bębny wzywają na stos
ułożony z ciasno zapisanych strof
czarnym jak krew atramentem
przez tych których nikt nie pamięta
płoną długie języki lodu
po bruzdach starych twarzy
oczy wypchnięte z oczodołów
przewracają kalekie kręgle
skrzypce jak wielki taran
wbijają kły zerwanych strun
w brudną skórę do pustych żył
które kiedyś tętniły miłością
niech wiatr uniesie popiół
wszystkich rzuconych słów
ktoś jak nikt samotny
dogasi strugą nadpalony wers
zatarty dymem błękit
zaprowadzi nas donikąd
jakby był jakikolwiek cel
dla złudzeń starca