Sztukmistrzu, rozkładaj swoje instrumenty.
Wysokie echo powraca z gór, słychać huk wiosennych potoków.
Dziecinnych oczom, jak twoim kiedyś, objawia się pierwszy raz piękno ziemi.
Sztukmistrzu, budujesz gwiazdę, która będzie wędrować po niebie dopiero co urodzonych.
Podczas gdy ty usuwasz się bez żalu, myśląc o tym, jak trudno było przeżyć życie.
I nauczyć się, że dostajemy nie to, czego chcieliśmy, a dwie największe cnoty to rezygnacja i upór.
I że świadomość nie daje pociechy, bo jest świadomością błazna fikającego koziołki na scenie i chciwego oklasków.
Nabyłeś nie żądanej wiedzy o sobie i innych, wypełniłeś się po brzegi litością i podziwem.
Oby ci, którzy ciągnąć dalej mają dzieło, zaczynali tam, gdzie ty kończyłeś, mistrzu pokonanej rozpaczy.
Pochwalający, odnawiający, uzdrawiający, wdzięczny za to, że były dla ciebie i będą dla innych wschody słońca.