Warto byłoby, pisząc o muzyce, mówić nie tylko o dźwięku, także o samej czynności.
Widzieć orkiestrę symfoniczną albo kwartet w działaniu, to przecież cudowne.
Już to, że zebrali się z różnych dzielnic miasta, z różnych układów rodzinnych,
z różnych mieszkań, domów, widoków ze swego okna, i razem wykonują,
czyli razem poddają się rozkazowi zapisanych na papierze dźwięków,
jest godne podziwu.
A tu jeszcze ich, inne u każdego, właściwości - ten łysy, tamten znów brodaty, ten chudzielec,
tamta w zielonej sukni wyróżniającej się wśród fraków.
Wykonują , to znaczy służą czemuś, co ma inne trwanie niż oni i inny rodzaj istnienia.
Było, zanim się urodzili, i będzie, mniejsza z tym jak długo, ale dłużej niż oni.
My, słuchacze i widzowie, uczestniczymy w przybyciu jednodniowych istot ciepłokrwistych
do krainy matematycznych proporcji, kryształów niepodległej niczemu logiki, czystych idei.
Na granicy tej krainy prowadzą po strunach swoje smyczki, przyciskają klawisze fortepianu,
dmą we flet i rożek mysliwski. A z tego dla nas ogromna radość, myśl o tym,
jak wspaniały, bogaty i różnorodny jest ludzki świat.