Pojawił się nie wiadomo skąd, nie do końca wiadomo dlaczego i zdecydowanie w nieodpowiednim momencie. Odrobinę zakochany w sobie, wstydliwy, niedojrzały i egoista w tym wszystkim tak rozbrajająco urzekający. Tak odmienny od tego co znane mi było do tej pory. I zupełnie nieszkodliwy. Wirtualny świat teraźniejszości umożliwił nam beztroskie dyskusje na różnorakie tematy, wymiany poglądów i dzienną dawkę dobrego humoru na zimny i ponury czas. Polubiłam go bardzo, choć nie znałam rysów jego twarzy, kształtu ust czy nosa, nie wiedziałam jakim kolorem patrzą na świat jego oczy. Polubiłam w nim człowieka, nie opakowanie. Wiedziałam, że snując się szkolnymi korytarzami każdego dnia być może mijam go wielokrotnie,ale nie usiłowałam zgadywać. Na wszystkie sprawy pod niebem jest wyznaczona pora , mówili, więc cierpliwie czekałam na czas, w którym przyjdzie mi zobaczyć opakowanie, które nosiło w sobie tę interesującą zawartość.
Pierwsze spotkanie przyniosło dozę niepewności i zażenowania, chwile ciszy, których nie doświadczaliśmy spoglądając na słowa płynące z monitora. Dusząca atmosfera i myśli kłębiące się nad naszymi głowami nieuchronnie zwiastowały rodzącą się więź,której żadne z nas nie było pewne. Pierwszy dotyk już na zawsze zostawił coś, co echem odbijać się miało na nas przez bardzo długi czas, czego nie mogliśmy wtedy wiedzieć. Czułam wzbierające zauroczenie i nie byłam w stanie zrozumieć niesamowitej siły uczucia, które jednocześnie popychało mnie w jego stronę i krzyczało „uciekaj!”. Zima powoli zaczynała ustępować miejsca wkraczającej pewnie i odważnie wiośnie, a ja tak jak nigdy wcześniej nie byłam pewna co do słuszności mojego postępowania. Byłam silna, twardo stąpająca po ziemi i nigdy zanadto nie ufałam. Miałam swoje żelazne zasady i równie żelazne bariery przez które nikomu nie udawało się do mnie dotrzeć na odległość mniejszą niż sama sobie tego życzyłam. Życie stawiało na mojej drodze całkiem wielu ludzi i równie wielu z niego zabierało, dziś wiem, że na moje wyłączne życzenie. Tak jak tych poprzednich postawiło i Jego. Nie uderzył w moje serce niczym grom z jasnego nieba, traktowałam go jak jednego z wielu choć był mi całkiem bliski. Jego nieśmiałość dawała mi przewagę, pozwalała decydować o tym jak daleko zabrniemy w tej naszej podróży, a przecież nie chciałam się zgubić gdzieś w gęstwinie nieznanych mi dotąd uczuć. Nadszedł moment, w którym należało zdecydować- albo postawię kolejny krok do przodu, albo będę musiała zawrócić. Jako pani swojego życia nie uznawałam za konieczne dzielenia się moimi decyzjami. Wiedziałam, że skrada się jak kot i przygotowuje do skoku. Nie pozostało mi nic innego jak uciec.
Pojawiła się nie wiadomo skąd. To wszystko było dziwne. Ale z drugiej strony odrobinę ciekawe, a kiedy człowiek jest chory i kolejny dzień siedzi zamknięty w domu to jasne jest, że się nudzi. Rozrywka jest wręcz wskazana. Stała się więc rozrywką na nudne, chore dni, niezobowiązującą dawką ironii i humoru. Czym innym może być wirtualna rozmowa, anonimowo i bezpiecznie. Sytuacje jednak ulegają zmianie, tak i tutaj wszystko się zmieniło gdy pewnego dnia ją zobaczyłem i przestała już być tak całkiem bezkształtna. I bezpieczna. Teraz mogłem raczyć moje oczy tym widokiem, dopasować go do tego kim była po drugiej stronie monitora. Dziewczyną, do której się nie podchodzi, z tych od których trzeba uciekać, czasem ewentualnie patrzeć i mieć świadomość,że nie jest dla Ciebie. Jej uroda i temperament budziły we mnie pewnego rodzaju lęk. Wciąż jednak mogłem czuć się swobodnie, miałem przewagę i wciąż byłem bezpieczny,dlatego nie spieszyło mi się do zmian. Dopóki chroniłem swoją anonimowość nic się nie mogło stać. Z resztą, co miałoby się stać, to przecież nic takiego. Nie znaczy nic więcej ponad te,które wciąż się pojawiają i znikają. Szukam i wybieram, takie jest moje prawo. Gdzieś w tym wszystkim pojawiła się nić porozumienia i sympatii, pierwsze spotkania i jakaś iskierka. Do tej pory daleko było mi do większych uniesień i głębokich uczuć, a jednak coś mnie w niej pociągało na tyle,że mój stosunek zaczął się zmieniać. Rodziło się uczucie, choć tego nie planowałem, chciałem aby coś się wydarzyło, czy to możliwe że zaczynałem kochać?Nie wiem,ale najwyraźniej to tkwiło wyłącznie we mnie. Odeszła. Nawet nie pofatygowała się aby coś wytłumaczyć, po prostu uznała to za oczywistość i zniknęła sądząc,że nie pozostawia po sobie niczego co mogłoby boleć. Myliła się. Nikt wcześniej nie zranił mnie tak, przez to chyba bolało nawet bardziej, ale trzeba w końcu zapomnieć, wziąć się w garść. Niech zatem będzie szczęśliwa. Może pomogłaby złość,ale polubiliśmy się na prawdę, nie chciałem mieszać jej z błotem.
Lato wyjątkowo ciepłe tego roku przyniosło w moim życiu wiele zmian i refleksji. Wróciłam do tego co wcześniej wydawało się jedyną słuszną decyzją, na siłę utwierdzając się w przekonaniu, że tak jest dobrze. On znalazł pocieszenie. Nie żałowałam tego, przecież życzę Mu jak najlepiej. Przez nią straciliśmy kontakt, choć w zasadzie to może tylko wymówka, właściwie to kontakt straciliśmy z naszej własnej i niczyjej innej winy. Tak wtedy było na miejscu, odpoczynek miał nam posłużyć. Każde z nas miało swoje życie i swoje miłości toteż nie wolno było ryzykować. Wakacje sprzyjały naszej rozłące, mogliśmy się rozkoszować niemożliwością spotkania w przejściu czy bibliotece. Z czasem przestałam o Nim nadmiernie myśleć, miałam szereg własnych spraw i zajęć. Wolny czas dzieliłam między przyjaciół i chłopaka, między rodzinę,a moją własną, często upragnioną samotność. Od czasu do czasu powracał jakiś lekki ucisk w sercu na przelotną myśl o Nim, na wspomnienie dotyku czy pocałunku, ale nie z takimi rzeczami człowiek sobie radzi, zawsze warto to co przyprawia o przykre uczucie zepchnąć na skraj naszej świadomości. Wrzesień przyszedł stanowczo zbyt szybko i brutalnie zaczął wypierać piękne i słoneczne pozostałości lata. Wciąż jak dawniej mijaliśmy się na szkolnych korytarzach, posyłając sobie ulotne spojrzenia, półuśmiechy i standardowe „cześć”, nic więcej. Moje życie raczej umiarkowane w okolicach października przyniosło bolesne rozczarowanie niedawno odzyskaną miłością i miesiące przepełnione goryczą, ale poza tym raczej spokojne i szare. On tego roku miał pisać maturę, wszystko było już jakby poważniejsze, bardziej decydujące i wymagające większego skupienia. Nie było nam do siebie po drodze, choć czasami zdarzały się chwile gdy znów rozmawialiśmy bez żalu i zobowiązań, nie powracając zanadto do wspólnej przeszłości. Mówią,że czas leczy rany i chyba coś w tym jest, bo wraz z jego upływem czułam się coraz lepiej i zaczęło mi odpowiadać samotne życie,w którym o ironio wcale samotna nie byłam. Znów każdego chłopaka traktowałam tak samo jak pozostałych, nie miałam dla nich zarezerwowanych wyższych uczuć. Wszystko zaczęło się układać i zapanował jakiś błogi spokój, którego dotąd dosyć mocno mi brakowało. Rok szkolny mijał bardzo szybko, przez święta, ferie, początki wiosny, które w tym roku znów spłatały mi psikusa w postaci tajemniczego bruneta,który jednak miał okazać się rozdartym między dwie istoty chłopakiem. Pomogłam mu wyjść z tego rozdarcia, zrywając nić między nami zawiązaną. I tak mijał czas aż do zbliżającego się wielkimi krokami kolejnego lata. Maturzyści zakończyli swój trud, postanowiłam by spotkać się z Nim ten ostatni raz zanim nasze drogi rozejdą się całkowicie. W ciepłe popołudnie spacerowaliśmy znanymi nam obojgu drogami i rozmawialiśmy jak wtedy na początku odrobinę niezręcznie choć przecież znaliśmy się już całkiem nieźle. Było miło, a zarazem jakoś tak dziwnie i niepokojąco. Czułam jakby coś się znowu do mnie przyplątało, niechciane uczucie, które podpowiadało mi coś,czego nie rozumiałam. Na dodatek On sam wyglądał jakoś inaczej, jakby coś gryzło go od środka,ale nie mnie było dane by dowiedzieć się co to było. Wakacje tego roku miały okazać się dla mnie szalone i zabiegane, pełne wyjazdów małych i dużych, nie miałam czasu na nudę i na myślenie o dawnych zauroczeniach. Bawiłam się świetnie i czerpałam garściami z tego co dawał mi świat.
Późna wiosna i początek lata nie był chyba najlepszym okresem w moim życiu. Lekko przybity i zniechęcony tym co mnie spotkało trochę się dołowałem, ale taki stan nie mógł trwać wiecznie i tak też było. Rany zaczęły się goić, a wraz z letnim czasem przyszła nowa miłość. Wszystko takie świeże i fajne, chyba już dawno nie czułem, że mogę wszystko. Tak dobrze poczuć, że zaczyna się układać no i, że tamto to była pomyłka. Pojawiała się jeszcze od czasu do czasu, dawna Ona, odległa i bezpieczna, nie wprost i bez powrotu do przeszłości. To było całkiem racjonalne i niekiedy nawet przyjemne, teraz przecież mogłem Jej powiedzieć „zobacz, jestem szczęśliwy!” nawet jeżeli nie zawsze do końca tak było. Już nie była ważna, nie teraz kiedy ja miałem kogo kochać. Nie czułem potrzeby pielęgnowania starej znajomości,ale wciąż pozostawał gdzieś w zasięgu ręki jakiś głupi sentyment. Z nastaniem trzeciej klasy mój czas stanowczo zaczęły pochłaniać matura, dziewczyna i własne życie, to o którym teraz należało zdecydować. Liceum się skończyło, z impetem wkroczył egzamin dojrzałości i tym oto sposobem dotarliśmy aż do wakacji. Pośród tego wszystkiego Ona wyszła z propozycją by spotkać się, pogadać. Czemu nie, może to być już ostatni raz. Jak zwykle dużo śmiechu, mało konkretów, czy śmieje się ze mnie czy po prostu tak ma? Jest trochę niezręcznie, już dawno przecież nie byliśmy nigdzie razem. Na odchodne jakieś dziwne ukłucie, nie wiem co ze sobą zrobić. Czegoś chcę,ale czego tak naprawdę? Nie dzieje się nic. Rozchodzimy się każde w swoim kierunku i to nie tylko dosłownie. Wakacje mijają. Czy jestem szczęśliwym człowiekiem? No jasne przecież to całkiem oczywiste, dlaczego jednak czasami jest mi tak źle? Przecież się staram. No właśnie staram się, ale czy to wystarcza? Chciałbym czegoś w zamian, czy to źle o mnie świadczy, że chcę czegoś w zamian? Miłość wymaga poświęceń więc się poświęcam. Czasem wzbiera we mnie złość, nie panuję nad sobą,ale po chwili znów muszę przywrócić się do porządku, jeśli ja nie zadbam o to co mam to nikt inny tego nie zrobi. Nie wszystko teraz jest takie kolorowe jak na początku i nie wszystko do końca mi się teraz podoba. Nic mi się nie podoba. Czy świat poszarzał? Studia zmieniają życie młodego człowieka, a teraz przecież właśnie je zaczynam. Wakacje dobiegają końca. Przedtem widzę ją jeszcze tylko jeden raz. I jak za każdym wcześniejszym nie jest do końca normalnie, towarzyszy mi dziwne uczucie, wolałbym żeby go nie było bo ono wprowadza w takich chwilach we mnie niepokój. Ona jest moim niepokojem. I największą niepewnością jakiej doświadczyłem w życiu.
Początkiem października los znowu nas ze sobą zetknął. A właściwie nie do końca los, tylko urodziny. Wkraczam uzbrojona w zwiewną czerwień. Przytłacza mnie tu wszystko i wszyscy. Oto staję pomiędzy trzema młodymi mężczyznami, z którymi coś mnie kiedyś łączyło lub może łączyć. Nie lubię kłopotliwych sytuacji. Ale to właśnie na Jego widok kolejny raz coś powróciło choć nic tego wcześniej nie zwiastowało. Nie wiedziałam co robić więc postanowiłam nie robić nic. Podszedł do mnie i tak już miało zostać przez cały wieczór. Tańczyliśmy trochę, siedzieliśmy razem i właściwie było nawet miło. Całkiem miło. Powoli zaczyna szumieć w głowie, gdzie jestem? No tak wciąż tutaj, a On jest obok. Czuję na sobie jego wzrok i czuję jakby szybsze bicie serca. Czemu serce bije mi szybciej? Lekki dotyk muska moje kolano, czy to sygnał? Stoję coraz mniej pewnie, potrzebuję oparcia i On jest dla mnie tym oparciem. Dlaczego ja potrzebuję tego oparcia? Jestem jak skała ale Jego ramię mnie obejmuje i jest mi w tym wszystkim tak jakoś błogo. Gdzie to uczucie, które kiedyś kazało mi uciec? Nie chcę uciekać, przynajmniej nie teraz. Wieczór przechodzi w noc ale to wcale nie oznacza, że się kończy. Potrzebuję oddechu, a może to Jego potrzebuję? Ale jak tu iść kiedy moje kroki są tak niepewne? On nie pozwala mi upaść. I nagle role jakby się odwracają. Siadamy na ławce i to On potrzebuje mnie, to on boi się upadku. Jest w tym wszystkim mały, zagubiony i chce żebym go zrozumiała. Patrzą na mnie duże, chmurne oczy pełne smutku, goryczy, nadziei i jakby wyrzutu. Wyrzutu, że nie przyszłam wcześniej ukoić jego bólu. Spotykamy się i nagle obydwoje wiemy jak bardzo jesteśmy samotni, jak bardzo siebie potrzebujemy. Kiedy nasze usta się stykają nic złego nie może już się stać, bardzo długo czekały żeby znów się spotkać.
Urodziny Moniki. Wchodzę tam i znowu Ją widzę. Już chyba zapomniałem, że Ona to nie tylko słowa, które wyświetlają się na ekranie, to także osoba, a dziś Jej uroda wywiera na mnie jakieś dziwne wrażenie. Uświadamiam sobie,że jest dziewczyną i to dziewczyną, która kiedyś mi się podobała. Chcę coś powiedzieć ale nie do końca wiem co, pewnie ciągle słyszy takie „coś” i nie ma to dla niej żadnego wyrazu. Rozmawiamy i jest dosyć miło, kiedy lekko już otumaniona alkoholem pokłada głowę na moim ramieniu. Przypominam sobie,że ten dotyk kiedyś przyciągał i elektryzował. Znów mnie przyciąga. Zachowuję się nieracjonalnie i pragnę go teraz choć przecież wiem,że nie powinienem. Wychodzimy. Musimy wyjść, bo przecież jest pijana i chcę jej pomóc wrócić do rzeczywistości. No właśnie, czy musimy? Domyślam się co może się stać, a jednak nie rezygnuję, jest mi źle i nie jestem szczęśliwy. Chcę zapomnieć. I nie mogę Jej dzisiaj stracić, nie mogę pozwolić Jej odejść. Chcę czuć Jej obecność, chcę żeby dzisiaj zawładnęła moim światem. Była tym, czego od dawna potrzebowałem i czuję taką straszną złość, bo to nie powinna być Ona. Nie powinna, prawda? Tylko dlaczego moje serce tak cieszy się tym,że Ona znowu jest tu, a odległość która nas dzieli maleje z każdą sekundą?
W życiu wszystko bardzo dynamicznie się zmienia. Tym razem to On musiał odejść. A może nie musiał tylko bardzo chciał? To boli, choć wcale tego nie planowałam i nie tak to wszystko miało wyglądać. Nie chcę mieć do niego żalu, właściwie chcę tylko zapomnieć.
Musiałem. Przecież wcale nie chcę zmieniać niczego w moim życiu, teraz wszystko mam poukładane, proste. Tym razem to ja uciekam. Chyba wydaje mi się,że wszystko może wrócić do normy ale tak się nie dzieje. Między nami pozostaje niesmak,a na dodatek mój związek się sypie. Chcę go ratować, przecież to się nie może teraz skończyć, nie potrafię już inaczej żyć. A jednak. Zaczynam się miotać, bo to wszystko jest już bez sensu. Nie chciałem tego. Co mam teraz zrobić?
Myślałam, że zapomnienie przyjdzie mi łatwo, jak zawsze, ale jednak nie potrafiłam do końca zerwać z Nim kontaktu. Między nami zaczynała po raz kolejny zawiązywać się nić przyjaźni, potrzebował teraz wsparcia jak nigdy wcześniej. Dziewczyna z nim zerwała,a ja znienawidziłam ją słuchając niejednokrotnie jak cierpi z jej powodu. Było mi go strasznie szkoda i postanowiłam odsunąć na bok moje własne uczucia żeby tylko pomóc mu wrócić do życia. Nie było to łatwe zadanie, nie teraz kiedy moje własne uczucia też lekko kulały,ale warto było spróbować. Popołudnia i wieczory spędzaliśmy razem, choć przecież osobno, godzinami wymieniając się wiadomościami i powoli uzależniając od siebie nawzajem. Stanowiliśmy dla siebie bezpieczną przystań, opowiadaliśmy o swoich dniach i o tym co męczy wieczorami, o najgorszych myślach, które wychodzą na zewnątrz dopiero po zachodzie słońca. Rok powoli się kończył. Nie wiedziałam do końca czy to dobry pomysł ale postanowiłam zaprosić Go, aby odciął się od tego wszystkiego co Go przytłaczało. W huku noworocznych barwnych ogni i radosnej muzyce.Kiedy go zobaczyłam wiedziałam,że nigdy już nie będzie między nami normalnie. Nieustannie pojawiało się to coś, kiedy tylko spotykaliśmy się w realnym świecie. Nie wiedziałabym jak nazwać to co czułam, ale bardzo chciałam nie czuć nic, bo wtedy było najspokojniej.
Ona znowu się pojawia. Jest w porządku, widzę,że stara się poprawić mi samopoczucie. Może to trochę nie fair, chyba wiem,że Ona też coś czuje ale skoro twierdzi,że nie, to może warto jej posłuchać. Czy naprawdę można niczego nie czuć? Rozmowy z nią nawet trochę pomagają, dobrze jest mieć z kim pogadać. Zdaje się rozumieć i tak jakoś to wszystko leci. Tylko,że ja chcę moją dziewczynę z powrotem. Boli mnie utrata i bolą mnie moje uczucia. Chyba nie powinienem obarczać tym wszystkim akurat Jej, ale Ona jedna jakby mnie rozumie. Mogę powiedzieć o tym jak teraz się czuję i wiem, że mnie nie wyśmieje, że nie zostawi bez słowa. Lubię te nasze rozmowy. Dzięki nim czasem zapominam na chwilę jak bardzo jest mi źle i chyba nawet się uśmiecham. Czasami zapominam o wielu sprawach kiedy tak rozmawiamy i spóźniam się na zajęcia. Zbliża się sylwester i moje plany jak zwykle obracają się wokół tego jak spędzić go w pobliżu byłej. Wiem, że to bez sensu,że nie będę się dobrze bawić,a wręcz przeciwnie ale jednak coś korci. W tym miejscu znów pojawia się Ona i znowu zmienia moje plany. Sylwester przynosi kolejny dowód na to,że dawne uczucia coś po sobie pozostawiły, dobrze czuję się w jej towarzystwie, przyjemność sprawia jej dotyk i świadomość,że jest tutaj obok mnie, choć otacza nas tylu ludzi. Nie wiem czym jest to uczucie i chyba w dalszym ciągu trochę go nie chcę, spycham na boczny tor.
W tym roku zima zagościła u nas zdecydowanie na dłużej i zamiast witać pierwsze promienie wiosennego słońca marzec uparcie wiał mroźnym chłodem. Przyniósł w tej ponurej pogodzie kolejne spotkanie,które na zawsze już miało wywrzeć na nas ogromny wpływ. Od ostatniego razu gdy się widzieliśmy minęły ponad dwa miesiące, nie znaczy to jednak że byliśmy sobie bardziej obcy niż dawniej. Przeciwnie, ten czas to niemalże ciągłe rozmowy o wszystkim. Stał się dla mnie rytuałem, codziennością, uzależnieniem. Jego widok sprawił mi większą radość niż się tego spodziewałam i choć jak to zawsze bywało po dłuższej rozłące znów odrobinę się siebie wstydziliśmy to wiedziałam,że On cieszy się tym dniem tak samo bardzo jak ja. W cieniu ciasnego pokoju rozpoczęła się gra, której wynik z góry był ustalony. On jak zawsze wstydliwy i niepewny czy to czego chce spotka się z moją aprobatą czai się jak ten kot, a ja wiem, że w końcu skoczy. Chcę mu pomóc, ale jestem zbyt dumna żeby wykonać jakikolwiek gest w jego kierunku, dlatego siedzę spokojnie i czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Co jakiś czas nasze spojrzenia się spotykają. Widzę,że coś wzbiera i wyżera go od środka. Odwraca wzrok po to by za chwilę ustami dotknąć moich ust. Delikatnie. Coś pęka. Teraz już nic nie jest delikatne. Nikt teraz nie ma prawa mi Ciebie odebrać. Biegnę do Ciebie. Szalona.
Tylko czy tak się da jeśli ktoś ciągle jest w Twoim życiu? Może i się da, nigdy nie wracamy do tego co dzieje się w nas gdy się spotykamy, bo tak jest o wiele prościej. Każdy dzień w jakiś sposób umacnia to co nieokreślone jest słowami. Marzec przynosi kolejne spotkanie. Kiedy ją widzę czuję,że muszę jej dotknąć. Czy ona tego chce? Jest zarazem taka ciepła i zimna jak lód. Nie wiem czego mogę się spodziewać. Czekam. Nie potrafię tak wprost wykonać żadnego gestu, krążę wokół niespokojnie. Muszę ją pocałować, bo muszę przekonać się co wtedy poczuję. Ale potem nie wiem już nic, nie mam czasu na to żeby myśleć. Wszystkie tłumione w najciemniejszych zakątkach uczucia wymykają się poza wszelką kontrolę, nawet jak na tę od początku dziwną relację niespotykanie. Pośpiech który temu towarzyszy dodaje tylko uroku. Przecież pędzimy do siebie, nic nie zapowiadało, że będzie właśnie tak. Wieczór przynosi rozstanie i wątpliwości. Czym jest to co czuję właśnie do niej? Zaczynam się coraz więcej zastanawiać. Powinienem jej to powiedzieć, ale czy to ma jakikolwiek sens? Ta historia nie może skończyć się inaczej niż kolejnym rozstaniem i kolejnym rozczarowaniem.
Tydzień później widzimy się po raz kolejny. Chce mi coś powiedzieć. Co tym razem? Że nasza przyjaźń nie ma racji bytu? Nie mogłabym się z tym zgodzić, bo choć przyjaźń z nim to niewątpliwie najtrudniejsza przyjaźń jaką kiedykolwiek posiadałam w życiu, to była mi równie cenną. To co usłyszałam zaskoczyło mnie całkowicie. Co mam teraz zrobić? Czy potrafię Go kochać? Chyba nie kocham. Ale czy mogę być tego zupełnie pewna jeżeli nie spróbuję? Tym razem muszę spróbować.
Oznajmiam, że muszę z nią porozmawiać. Ale to tak głupie i niedorzeczne,że w drodze kategorycznie zmieniam zdanie. Niczego nie powiem. Nie zepsuję tego co jest. Nie jestem w stanie się oprzeć. Milczy więc pewnie schrzaniłem. Dlaczego tak długo milczy?A jednak? Nie tego się spodziewałem po tej ciszy, nie tego. Jej usta mówią jedno, ale widzę niepewność Jej oczu. Zaczyna się więc niema walka. Po cichu czekamy aż to drugie przyzna się do błędu. Ośli upór doprowadza nas coraz dalej w relację, z której teraz nie tak łatwo będzie wyjść. A ja? Nie chcę wychodzić. Czuję, że znów nadchodzi wiosna.