Pani dzisiaj pod Darłowem
lub przez Mielna trotuary,
gdzie wieczory jaśminowe,
będzie niosła swoje czary.
w Kołobrzegu w czyjeś serce
spojrzy szczęścia obietnicą,
a ja ciągle na zakręcie
niepewnością się zachwycam.
Bo ja jestem, proszę pani, pod latarnią
lecz, broń boże, bez podtekstów tutaj czekam
karmię mewę w pokuszeniu tak niezdarną,
aż przez palce chleb powszedni jej ucieka.
Bo ja jestem, proszę pani, zbyt nieśmiały,
by na pełnym morzu się rozgościć,
aż mi słowa najprawdziwsze oniemiały
w długiej drodze od człowieka do miłości.
Pani pewnie gdzieś po lesie
rozprowadza piękny uśmiech,
a za panią zieleń niesie
czarodziejską woń rozpusty.
Może tam gdzieś za zakrętem
zapadniemy na niepamięć:
wypijemy za obłędy
i za grzechy zaniechania.
Bo ja jestem, proszę pani, przy lodziarni,
lecz, broń boże, bez podtekstów tutaj czekam
i wafelka sobie skubię tak niezdarnie,
aż przez palce mi do życia lód przecieka.
Bo ja jestem, proszę pani, zbyt nieśmiały,
by napisać w kwiatach liścik, że wciąż czekam,
aż mi róże niekupione posiwiały
w długiej drodze od miłości do człowieka.