był sobie raz chłopiec
miał żółte oczy i szczękę jak cesarz
miał też skrzypce
jak skrzydła
nie potrafił jednak ani grać ani latać
potrafił za to krzyczeć
więc krzyczał
krzyczał głośniej od wiatru
głośniej od modlitw
i głośniej od śpiewu ptaków
gdy w końcu słychać było już tylko jego krzyk
gdy już nic poza nim nie istniało a niebo wezbrało czarnymi falami chmur
odwrócił się i odszedł.
Ale witam na wywrocie i życzę owocnego pisania.
Pozdrawiam