oszukany bez reszty
zaszczute słowa
przetarta twarz
mokre oczy z niedowierzania
w świecie podłości
smutek
zagościł w sercu pełnym z miłości
jak sen na bolące kości
dość drogi zaszedł za daleko
napił się wody obmył donie
nie z mojej winy lud się podli
kapłani jak bogowie może i wyżsi
w purpurach hodują kłamstwo
w kielichach grzech przepala wnętrze
chore sumienie na ołtarzach cieniem
kierunkiem prawdy pukam do drzwi
otwórz przebacz nakarm spragnioną duszę
nigdy więcej korony ciernistej na czole
krzyż ocieka czerwienią niewinnej boskiej krwi
za nas za świat podły od korzeni drzew
jak skała niezmienny zatrzymany czas
w kroplach rosy widzę twarz