Czy pomożesz mi
dotknąć rany krwi?
Czy to mi się śni?
Ukazać miłości, a nie to,
co w sercu przyćmiewa tej słodkości.
Czy pomożesz mi
uśmiechnąć się prawdziwie?
Czy pomożesz mi
zrobić rany pędem róży nadgorliwie?
Polecę,
przysiąść na chmurce złocistej,
od nadziei promienistej,
pragnąc miłości
tak czystej.
Choć możesz mnie pobić złośliwie,
będę chciał cię utulić prawdziwie,
jak ten róży kwiat.
Teraz się nie skaleczę,
jak sprzed lat.
A kiedy skończysz swoją robotę,
spróbuję zanieść cię w miejsce,
w którym tak bardzo masz ochotę.
A mówiłeś – chcesz jeszcze trochę...
Choć kumuluje się w tobie tyle złości,
daj jej wypełznąć w całej okazałości,
na łonie piękna i słodkości.
Wiem, że się uśmiechniesz,
pobiegniesz w radości.
Mój kwiatuszku,
tylko potrzebujesz trochę opieki.
Zróbmy tak –
ja cię podleję,
a ty ukażesz swe pęki.
Rozjaśnieje słońce i już wiesz,
co tu jest na łące.
Ale to już zależy od ciebie,
co ty i twoje serce wybrać zechce.
Zostawiam cię samego,
ale proszę –
tak chciałbym, byś wybrał coś mądrego.
Choć spadamy do czegoś czarnego,
musimy wyjść z tego złego.
Kiedy podasz mi rękę,
wdzięk nas zaprowadzi przez tę udrękę
do miejsca
jak bazie kojące.
Zaufaj – przez moje kochane słońce.