przyjdź do mnie
starając się nie zakrywać oczu
zamknij się na chwilę przestrzenią
pod którą rosło nasze drzewo
poza resztą skrzywdzonych przezroczystości
widzimy w pełni wykształcone liście
rozwiązują się same
oddychamy ich przewietrzeniem
niedaleko delikatnie wysłuchuje nas rzeka
zawsze w pobliżu sumienia
dostrzegamy w niej coś dla siebie
samolubne usposobienie nie jest wcale takie złe
zapach tamtego dnia
nie sili się
godnością uwagi