zombie czyli mordy jamochłonów na wszelkiej maści polipach

Jarosław Baprawski

ze świtem dnia opadają mgły z oczu 
klaksony ulic zadzierają brzegi kołdry

kolejny dzień 
blaszanym kapslem 
otwiera sklepikarz 

pierwszy łyk znajomy smak 
przenika wskroś 

 

jeży mi mózg 

głodowy mulak 

bez biletu 
z górnej półki 
kasuję kolejne 
przystanki na żądanie 

błyskają fleszem butelkowe denka 
a rura pali martenowskim piecem 

na przekór losowi 
pomyślisz - i chuj 
jadę do Perth 
witaj australio 

dżipies i simlock 
stoją pod sklepem 
trzęsące się dłonie - 
- sponsora brak 

idziemy bracia 
do kiosku ruchu 
wody brzozowej 
butelek rząd 

nie można tak tracić życia 
trzeba z żywymi do przodu iść 
ale czy oni wezmą nas z sobą 

bo przecież - 
- każdy z nas 
to trup

Jarosław Baprawski
Jarosław Baprawski
Wiersz · 9 grudnia 2012
anonim
  • Kuba Nowakowski
    uhu... no no

    · Zgłoś · 11 lat
  • Ata
    pierwsza strofa naj, reszta trochę wg mnie za bardzo "pociachana"...

    · Zgłoś · 11 lat
  • abojawiem
    nawet się otarłem o coś takiego, no to coś wiem. ale też nie trzeba się ocierać żeby wiedzieć (co to jest, co czym jest)

    · Zgłoś · 11 lat