otępienie czołowo-skroniowe
typu tip on the tounge
odkrył von Frish;
podobno pszczoły mają język
pełen patetyzmów i lakanicznych zwrotów
le reel n'est pas representable
but it's still the best place
to get a good steak
otępienie czołowo-skroniowe
typu tip on the tounge
odkrył von Frish;
podobno pszczoły mają język
pełen patetyzmów i lakanicznych zwrotów
le reel n'est pas representable
but it's still the best place
to get a good steak
,,Martwe znasz prawdy, nieznane dla ludu,
Widzisz świat w proszku, w każdej gwiazd iskierce.
Nie znasz prawd żywych, nie obaczysz cudu!
Miej serce i patrzaj w serce!"
Tym razem raczej nie obaczym cudu;) Pozdrawiam
Otóż, końcówki nie można spokojnie oddać po polsku, bo ucierpi na tym nie erudycyjność tekstu, ale formalne walory brzmieniowe (poezję powinno czytać się głośno, wtedy dopiero słychać te fonetyczne sprzężenia angielskiego i francuskiego [Allen i Barthes]).
Jeśli chodzi o to, czy wiersz ma być "bardziej przystępnym", to już raczej kwestia osobistych preferencji poetyckich. Ja na przykład wyznaję zasadę, że "słowa powinny dziwić się swojemu sąsiedztwu", zrozumiałość jest kryterium dyskursu publicystycznego - poezja powinna uwalniać słowa od konwencjonalności komunikacyjnej.
Jeśli chodzi o słowa "Wieszcza", to muszę powiedzieć, że całkiem retorycznie dobrałeś strofoidę, ale niestety tylko to. Trzeba pamiętać, że "Wieszcz" (którego za Wieszcza nie nie uznaje, bo nie uznaje znaczenia rzeczownika "Wiesz") tworzył w czasach, gdy obowiązywały jeszcze zasady poetyki normatywnej - poezja musiała być zrozumiała, bo tworzona była dla często niepiśmiennego, a jedynie czytatego loodoo
Po drugie - stosunek romantyzmu do nauki jest dzisiaj powszechnie znany - romantyzm uwielbiał odchylać się w stronę metafizyki, lecz paradoksalnie - mógł robić to tylko dlatego, że naukowe treści były "usankcjonowane" w druku - romantycy mogli bezpiecznie pławić się w metafizycznym sosie emocji, upiorów, folkloru, a wszystko to dla ludu. "Miej serce i patrzaj w serce?" Dla mnie poezja (za T.S. Eliotem) jest "continual extinction of personality" i "structural emotions" - dla Mickiewicza też z pewnością taka była - wystarczy mieć wgląd w rękopisy "Wielkiej Improwizacji" :P
Inna sprawa - to wykorzystanie środków poetyckich, których właściwie w tym tekście brak - nie dostrzegam żadnych metafor, porównań etc. Jasne , można dalej odwoływać się do różnych poetyk awangardowych, które negowały użycie tychże, ale wszystkie awangardy od lat 20. XX w. kończyły na śmietniku historii. Bo wiersze piszą nie eksperymentatorzy, nie naukowcy, tylko poeci, czyli właśnie ci, którzy widzą ,,prawdy żywe". Albo, jak ujął to współcześnie Roman Honet w jednym z wywiadów: ,,Zresztą, ja tu piszę poezję, robię rock'n'rolla w pustce i kostnicach, co mnie obchodzi filozofia.";)''.
Nie uważam, przejrzystości tekstu za wartość samą w sobie, ale wiersz który nie jest czystą refleksją, powinien dawać czytelnikowi coś w zamian: ciekawe, niebanalne obrazowanie, zaskakującą metaforę etc. - nie dostrzegam w tym tekście takich walorów.
Oczywiście, sięgnięcie po cytat było do pewnego stopnia zabiegiem retorycznym, manipulacją nawet, jak zawsze kiedy posługujemy się słowami wyjętymi z kontekstu. Czy nie na podobną ,,manipulacją", polegającą na zmianie kontekstów i pierwotnych znaczeń, próbie osadzenia ich w innym środowisku semantycznym posłużyłeś się w swoim tekście?:>
Do rękopisów dostępu nie mam, bo nie zajmuję się zawodowo literaturą. Wystarczy mi to, co zostało utrwalone drukiem, zgodnie z wolą artysty. A stosunek romantyzmu do nauki jest tematem na oddzielną dyskusję. Jedno mnie tylko zastanawia: czy więc współcześnie dokonania nauki nie są sankcjonowane drukiem i dlatego to poezja powinna zajmować się naukowym opisem świata? Mam co do tego wątpliwości.
Aha, proszę nie traktować mojego wpisu jako tyrady wymierzonej przeciw Twojemu utworowi, mam po prostu naturalną skłonność do rozdrabniania się w dygresjach, przejawiającą się m.in pisaniem przydługich komentarzy;). A Autor ma oczywiście prawo do obrony swojego tekstu, nawet bez obnażania jego treści. Dziękuję zresztą za tak obszerną odpowiedź. Tyle. Pozdrawiam i życzę licznych spełnień twórczych oraz przyjemnego weekendu:).
NB.: nie twierdzę jednak, że prawda jest ukrytą esencją, którą trzeba odkryć (np. tkwienie w metafizycznym pytaniu: co autor miał na myśli jest dla mnie wielkim archaizmem), lecz, że jest retorycznym przedmiotem do skonstruowania. Dlatego nie wierzę w istnienie czegoś takiego jak "prawdy żywe" - każda prawda żyje tylko i wyłącznie dzięki językowi, którym można udowodnić wszystko (nie jestem z tego taki zadowolony).
Problem w braku zaakceptowania przez Ciebie mojego wiersza może polegać również na tym, że, jak widzę, jesteś jeszcze idealistą - przejdzie Ci (z korzyścią dla Ciebie).
Co do awangardy: nie sądzę, żeby wszystkie kończyły na śmietniku historii - dzięki awangardom i ich rewizyjnym praktykom powstają nowe nurty. Poezja dzięki awangardom nie musi cierpieć na wieczny "lęk przed wpływem" i stereotypowy epigoznim. Ferment może być zaczynem czegoś nowego.
Nb. z tym śmietnikiem historii to też temat rzeka, bo dla mnie historia jest jedynie zbiorem tekstowych faktów o wydarzeniach, do których historycy (również krytycy) nie mają często bezpośredniego (empirycznego) dostępu. Jak ustalić całkowitą zgodność sądu historycznego z empirią? Nie da się!
Co do metafory i środków poetyckich: wbrew pozorom cały język jest figuratywny, metafor używamy nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy (odsyłam do ciekawych prac White'a i Ankermista, utrzymane są w bardzo dobrym, eseistycznym stylu - polecam). Środki poetyckie jako wyznacznik poetyckości? Niemożliwa rzecz! "Poetyckość" jest subiektywna - nie ma archimedesowego punktu poetyckości, jak jednak pragnie wierzyć postromantyczna tradycja tego, co narzucały XIX-wieczne poetyki normatywne.
W moim przekonaniu wszystko rozbija się o to, że nie godzisz się na zaakceptowanie konceptu intertekstualności, bo siedzisz silnie w postromantycznej koncepcji poezji i postulowanej przez nią oryginalności itd. Masz do tego prawo:)
Natomiast moje założenie polega na tym, że chcę obnażyć jedną rzecz: nie da się całkowicie uciec od (świadomego, nieświadomego) cytowania innych tekstów. Oryginalność polega teraz na delikatnym wycieraniu tego starego palimpsestu, na którym zapisano już tyle, że rzeczywiście nie wiem, czy można napisać coś rzeczywiście oryginalnego (nawet eklektyczne łączenie poetyk i stylów niewiele pomaga).
Dzisiaj pojęcie oryginalności uległo znacznej transformacji (nie chcę już mi się o tym pisać), ale nawet romantycy sięgali do zbioru utartych formuł, czyli do tzw. "Gradus ad Parnassum" (almanach z klasycznymi formułami dla poetów)
Zgoda! Wiedza jest usankcjonowana drukiem, ale chęć sięgania po nią to dzisiaj większy trud niż np. przed II wojną światową. Myślę, że traktowanie poezji (czasami) jako medium informacyjne nie uwłacza tym, którzy dalej chcą wieszczyć, wierząc w postromantyczny mit genialnego poety. Mają do tego prawo:)