Reksio

Yaro

mój Reksio wspaniały rower
dwa pedały kilka szprych 

siodełko na pośladki
wygodne siodło czułem je na polnej drodze
niczym kowboj z Teksasu ale byłem stąd 

pędziłem bydło w dłoni bat od dziadka
sztywno trzymałem kierownicę 
oporne krowy wchodziły w szkody 
ojciec mi dał kilka klapsów a ile gadaniny
do dziś boli głowa

 

mały człowiek z obowiązkami pastucha
takie było lato osiem cztery
gorące pot

mokry cały koszulka z Canady 
od brata babci który uciekł przed szkopami 
zamieszkał tam

by nie zapomnieć słał listy i paczki

 

liść klonu na mej koszulce wiele znaczył
myślałem ile jeszcze pracy gdy wbijałem pale 
zaraz w łąki po siano gorąco słońce grzało
przypiekało plecy młode spracowane dłonie

 

pachniał czas jakby inaczej

było ciężko ale dużo się śmiało
oddał bym kilka lat by powrócić tam 
nikt teraz mnie nie chce
nikt nie wie gdzie jestem nikt nie zapyta 

 

odizolowany od prawdy

każdy piękny każdy ładny
po prostu same wkoło gwiazdy świat gładki

nikt nie powie wróć w dupę chuj wam


tylko Reksia żal w komórce stał

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 16 kwietnia 2015
anonim