Literatura

Charytatywny bal - czyli grzechy współczesnej lewicy. (opowiadanie)

Aleksander Pawłowski

 

Centrum miasta, województwa stolica, Na panoramę rzut - budynku iglica. Hotel dla prestiżowych gości, Z dachu widać nowoczesnej lewicy włości.

 

Parkują przed wjazdem taksówki, Kelner rozkłada na stołach surówki. Możni Państwo wysiadają, Lokaje do sali balowej zapraszają. (Do rąk działaczy Dom Perignon wkładają.)

 

Celem balu zbiórka funduszy, Dla chorego dziecka, co serca poruszy. Zaproszeni posiadacze legitymacji, Przedsiębiorcy oraz ważni rajcy. Prezes wojewódzki nam przewodzi, Jest nasz senator oraz poseł z Łodzi. Razem osób kilka setek, Będzie jadło, picie i zabawa wśród białych serwetek. Przemówieniem prezes rozpoczyna, Stary działacz patrzy „Gdzie jest butelczyna?" Kelnerski fach do stołu podaję, Jedzą jak za szlachty obyczaje. Młody hotelu pracownik o imieniu Stachu, Wylał zupę na spodnie sekretarza powiatu. Ten z plamą wstydliwą, Obrzuca młodzieńca łaciną. Pierwsze flaszki poszły w ruch, Obecny starej lewicy koszmar-duch. Mateusz choć młody już interes widzi, Z przedsiębiorcą co z migrantów szydzi. Grzegorz czasy pamięta dawne, I działanie w bezpiece niejawne. Fabian nowego nurtu jest przodownikiem, LGBT i równości orędownikiem. Z osobą towarzyszącą jest tej nocy, Z blondynem z Norweskiej północy. Senator z naszego regionu, Jak miecz lewicy Albionu. Poseł wie co się świeci, Polska czysta go nęci. Lecz urząd ważniejszy, Wizerunek najcenniejszy. Po daniu głównym wraca do żony, Opuszcza u szczytu stołu trony.

 

Już talerze ze stołów zebrane, Kelnerzy jak sługi oddane. Smakowało jadło każdemu, Nikt nie dziękuję kucharzowi ukraińskiemu. Jak już w temacie naszego(!) Lwowa, Na tańce zaprasza drewniana podłoga. Hubert Janowi tłumaczy, "Nie komuniści a ukraińscy nacjonaliści, Powinni wisieć zamiast liści". Zbyszek co w sądach za komuny, Sądził tych co robili rozróby. Dzisiaj tańczyć nie ma ochoty, Podziwia Magdaleny cnoty. A ona z parkietu nie schodzi, Biznesmenów zwodzi. Na stołek w spółkach się zapatruję, Wdzięcznie im podskakuje. Poseł szatniarce wyrzuty prawi, Nie zauważył jak jej serce krwawi. Zagubiła posła płaszcz i szal, Co był warty wielki szmal. Zguba więcej złotych warta, Niż pensja szatniarki marna. Awantura całkiem zbędna, W słowach posła obelga wstrętna. Odnalazło się odzienie, Zachowanie? Cóż, jak w chlewie.

 

Przerwa w tańcach już nastała, Ludzi masa przy scenie się zebrała. Prezes wcześniej wspominany, Przedstawia przedmiot licytowany. Prześcigają się socjaliści, W licytacji i hojności specjaliści. Po raz pierwszy coś fundują, Po raz drugi licytują, Po raz trzeci pieniądze potrzebującym ofiarują. Sprzedane! Prezes sumą zebraną się chwali, Oklaski przeszły po całej sali. A na stoły wjeżdżają dziki flambirowane, „Będzie popas Jaśniepanie".

 

Bernard jak co roku, upił się już miło, Wspomina co w programie go dziwiło. "Jak tak można zboczenia propagować, Z czarnymi można pertraktować" Na te słowa Maciej przypomina, Jak w jedynej partii z nimi Krzysiu był, A teraz Krzysiu z prawicą się obył. Leży krzyżem pod ołtarzem, A zaczynał będąc dekarzem. Ludzi pracy temat przeszedł gości, „My są obrońcy pracy i ludzie prości" - tak zawołał Stefan ze wsi. Fabian zaczyna już wykładać, „Za sobą stare przywary trzeba zostawiać. Na nowe czasy trzeba się nastawiać." A Stefan spluwą siarczyście, Powie wszystkim uroczyście: „Nie licząc siebie zupełnie, Z wyższym wykształceniem cała sala tu będzie." Śmiechem mu odpowiadają, Tyle na ten temat uważają.

 

Zbyszek od zawsze ustawiony, Już się plączą nogi. Małżonka, pensjonatu właścicielka, O umiar prosi i męża nęka. „Wódka to moja udręka, Idziemy spać żwawo". W kierunku pokoju idzie kulawo. Nagle w korytarzu, Wspominając o sekretarzu, Puścił pawia... Żona zaprasza pokojówkę do posprzątania.

 

Prezes widzi jaki stan, Schodzi na hotelowy bar. Tam barmana poucza, Myśli, że serce jego porusza. Pracownik na napiwek się łudzi, Chamskie zachowanie entuzjazm studzi.

 

Fabian teraz przekonuję, Twardo rację argumentuje. „Trzeba legalizacji haszyszu." Stefan żałuję, że nie mówią mu „Towarzyszu". Stare, dobre obyczaje, Zastępują Panowie, Panie.

 

A Eugeniusz już się piekli, „Jak to węgiel znieśli? Szwagier skład opału ma, Kto mu stołek dobry da?" Przyszłość nasza - ekologia, Tu jest pieniądz - nie żadna filozofia. Tam interes trzeba kręcić, Żeby z Unii forsę zwędzić.

 

Marta działaczka młoda, W płci przeciwnej widzi wroga. I oznajmia, że parytet Na papierze - to nie autorytet. Na co głowę z stołu Jan podnosi, Informuje jak prawicy nie znosi. „Jak oni ludziom rozdawali, Myśmy w sondażach oberwali!" Czterech obok już się głowi, „Czy nam lud rządzić jeszcze pozwoli?"

 

Przez przeszklone sali okna, Słońce budzi się jak wiosna. A promienie odsłoniły, Co lewicy zastępy kryły. Nie dojedli, Nie dopili, Wszystko wkoło pobrudzili. Obsługi nie uszanowali, Choć na szczytny cel zbierali. „I to odróżnia nas od innych, My pijemy w celach wzniosłych. Nie szukajcie u nas winnych, To tylko uczta ludzi dorosłych".

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 3 grudnia 2021 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca