Zagubieni niewidzialni
Idą leśnymi ścieżkami
Niewybrednie idealni
Wciąż żywią się korzonkami
W niebo smutno spoglądają
Widzą w nim swą przyszłość
Przy szeregach świec wołają,
By przekleństwo prysło
Oto oni – zagubieni sprawiedliwi,
Których dzisiaj tak bardzo brakuje
Żyją sobie w podświatach szczęśliwi,
Gdy w nadświecie purpura króluje
Wyrzuceni za granice tolerancji
Czekają wymarzonych, lepszych dni
Poza parasolem ignorancji
I sukcesu wiecznej koniunktury
Ciągną życia w ciepłych, lnianych workach
Uczepionych do ich niecodziennych mąk,
A nocami kryją się w swych norkach,
Wykopanych pracą wspólnych, młodych rąk
W każdym cieniu mają powód swego lęku,
Z którym walczą tylko dzięki sile ducha
Poznasz ich obecność po tym dźwięku,
Który cały czas śmiesz mylić z szumem w uszach.