Rytuały technologii

Bók


Nikt mnie tak nie pieścił, jak wczorajszej nocy Bóg. Prosto w same korzonki absolutu mogłam dotknąć zmysłowych mieszanin buntu i unicestwienia. 

 

Wcześniej przechodząc przez zamrożone ulice, pełnia nagadała mi, wracam z jednej z tych knajp, która chce być nowoczesna, chce tętnić dziwacznym tańcem, podawać drinki, piwa, gdzie można jednocześnie bawić się, być świeżym powietrzem, a  nawet nie pogardzić papieroskiem. Nie mogłam wytrzymać tych wszystkich napięć związanym z atmosferą wieczoru, z niepomyślną odzywką i innymi nie dość trafnymi spostrzeżeniami, a to na temat pogody, filmu, seksualności zwierząt, muzyki popierniczonej, smaku piwa i ciastek. Miejsce, to ma  poszarpane skrawki, rytuały wejść, wyjść do toalety, spoczywania w niewinności kurtki. 

Spotkanie, to zbieranina wpadek słownych i innych dramatycznych wyjść do toalet, zatrzaskiwania się w własnym niedostatecznym wieku.

 

Pokusy, pokusy i nowoczesne bronie na barze, w które tak dobrze się wyposażyć. Barman zwykle jest niemiły, nalewa piwa tak, jakby się było poza istnieniem szklanki i napoju, jakby mnie w żaden sposób nie obowiązywała ta interakcja. Zawstydza mnie, ta główkowata cisza wylewania żalu i symbolicznego ataku w szklankę piwa.

Wypicie tak bardzo wypoconego piwa, które jest okupione tak wielkim poczuciem nędzy i anulowania czasoprzestrzeni, którą równie dobrze można spędzić na kanapie przed meczem wprowadza mnie w lekkie opętanie.

Zaczyna się poważna faza wieczoru, mówi się zdania bez łącznika „i”. teraz już wszelkie obecności są ze mnie raz na wieczór wypędzone.

Przez chwilkę wrzeszczy się cicho ostatnimi wyrazami, przez chwilę pozornie punktualnie zrobiłam broń, idealnie Rzymską cesarską, bandycką, z kamienia z lekko naderwanym ostrzem, trzymając broń wyobrażam sobie jak przeglądając się w ceramicznych naczyniach wbijam sztylet w fundament węgielny twego miasta, lecz nie, to zbyt proste. Przez chwilę stając, prostując sukienkę wyobrażam sobie jak lekko przecieram sztyletem brodę swoją, lekko okalając brzeg szklanki krwią. 

 

Teraz wychodząc nieporuszenie na papierosa. Kombinując dalej. Już w nieco bardziej współczesnych, oklepanych systemach, w końcu, po cos człowiek ogląda telewizje, schodzi do piwnic, otwiera butelki wina. W końcu po coś wdeptujemy swoich przyjaciół w miazgę naszych niepohamowanych zwierzeń i warstewki izolacji.

Teraźniejszość, epoka wiecznej cieśniny, wieczna agracja narracyjności komunikatów wstecznych, dających popis fantazji godnej mowy na segregacje rozmowy gorszej, lepszej.

 

Rozmowa typu poranna stacja telewizyjna:

 

Gorąco w tym mieście. Trzeba się ochłodzić. Ostatnio czytałam, że dobrym sposobem jest woda z sokiem z cytryny, można też dodać listek mięty. Musze wam powiedzieć, że dziś wypiłam taką wodę i czuję się o wiele lepiej, nawet nie musiałam się dziś tak mocno kąpać.

Towarzysze patrząc z lekkim zdumieniem, doceniają śmiałość wyznania, śmiałość odwagi wyznania zeznania z dzisiejszej kąpieli. A nade wszystko przepis na smakowitą wodę, która o tej pory ma uratować życie w udrękach upału.

 

Rozmowa typu widziałam poukładane figurki Boscha

 

Ostatnio przeglądając periodyk kultury natrafiłam na dość dziwne sformułowane, było jak na mój gust wyklarowane w sposób nieco obraźliwy.  Nigdy, co prawda w tym towarzystwie nie ujawniałam się, lecz trzeba już przerwać, to milczenie. Jestem zapaloną kolekcjonerką broszurek dotyczących dziedzictwa naszej kultury. (widząc konsternacje) odpowiada – serio?! I widząc ostatnio taki jeden z tych, które po mieście chodząc zręcznie wychwytuje, natrafiłam na niebywale brzydki. Pomniejszone ludzkie kreatury z płócien Hieronima Boscha, okrutnie pomniejszone, wydane na trudnym do strawienia papierze, brzydkie, naprawdę brzydka odmiana niebieskiego. Jak można tak źle skomponować ulotkę. Zresztą, co ja tam będę mówić.. proszę oto ona (i z torebki jaśnie różowej pojawia się broszura). Ludzie obejrzeli, twierdząc, że naprawdę brzydkie, to wydanie.

 

 

To na chwilę spadam do toalety, nie pijąc już nic, omijając zły bar, i złych na nich ludzi wyplutych i nieznośnych omijając. Teraz czas na remiks dialogowy:

 

Ryzuje śmieszność, wręcz kompetencje utarty pracy o dzieło

 

A następnie z końca stolika pada:Strajk… w Chacie Żaków, to raczej abstrakcja, kto tak mógł…

 

Teraz jest czas i moda na zarabianie pieniędzy i dbanie o głód intelektualny

 

Czysta smakuje jak whisky, a czysta łyski, to już  naprawdę jak whisky.

 

Boże dałem się debilnie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Zmieniając głód, zmieniając nogę i serce. Patrzę – nie patrzę na mężczyznę z naprzeciwka. Jedyna rzecz, która być może nas łączy, to oferne milczenie. W chwili  kryzysu  nie ma nic bardziej potrzebnego, jak przekroczenie sfer intymności, naruszenia granic, u wejścia praktycznie w rzęsy drugiego człowieka. Tak.  Jaka konsternacja łączy obce poczucie metafizycznej samotności.

 

Śmierć Tristana

 

Naprawdę trzeba sporządzić dobrą śmierć. Modląc się wpycham język, tak bardzo jesteś niespokojny, tak bardzo ścigasz się z możliwościami tętna. Zimna dłoń dotyka skroni. Zmarli prześladują swych morderców. Możesz mnie prześladować w każdej literze tego morderstwa. Tak, by lekki oddech szaleństwa wprowadził mnie do otchłani ciała. Pokaż mi możliwość czerni nienawiści, przecież, to możliwie wielka namiętność, podrzeć kartkę na twoich oczach. Prześladuj i zmocz kartki wodą, tak bym nie mogła odczytać słów nabazgrolonych w złości. Chce byś mnie przeklinał, możliwie godnie, bym mogła sobie zasłużyć na lepką śmierć w jednych ze średniowiecznych burdeli. Cichy kontrast cmentarzy na twoim ramieniu odbija się w moich oczach. Nikogo nie może zabraknąć, kiedy grzechem śmiertelnym będę kręcić twe ciało.

 

***

 

Niezależnie od ciemności, jaka właśnie pojawiła się za oknem, niezależnie od duszności, trzeba wyjść. Założyć kurtkę i wyjść. Rzecz jasna zachowując się przy tym jak najmniej godziwie wychowanie, ale tak by inni zastanawiali się czy, to odpowiednie, czy nie odpowiednie zachowanie.

Ulice ciemne, doskonałe do układania szaleństwa, tramwaje przecinają te niebezpieczną granicę, jaka wprowadza deszcz w wieczność. Teraz wszystko zależy od tego, by ułożyć diabła do snu, by przez możliwości wyjętej strzelby odpowiednio skończyć i zniknąć.

 

Śmierć Izoldy

 

Cały świat szalał w pokoju od kiedy wyszłam z niego, zatrzasnęłam drzwi, tam czekał mnie spętany człowiek wieczności. Którym jestem – ja. Przeniknąć bezbożnie pamięć, dać się nieść nocy. Dać się trawić, siedziałam na przystanku moknąć, piasek, bydło, adaptacja duchowa, do tego by się odpowiednio stoczyć na dno. Gwarancja przesilenia wewnętrznego, paradoksy śmierdzące wieczornymi rozmyślaniami. Konstruuje wiec mały liścik, w którym pisze tak: 

 

Drogi RA.

 

śmierdzimy w pustce negacji śmierci. I dobrze mi z tym, bo przechodząc przez te ulice myślę o tobie jako, o Encyclopedie theologique…

 

 

 

Z przystanku,

 

Bko

 

 

 

 

Bók
Bók
Opowiadanie · 4 maja 2014
anonim
  • calvados
    Przeczytałam fragmentarycznie, bo całość zniechęca, brak dialogów, logicznej i spójnej treści, ot rzucone refleksje zespolone wytłuszczonymi nagłówkami, ni pamiętnik ni to zeznania przyszłego '' samobójcy'', ach... nie podoba mi się to biadolenie, a broszurki zbieraj- nie ma w tym nic wstydliwego... hm nie miej mi za złe szczerej opinii- opisuję pierwsze wrażenie, być może podobne wielu innym, to też informacja dla pisarza ( który powinien przykuwać uwagę), do danego tekstu wracam kilka razy, czasem jest tak ciężkostrawny, że nie można przebrnąć przez całość. Właściwa koncentracja następuje po przeczytaniu pierwszej strony, ale to w przypadku książki; z czytaniem stron internetowych jest inaczej, musisz szybciej wzbudzić zainteresowanie...
    wiec- więc
    ulice- ulicę

    · Zgłoś · 10 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    jak mroczny Schulz

    · Zgłoś · 10 lat