Wysoko w górze, szykujący się do lądowania boeing, wydał z siebie ryk wysuwanych hamulców. - tutaj przecinki, oba właściwie, zupełnie zbędne.
"Ten jej wiek i wszystkie wypalone papierosy. Lepka atmosfera hrabalowskiej kabały. Nadały jej rysom ospały, rozmazany charakter. " - to jest totalnie popsute składniowo, ostatnie zdanie nie ma racji bytu, bo do niczego sie nie odnosi. Proponuję: Ten jej wiek, wszystkie wypalone papierosy i lepka atmosfera hrabalowskiej kabały nadały jej rysom ospały, rozmazany charakter.
*babunię - często zdarza Ci się zjadać ogonki, uważaj na to.
Pokaż jej najobskurniejszą, najnędzniejszą z chałup. Zamieszka w niej z zapałem dziecka, by za jakiś czas chyżo ruszyć dalej - te dwa zdania raczej powinno się połączyć myślnikiem, długim oczywiście.
"W rewolucjach mierzy czas a nie w minutach." - jakieś koślawe to zdanie, składnia naciągana.
*linię
*pojutrze
*chce
*zdmuchnęła*
Koszmarnie dużo błędów, całkowicie zabierają przyjemność z lektury tego, intrygującego przecież, tekstu.
Przecież* !
Bez przecinka po "palce".
*Choć