tamtego poranka wszystko było jasne
od murów miasta płynął żar
ludzie też jacyś tacy jaśni
wszędzie spokój - wszędzie nadzieja
na ulicach ludzie nie przemykali nieśmiało
z pochylonymi głowami i wzrokiem wbitym w chodnik
jakby zmarli przed śmiercią trochę przedwcześnie
tamtego poranka wszystko było czyste
jak dusza dziecka lub mgliste oczy starca
nie wiem kiedy to było - nie ma znaczenia
poranków tych mogło być bardzo wiele
miasta wyznaczał rytm wspólnych spraw
w domach te same czytaliśmy książki
potem nocne długie rozmowy
aż blady świt nadszedł - jak z chmur
biały orzeł
dziś nie jesteśmy już tak niewinni
niejeden zerwaliśmy wiedzy radosnej owoc
i teraz wstydliwie chowamy się w krzakach
przed stwórcą Polski - i Panem
na obłokach...