Panspermia (wiersz)
falkon
Zachlupotało nieznaną poświatą
świeca zgasła
i wypełzła muzyka zdalna
gotowa przegonić każdego diabła.
Drżączka i drgawki wywołały
eksplozję kambryjską.
Improwizowane zjawiska w obrębie twarzy
rozmazały makijaż uliczny.
Wszedł w kontakt z moją krwią
w najczystszy i najnowszy krzyk mody.
Z materiału wybuchowego ogona komety
powstał prawdziwy Humanoid.
Miał ciało tłustej dżdżownicy
najeżona głowa kręgiem ostrych ząbków
półtorametrowa falista substancja
przeźroczysta nieco.
Potwór skręcał się
zmieniał kształty.
Czarne nóżki wyrastały
to znów się chowały.
Przybrał postawę symbolu liczby "Pi"
i kardynalnych o potędze dwumianu.
Postać obrzydliwie brzydka
wyłoniła się z kompostu.
Zbudowana z ssawek i macek.
Kryształowa głowa mężczyzny
doskonała replika rzeźby w całości.
Spojrzała mi prosto w oczy
jakbym nie miał duszy
zakleszczony pomiędzy myślami.
- Jestem nikim - powtarzam
- Nie mam przy sobie żadnej broni
- Nie mam nic, co mógłbyś mi zabrać.
Szorują myśli po zakończeniach nerwowych
Uderzyłem pięścią w splot słoneczny.
Niezdarnie jak kulawy pies
poczłapałem do końca świata
tam i z powrotem.
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się
wkręcasz...
zakleszczony pomiędzy myślami/
o twoją... pokaż
Ciągle ją badam i wciąż odnajduję nowe pokłady do zagospodarowania.