-oOo-
kropla za kroplą
spływają z moich okien
witraże zimy
-oOo-
kruszeją lody
kra kra z radości krzyczą
gawronie chóry
-oOo-
wezbrana rzeka
dorównać pragnie niebu
rozlewa błękit
-oOo-
marcowe słońce
starczyło żeby rozgrzać
serce pierwiosnka
-oOo-
wiekowe dęby
podobnie jak ja mają
zielono w głowie
-oOo-
trzepoczą skrzydła
milionów kropel wody
huczy wodospad
-oOo-
ciepłe sny stygną
gdy wdziera się przez okno
powiew przedświtu
-oOo-
chodź na majówkę
słyszysz w katedrze lasu
konwalie dzwonią
-oOo-
pod niebem łąki
płonie ognisko słońca
sen nietoperza
-oOo-
rzeka potrafi
nadać najtwardszym głazom
szlif łagodności
-oOo-
w rybackie sieci
ławicę ryb przywiodła
szczęśliwa gwiazda
-oOo-
po skalnej ścianie
człowiek idzie do nieba
razem z butami
-oOo-
skaliste szczyty
od wieków patrzą na świat
kamienną twarzą
-oOo-
zdyszane miasto
złapało późną nocą
miarowy oddech
-oOo-
nocą witraże
wznoszą bezbarwne modły
o promień światła
-oOo-
pędzel jutrzenki
na sinym dachu nieba
maluje freski
-oOo-
kropelki rosy
ociera promień słońca
z policzka róży
-oOo-
konają puszcze
zielone szyje ściska
pętla asfaltu
-oOo-
cekiny nieba
nawet gdy się wypalą
nadal nam świecą
-oOo-
wyciągam ręce
upadam na kolana
zbieram poziomki
-oOo-
leśne maliny
kuszą by zakosztować
dzikiej słodyczy
-oOo-
potędze wiatru
zuchwały opór stawia
wydęty żagiel
-oOo-
piaski pustyni
uschły z próżnej tęsknoty
za glorią pereł
-oOo-
tylko pająki
potrafią ciągle plotąc
nic nie poplątać
-oOo-
poranne słońce
rzuciło jasne światło
na mroki życia
-oOo-
z leśnej gęstwiny
wyszła mi na spotkanie
zgubiona droga
-oOo-
przed wiejską chatą
w niedzielne popołudnie
ugięta ławka
-oOo-
po parasolu
spływają łzy rzęsiste
requiem dla lata
-oOo-
przywarły ciałem
w blasku świateł latarni
ćmy samotności
-oOo-
w ramionach ziemi
złożyło swoje ciało
spróchniałe drzewo
-oOo-
sterczą łodygi
dmuchawce tracą głowy
kiedy wiatr wieje
-oOo-
noce się dłużą
już nie pogania czasu
sekundnik cykad
-oOo-
patrzę ze szczytu
jak potok chmur zalewa
senną dolinę
-oOo-
ucichły ule
snujmy jak złote pszczoły
słodkie marzenia
-oOo-
w stalowym niebie
przegląda się dzień cały
strapiona dusza
-oOo-
upartym drzewom
na próżno wiatr przywraca
zrzucone liście
-oOo-
na wrzosowisku
strudzony dzień wygląda
zmierzch nie nadchodzi
-oOo-
jesienną porą
snują się po ulicach
dymy bez ognia
-oOo-
staruszka jesień
na żółtych kartkach pisze
testament liści
-oOo-
idź jak Tezeusz
z nicią babiego lata
w labirynt zimy
-oOo-
nastała zima
wiewiórka twardy orzech
ma do zgryzienia
-oOo-
zima tak mroźna
że tylko Styksu wody
nieskute lodem
-oOo-
nie czas na miłość
amor wypuszcza strzały
lodowych sopli
-oOo-
swoje haiku
pędzelkiem piszesz co dzień
na kartkach powiek
-oOo-
ja tobie wszystko
a ty półksiężyc w serce
i kamień w wodę
-oOo-
tak bardzo kocham
że często zapominam
mówić ci o tym
-oOo-
mojemu sercu
jesteś najbardziej drogą
drogą donikąd
-oOo-
usta kobiety
całują pomarańczą
mówią cytryną
-oOo-
kwiaty w wazonie
jeszcze jedna ofiara
naszej miłości
-oOo-
drapieżne zwierzę
nosi na swoich plecach
łagodna pani
-oOo-
żurek z kiełbasą
połyka w pustej kuchni
tłuste romanse
-oOo-
zdjąłem piżamę
wtem mnie za gardło chwycił
krawat sumienia
-oOo-
ślimak i człowiek
pierwszy ma dom na plecach
drugi na głowie
-oOo-
to pierwsza wiosna
którą oglądać będę
okiem jesieni
-oOo-
ludzką oziębłość
na próżno pragnie przebić
serca przebiśnieg
-oOo-
szare gołębie
przynoszą szarym ludziom
skrzydlate myśli
-oOo-
strumienie czasu
skutecznie gaszą ogień
człowieczych pragnień
-oOo-
stary kawaler
przez niedomyte okno
zerka na miłość
-oOo-
wyłącznie ślepcy
mogą mieć jasny ogląd
ciemnoty świata
-oOo-
w amforze ciała
jak w lampie Aladyna
drzemie potęga
-oOo-
kolejny miesiąc
przebiegłem w bezsensownej
pogoni jutra
-oOo-
co za paradoks
świat który gonię biegnie
w przeciwną stronę
-oOo-
nasza planeta
stała się dla swych bogów
kulą u nogi
-oOo-
gdzie jesteś Boże
gdy niewidoma prosi
o grosz żebraka
-oOo-
prowadź mnie Boże
twojego linoskoczka
po pętli życia
-oOo-
gdy spłodzę syna
i własny dom zbuduję
wyrosnę drzewem
-oOo-
pies wylizuje
wrzody i krwawe rany
mej samotności
-oOo-
kłamliwy zegar
wskazuje czas co wraca
do punktu wyjścia
-oOo-
zazdroszczę kretom
że odnajdują radość
w spoczynku w ziemi
-oOo-
wynajmę pokój
w piwnicach codzienności
emigrant z raju
-oOo-
na czole starca
Bóg rzeźbi dłutem czasu
zakręty życia
-oOo-
z pierwszego piętra
śmierć mnie przekwateruje
na parter nieba
-oOo-
chcę tak jak motyl
odejść niepostrzeżenie
na wieczną łąkę
-oOo-
przyjdzie przed świtem
po cichu na paluszkach
złodziejka smutków
-oOo-
każda sekunda
czyni z naszego życia
wielkie rozstanie
-oOo-
życie jest złudą
zrozumiesz to gdy w końcu
śmierć cię obudzi
-oOo-
przed śmiercią w morzu
choć myślą każda rzeka
wraca do źródła
-oOo-
wyschnięte źródło
nie roni kropel wody
chociaż las płonie
-oOo-
ma wiarę w Boga
straciwszy wiarę w życie
oczodół pusty
-oOo-
śmierć jest artystką
rozmywa świat jak pędzel
impresjonisty
-oOo-
księgi wieczności
zapiszą nasze życie
krótkim haiku