może mam raka

Yaro

ulice nocą czarne 
koty na dachu

ujarane kominy
dym

widać dym

dużo dymu

 

szary człowiek szare bloki
obok za sklepem ekipa 
ściska jabola polane wypite
udają kulturalnych bo tacy są

 

udaj że cię to nie obchodzi
przechodzisz o czym śnisz gdy spisz

 

nadchodzą powoli łowić
poddasz się by stopy utopić w kamaszach
idę wstecz uzbroić się w cierpliwy dreszcz

 

zasłona w oknie śmieje się
za oknem wiatr szyba drga 


dziadek Bolek miło wspomnieć go
kolo nie bał się wiedział co jest dobre 

omijać ciemne miejsca omijać 


rozwija skrzydła 
napełnić płuca żarem powietrza

oddychać ciężko przed kolejną ścieżką


niedaleko Bóg mieszka 

nie w drewnianym nie w murowanym
On żyje między nami

 

miłość rozpuściła włosy 
jakże pięknie jej tej nocy
śliczne małe stopy 

 

łąka maszerują małe szczęścia
dokąd maluszki w sercu gram litości
na duchu seria zmagań 
może mam raka

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 8 lutego 2016
anonim