Gdzieś w romskim placu
trzech pięknisiów basem pląsa,
żółte pyłki po wszystkim
wszystko roztrząsa.
Tak cicho jak wzniosły śpiew,
cała orkiestra!
Tęcza w pierścień oplata,
ktoś ubrania nitki przeplata.
To wszystko przy jeziorze,
gładziutko, wolniutko.
Tam usnęli wpierw krótko.
To noc czy ranek?
Czas pyta i zasypia,
a ten na księżycu
siedzi i czyta.
Dźwięku skrzypiec
nie przerywa,
okryty miłością,
nie zmarznie.
Mapą pasterza gwiazd
się odnajdzie.
Do zobaczenia,
żegnajcie!