Dziecko chce do zoo.
To może do Wrocławia.
Cel podróży niespodziewanie materializuje się
w połowie drogi. Kraków.
Do przedziału wskakuje owieczka w towarzystwie
prozaicznie ludzkich rówieśników, w nieludzko owczej czapce.
Wyznaje, że najbardziej obawia się furasów.
Już kilkakrotnie oszczekali ją w galerii handlowej.
Co innego therianie. Jeśli oszczekują, to mają powód.
Szczypię się w ramię. Owieczka nie znika.
Błyskawiczny e-rekonesans. I moje bumerstwo
doświadcza kolejnego wstrząsu. Na terakocie therianka
z różowym ryjkiem tarza się w błocie. Chłopiec koń, kura, lama.
Walczą o prawo do tożsamości.
Karty historii pełne krwawych prób zdeklasowania człowieka
do podgatunku. Tony celulozy zapisane świadectwem upokorzeń.
Pył w zderzeniu z potęgą tiktoka.
Wrocław. Zoo. Syn
nieruchomieje na ławce, od czterdziestu minut
wnikliwie obserwuje kangury. Zaczynam się bać.