horyzont widziany
przez dziurkę od klucza
znajdującą się
za wysoko by spojrzeć
życie galopuje
przez pole trupów
bezczelnie leżących
na drodze
pole stokrotek
spalone w odwecie
za dar będący
przekleństwem
myślę i widzę
gwiaździste niebo
szyderczo przemawiające
z powierzchni stawu...
Mgliste jakieś, mam wrażenie, jakby autora przerosły symbole.
Co do tych trupow bezczelnie lezacych to mi chodzilo o zycie "po trupach do celu" takie troche zagmatwane to i ukryte ale mysle ze do zinterpretowania. Zreszta i tak kazdy interpretuje wszystko na wlasny sposob. ;]
Ostatnia strofa nasuwa mi na myśl jakieś jezioro, staw, las, noc, te gwiazdy w odbiciu tafli jeziora...nieee, no kiczem mi to zalatuje:P