Literatura

Moje poranne pytanie (opowiadanie)

Sebastian Bukiel

Właśnie teraz byłem tam. Uciekałem do swojej świadomości i po kilku godzinach potów i męczarni wszedłem tam. Ta piękna jasność, jaką ujrzałem zadziwiła nawet moje oczy, a trzeba Ci wiedzieć, że moje oczy widziały już wiele. To jednak było tak piękne, że opisać tego nie sposób. Nie ma bowiem w żadnym języku takich słów, które mogłyby wyrazić me doznania. Spokój i jasność, wreszcie ten ukochany spokój. Tak zawsze mi go brakowało. Spokój na ziemi, spokój w powietrzu i spokój we mnie. Szedłem drogą, ach nie - przepraszam, siedziałem na ławce, chyba w parku. Ludzie którzy mnie mijali byli jacyś inni, tacy kolorowi i piękni. Szli powoli, a każdy z nich uśmiechał się do mnie i każdy z nich był szczęśliwy. Ja czułem ich szczęście i sam dzieliłem się własnym wraz z nimi. Słońce świeciło, kiedy chciałem, tak dokładniej mówiąc to działo się wszystko to co chciałem. Zapewne nikt nie uwierzy w to, że słonie miały tam zawsze podniesione trąby i mówiły ludzkim, lecz dużo piękniejszym głosem głosem. W pewnym momencie dosiadła się do mnie kobieta o bardzo łaskawym spojrzeniu i żywo zielonych włosach. Zaczęliśmy miłą i przyjemną konwersację. Okazało się, że w miejscu i czasie, w którym jestem nie ma głodu, nie ma bólu, nie ma płaczu, nie ma przywódców i prezydentów. Co dziwne słowo śmierć też tam nie istniało, a człowiek w żaden sposób nie wywyższał się nad inne rośliny i zwierzęta. Tak mi się tam spodobało iż postanowiłem zostawić wszystko co miałem i zostać tu na zawsze. Zwykłe korale były tu tak dziwne, że aż cudowne, wszystko wirowało na moje własne życzenie, a muzyka dopiero tutaj brzmiała naprawdę jak muzyka. Jaka praca, jaka zdrada, jaka nienawiść, tu nie ma takich rzeczy. Tu są ptaki śpiewające przez cały rok, tu są ludzie kochający kwiaty, tu są kwiaty kochający ludzi. Kiedy w tym podekscytowaniu nabierałem całymi płucami świeżego powietrza ktoś zawołał - tato. Tato obudź się. Otworzyłem oczy i ujrzałem te same szare i smutne ściany, które tak chciałem opuścić, a nad swą głową ujrzałem smutną twarz swego syna. Tato - krzyczał - tato wstawaj już szusta spóźnisz się do pracy. Do tej cholernej roboty, której tak nienawidziłem i do tego szefa, któremu musiałem włazić w dupę, tylko po to, aby mieć z czego utrzymać rozwrzeszczane dzieci i starą, tłustą żonę. Usiadłem zaspany na swym dziurawym łóżku i po raz kolejny zapytałem swego syna - dlaczego mnie obudziłeś, dlaczego mnie kurwa obudziłeś??


niczego sobie 2 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 10 kwietnia 2000

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca