Miłości! Ach, Miłości!
Jakże cudowna, jakże wspaniała,
jak kropla deszczu spływająca po szybie,
jak szept twoich słodkich ust,
jak dotyk twojej dłoni, gdy całujesz mnie w promieniach księżyca.
Ach, księżyc!
Ach, gwiazdy!
Ach, Galaktyki! Roziskrzone
zachwytem!
Szybuję! Wzlatuję! W tęczy!
Bezkresnej tęczy! Ach!
Rozpływam się! Napawam się!
Miłości cudowna i miraże!
Twoje usta, ach Twe usta, usta twe róże skąpane w porannej rosie,
lilie w wazonie(!), pierwiosnki i jabłonie!
OWOCE
Tu owoc Twojej (naszej!) miłości -
czuję ją rozedrgany
słodyczą naszej miłości, jak złota papierówka! Ach jak pięknie!
I lustra!
Pragnę więcej! Błagam! Jestem spragniony!
Napój mnie, o boska, niech utonę
w morzu cudownych twych oczu blasku,
oślepnę wpatrzony w gwieździste niebo,
szukając sensu w szkle roztrzaskanym na parapecie.
I lustra!
W tych lustrach, odłamkach, odbiciach, cieniach, w Twych oczu blaskach,
które są jak gwiazdy, które są jak tafla, które są jak te lilie na tej tafli,
które są jak
gwiazdy, jak tęcze, i szeptasz w me ucho, uszko,
płatek śniegu, szepty i szepciki, nasze ciała rozedrgane…
Och miłości ma okrutna! Płaczę…
Kurtyna.
poważnie?
Czyli co? Pierwszy skalp! ;)
Bez urazy :)