Ziemia nadziei (Prolog) (opowiadanie)
Kulka Kurdayati
"Nie umrzesz, jeśli nie skapitulujesz."
Ernest Hemingway
Jest środek ciepłej, brazylijskiej nocy. Na stepowym płaskowyżu, w pobliżu pięciu niskich, rozłożystych drzew spokojnym płomieniem pali się ognisko. Tuż nad paleniskiem wisi blaszana puszka, z której powoli i bezszelestnie sączy się aromat słabej, zbożowej kawy. Obok paleniska leży druga puszka, z resztkami fasoli, zimnej już i przyschniętej do dna i ścianek blaszanego naczynia. Opodal stoją dwa konie; kasztan i kary. Są rozsiodłane, tkwią na swoich miejscach bez ruchu, z łbami nisko opuszczonymi nad ziemią. Obok nich stoi też juczny muł, patrzy w stronę ogniska, od czasu do czasu strzygąc lekko uszami.
Przy ognisku, na posłaniu zrobionym z kawałka brezentu, grubej, pasiastej tkaniny i pledu, leży młody chłopak. Pod głowę ma podłożoną zwiniętą w kilkoro, brązową, tweedową kurtkę z frędzlami. Chłopak nazywa się Ray Nally. Ma przymknięte oczy, ale nie śpi. Oddycha szybko i ciężko, na wpół otwartymi ustami o wyschniętych, spękanych wargach, tak bladych, iż wydaje się, że cała krew odpłynęła z nich gdzieś w głąb ciała. Podobnie blada jest cała jego twarz, z wyjątkiem krwisto - czerwonych wypieków na obu policzkach. Leży bokiem do ogniska, chybotliwym blaskiem oświetlającego połowę jego twarzy, zroszonej kropelkami potu, które niczym tysiące miniaturowych lusterek odbijają żółte płomienie. Co jakiś czas ciałem chłopaka wstrząsają dreszcze. Kolejny atak malarii zaczął się na dobre późnym wieczorem, ale Ray Nally był na to przygotowany. Wiedział też i to, że tym razem nie zdoła pokonać tej ciężkiej choroby.
W odległości kilku stóp od chłopaka siedzi dziewiętnastoletnia, ładna dziewczyna. Wzrok ma utkwiony w ognisku, ale zdaje się wcale go nie widzieć. Siedzi nieruchomo, z brodą opartą na kolanach i wygląda tak, jakby wcale nie oddychała. Kiedy chłopak wydaje z siebie niegłośny jęk, dziewczyna wstaje powoli i nie patrząc na niego, sięga po butelkę z wodą. Odkręca ją, jednocześnie klękając obok posłania. Bardzo delikatnie unosi głowę Ray’a i przykłada mu butelkę do ust. Przechyla ją powoli i z niezwykłą uwagą, tak że płyn sączy się cieniutką stróżką, ale chłopak jest w stanie przełknąć tylko kilka kropel, więc dziewczyna zakręca butelkę i odstawia ją na bok. Przez chwilę patrzy na Ray’a i coś jakby cień rozpaczy przebiega przez jej twarz.
„Nie. Obiecałam przecież - myśli. - Obiecałam, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tylko nie płakać.”
Poprawia koc okrywający chłopaka i podnosi się powoli, a potem podchodzi do stojących obok koni. Wtedy jeden z nich, ten kary, o imieniu Alegro, podnosi swoją kształtną głowę i potrząsa nią z cichym rżeniem. Poznaje swoją panią, z którą jest już od tylu lat.
- Jak myślisz, Ray - odzywa się wreszcie dziewczyna, ale mówi to tak, jakby zwracała się raczej do koni, niż do półprzytomnego chłopaka - ile dostaniemy za tego jucznego muła w Saô Luis? - zastanawia się chwilę, po czym dodaje: - Twojego kasztana nie sprzedam. Pamiętam jak bardzo się z niego cieszyłeś. Staruszek już z ciebie, Alegro - zwraca się tym razem wprost do karego konia. - Jak już dotrzemy do Montana, to wyślę cię na zasłużony odpoczynek. Nie będziesz już siodłany. Całymi dniami będziesz mógł brykać po zielonych pastwiskach. Pod warunkiem, że na noc będziesz wracał do domu - dodaje.
Dziewczyna podchodzi do ogniska i dorzuca nowych drew. Siada tak samo jak poprzednio i wpatruje się w języki ognia prześlizgujące się po suchych gałązkach, a potem jakby mechanicznym, bezwiednym ruchem sięga do kieszeni i wyjmuje z niej organki.
- A teraz Betsy zagra ci naszą piosenkę, Ike - mówi do płomieni ogniska.
Dziewczyna ma na imię Mines, nie Betsy. Siada wygodnie i zaczyna grać melodię „Słodkiej Betsy”, a kiedy kończy na stepie znów zapada cisza, przerywana tylko trzaskaniem ognia w palenisku i monotonną pieśnią cykad.
- Czy mówiłam ci kiedy, Ray, skąd te organki? - odzywa się po chwili z ożywieniem. - No więc od Aarona Toola. Pamiętasz Aarona, prawda? To był ten dobroduszny, wielki jak szafa drwal. Mieszkał w tym pięknie zdobionym domu przy wjeździe do Little Salvador. Dasz wiarę, że sam zrobił te wszystkie zdobienia? Więc z tymi organkami to było tak: któregoś dnia, dawno temu Aaron wyprawił się do Feira de Santana. Jeździł tam czasami, ale wtedy to był wyjątkowy wyjazd, bo nie było go chyba ze trzy dni. Pamiętam, bo nie mogłam się doczekać, kiedy wróci, a jak już wrócił, to strasznie się ucieszyłam. Zobaczyłam go na ulicy, a i on mnie dostrzegł, więc macha do mnie ręką: „Hej, Kowboju z Montana” - woła, bo Aaron tak mnie nazywał. Podbiegłam do niego, a Aaron mówi: „Przywiozłem ci coś z Feira” i wyciąga te organki. „Na prawdę przywiozłeś specjalnie dla mnie aż z Feira?” - pytam. „Ano specjalnie dla ciebie”, powiada. „Z Feira. Biegnij no do Sama, on cię nauczy grać. Każdy porządny kowboj powinien mieć organki i umieć na nich grać”, powiedział jeszcze. Więc uścisnęłam Aarona, bo te organki, to ho, ho, nie byle jakie, w wyściełanym pluszem futerale, oprawne w masę perłową. Nawet Sam Burns takich nie miał. Zadowolona i dumna, jak nie wiem co pobiegłam do kuźni. Od tamtej pory Sam uczył mnie grać.
Mines milknie i znów patrzy w ognisko. Po raz kolejny tego wieczora na jej twarzy pojawia się wyraz oznaczający zwątpienie i bezradność, ale ona wie, że teraz nie wolno jej poddać się temu zwątpieniu. Dlatego szybko odpędza myśli, które na chwilę zdołały opanować jej umysł. Czuje, jak ogarnia ją znużenie i senność, bo jest już dobrze po północy, więc żeby nie zasnąć Mines wstaje i rozprostowuje kości. Podnosi głowę i przez chwilę patrzy w ciemną otchłań rozgwieżdżonego nieba.
- Myślę, że będę jutro diabelnie zmęczona - mówi, stojąc plecami do chłopaka. - Ale niech tam! Nie mogę przecież zasnąć, muszę pilnować, żeby ogień nie zgasł. Tak, wiem, że będę jutro bardzo zmęczona - dodaje.
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
Teraz pytanie - co z tym fantem zrobić dalej? Publikować w odcinkach, czy podrzucić całość Koleżance jakimś mailem? :) Pozdrawiam.
Dziękuję za pozytywy i czekam na krytykę, żeby ulepszyć.
'' no więc''- do odstrzału, nie zatrzymujesz
Mam nadzieję, że cię tu "nie zatrzymam", bo twoje komentarze są żenujące (nawet nie tyle ze względu na treść, ale powody, dla których są takie, a nie inne)
Nie odmawiam zdolności językowych i porządnej edycji - po prostu dobrze się czyta.