odwrócić czas na mgnienie
pobiec jeszcze dzikim lasem
bez ubierania światła
i przestrzeni w wiarę
szpetnie zakląć zaklęcia
przyjdą prości nomadzi
albo nawiedzeni pielgrzymi
uduszą wszystko miłością
gdy na pustyniach zabraknie
piasku do betonowych murów
spłoną drewniane świątynie
łzy z popiołem użyźnią nów
wzrastając cieniem tańca
bezimiennych rytuałów
budzących bezsenność