Literatura

Przestrzeń (opowiadanie)

Cigarettes in Coffee

 

Tango: nieboszczyk

 

Wybite okna nie straszą. Samotność jest bardzo powszechna, znana, wlepia się w tłum, plaster na pięcie, usytułowana drzazga grobu. Bezczynność opanowaną mam, schematem przemieszczania między ulicami, gdzie kwitnie, to i owo.

 

Włosy, bibuła, słoma. Idiotyczne linie pochylone w kapturach. A sztucznie wykrochmalone ubrania przebijają się przez światło.

 

Ulice zapadają się od ciężkich butów (ideałów pełnych) - dokładam się codziennie do umieralności, zapadania, brudu. Między niebem, a niebem jest brudno, sztucznie, ciężkie sapanie i nic. Ta przestrzeń - autostrada mnie opluła z wściekłości. N i e m a m w s o b i e n i c c i e k a w e g o.

 

Piosenka wykrzykująca równouprawnienia, kable wyrwane z nieba, brak przewodu, niczyjość.

 

Przejść się...

 

nakarmiona na całą długość księżyca

wypełniam

łapczywe cienie

pstryk

wcale już nie śpię

wypełniam sobą pokój

czasem ciepła herbata

dotrzymuje

słowa martwym

 

Odeszli: przepraszali z elektrycznej wieży

 

Republika nie jest godna przyjścia. Na plecach wytatuowane mydłem wulgaryzmy, pieczą w ciągu dnia.

Czekam na murowany blask księżyca, kościste niebo. Wychylam wtedy głowy przez okno. Wyszczekuję cząsteczki zaciekawienia. Zemsta krwi, miłości pada deszczem. Usta mają cierpki – słodkawy smak. Ciekawy lecz martwy...

 

Znoszone martwe ubrania, suche gardło.

Gardło zebrało całość, jaka mogła się pomieścić w czyśćcu brzucha, wepchane w usta oddechy, palce, krówka w kieszeni, aż piszczy karmel.

Zapalam światło, tnie nieznośne krwawe plecy, zmęczone na początek dnia. Zwinięta w rulon przemieszam chodnikom śnieg. Plujące nogi w przechodzeń.

 

Piosenka dziur wnętrza, rozpisana. W gruby ciemny rulon pozwijam niebo, co klęczy nieznośnie zaraz przy głowie.

 

Ze słupów zwisa wyzwolenie, przyzwolenie– nie odróżniam! Życie spływa brudem, tunelem, zebranego śniegu, popołudnia ślamazarnych przechodniów.

Mój wkład, to ciężkie buty.

 

Gonitwa elektryczności

 

Gorąco polecam: Lukę w umyśle, niezamierzone cele, bezmyślności, namiętne przesyłanie wspomnień.

 

Hierarchia kroi ciało moje na drobne plastry, jednak nikt się nie kusi. Są mało atrakcyjne, są niesmaczne, nie przyciągają, są nijakie, zagubione w tańczących kolorach, zapachach, tym i owym. Inne plastry są ciągle wymieniane, wyśmienitości nie ma końca, nie wiadomo skąd biorą się zapasy. Przynoszone z zapleczy ciągle ubywają, goście nie mają dość. Objadają się wciąż i wciąż.

 

Stosy brudnych talerzy szybko nikną, zastępują je ciepłe białe talerze, liczne sztućce i serwetki.

 

Pokrojona nietknięte, nikt nie patrzy w stronę plastrów ze mnie.

 

Jednak po chwili ktoś nieopacznie wziął kawałek, po chwili odstawia talerz – idzie dalej.

 

Wciąż i wciąż,zabierane inne czyste talerze. Ta resztka, co została ląduje po chwili w śmieciach. Muzyka jest coraz głośniejsza, rozmowy spowalniają, krzesła, co jakiś czas wysuwają się. Czarne jelenie mordują się w lesie. Między niebem a niebem jest sztucznie, brud opada.

 

Wspaniałości zaczynają budzić się w zębach, goście świetlanego głośnego przyjęcia dyskretnie w toaletach pozbywają się resztek. W lusterkach opatrują sytuacje zębów. Myją ręce, wracają. Dla równowagi biorą kolejny talerz, czynności się powtarzają, pochyleni nad talerzami z plastrami wybierają do znudzenia.

 

 

Tymczasem

 

 

Czuję nienachalną woń obornika, czuję ją w środku miasta. Cienie zapachu poszukiwane.

Woń ta, przecięła we mnie wzruszenie. Samochody roznoszą woń po miejscach, miasto łączy się, martwe wstaje, kątem oka blade krzyże, kable, słuby. Wykrzykują w przestrzeń.

 

Niewiele dostrzegam, przecieka martwa tkanka ludzka, wychodzi z samochodu, gasi światła, leje wodę, zasypia. Krzyże, kable, słuby silą się na ludzkie popołudnia.

 

Dzień stawia mnie w pozycji idioty, którym jestem.


dobry 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Ata
Ata 17 stycznia 2013, 13:08
"Bezczynność opanowaną mam" - byłabym jednak za - mam opanowaną. Podobnie: "ciało moje". W drugim słowie "won" zapomniałaś o kreseczce nad 'en'.
Generalnie inwersje może są zamierzone - ale mnie wybijały z płynności odbioru. Ogólnie tekst dość emocjonalny ale wg. mnie nie przesadzony. Wczułam się w sytuację podmiotu. Miło było zajrzeć i przeczytać. Ciekawe porównania.
Ewa Mańka
Ewa Mańka 28 stycznia 2013, 18:32
Przyznam się, że tekst sprawił mi trochę problemów interpretacyjnych, ale to dobrze, bo o to chodzi :-). Widzę, że bardzo dobrze czujesz się w gatunku poetyckiej prozy. :) Co do całości, to podoba mi się wybrana przez Ciebie stylistyka urbanistyczna, ciekawie połączona z aspektem sensorycznym i tym w jaki sposób jednostka reaguje na otaczającą rzeczywistość. Mój ulubiony fragment - " Republika nie jest godna przyjścia. Na plecach wytatuowane mydłem wulgaryzmy, pieczą w ciągu dnia. Czekam na murowany blask księżyca, kościste niebo. Wychylam wtedy głowy przez okno. Wyszczekuję cząsteczki zaciekawienia.". Pzdr. :)

Korekta tekstu:

- "Zapalam światło, tnie nieznośne krwawe plecy, zmęczone a początek dnia." - raczej "na początek",
- "Zwinięta w rulonm chodnikom przemieszam szary śnieg." - literówka w wyrazie "rulon",
poza tym zdanie jest nielogiczne, chyba że zmienisz szyk na "przemieszam chodnikom szary śnieg",
- "W gruby ciemny rulon pozwijam niebo, co klęczy nieznośnie zaraz przy głowie, ciosy mierzone w tłuste włosy." - rozumiem tylko do momentu, w którym "niebo... klęczy... przy głowie", potem już nie bardzo, może chodziło Ci o to, że "zadaje ciosy",
- "Życie spływa brudem, tunelem, zebranym śniegiem całego popołudnia ślamazarnych przechodnich." - chyba "przechodniów",
- "Plastry moje stoją nietknięte, nikt nie patrzy na nie. " - proponuję zmianę szyku w "nikt na nie nie patrzy", ale to tylko obligatoryjnie,
- "Dla równowagi biorą kolejny talerz, czynności się powtarzają, pochyleni nad talerzami z plastrami wybierają do znudzenia." - tutaj coś mi nie gra stylistycznie - "pochyleni nad talerzami z plastrami, wybierają do znudzenia",
- "Teraz czuje nienachalną woń obornika, czuje ją w środku miasta. Szukałam tego odcienia zapachu od dawna. " - w kontekście całości powinno być "czuję".
Sylvia
Sylvia 29 stycznia 2013, 00:13
trochę przestawień. Dzięki.
przysłano: 16 stycznia 2013 (historia)

Inne teksty autora

Przeszkoda
Sylvia
pocztówka
Sylvia
pragnienie zawieszenia
pełnia - pełni
zlepione kocie oczy
pełnia - pełni
***
Cigarettes in Coffee
miałam być duża
Cigarettes in Coffee
ćmy
Cigarettes in Coffee
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca