pamiętam chwile które uciekły
z ptakami do odległych ciepłych krajów
pozostawiony pośrodku snów z antypodów
w sercu radość zamyka oczy
wraz z ulotnymi wakacjami z dzieciństwa
zmarszczona twarz
z wypisaną białą stroną historii
zrozumiał ten
co widział i dzielił podobny obraz losu
życie urywa się z dniem pierwszego upadku
wyciśnięte łzy
pierwsze gorzkie słowa
serce umiera wraz z radością
szare dni niegdyś bez znaczenia
barwią każdy pojedynczy dzień
zatrzymany w bursztynie w przestrzeni przeszłości
myślę inaczej niż zwykle
najgorzej stać się innym człowiekiem
wszystko kształtuje się nie tak jak chcemy
podkładamy kłody wytykamy kolejne sprawy
niepotrzebni zmuszeni do niewolniczej pracy
budzimy się nie sami z siebie tylko dla innych
którzy mówią że tak trzeba czas ucieka gubimy
szczęście radość topimy smutki gorzkie żale
kieliszek za kieliszkiem nie odmieni losu
zgubieni w ogniu nienawiści
nie wierzymy że może być lepiej
przyzwyczajeni do zmian i tłumów
nasiąknięci chorą ideologią
wsłuchani w puste słowa proroka
co ma być będzie wszystko inne było
nikt nie zatrzyma mnie
kierowany ucieczką
zaciskam ostatnie zęby nie wiele ich w gębie