Tak treli, tak treli w jesieni,
Swą barwą z kanonów najlepszych,
Czy myśmy paradę tą mieli,
Gdy wybierano najlepszych.
Czy myśmy z najśmielszych nucili,
ów image od stylów i wzorców,
Gdy śniegiem na przełaj my biegli,
Do wolnej nasz łzawy już nokturn.
A wieczór, gdy przy mnie już milczy,
Nie nucił nic, co zjawiskiem,
Z widowisk bezcenne z najmilszych,
Deszcz stuka mi moim nad wszystkie.
Rozstrząśnie zapewne z tych rajów,
Co lepszym z najlepszych,
Gdy człowiek to zmierza do gajów,
Z jesiennym listowiem, tak dźwięcznym.
To tutaj, gdy spojrzysz z samotnią,
Na barwy w świetlistej poświacie,
Najpiękniej i moim już słowom,
W ich dźwięku, poszumie i takcie.
To tutaj, gdy niebo gwieździste,
Zadźwięczy swym piano jestetstwo,
Z tych takich, tak zwykłych najmilsze,
Od wiersza ich skromne poselstwo.
A lata, jak nokturn pod górę,
Gdzie chylisz już niebo i łany,
W zapisach to moich tak nucę,
Swą cichość z przemijań nad nami.
I zegar, jak ślepiec swej duszy,
Uzyskać już raczył, co swoje,
Swym rytmem jesienność tą nuci,
Kolejne twe dni i twe noce.