ogród
wiatr muska powieki
woła obraz …
szeroka ulica miasteczka jak odlew w słonecznym spiżu
dni toczą się wolno niczym złote skarabeusze
a czasem tylko robaki
do zalania przez lokalnych pijaczków
„ stan wody Wisły w Sz.” obejmowali miejscowi zanim w śmiertelnym tańcu rzeka
rzucała ich na dno
później
katapultowanych do nieba szybciej
niż ciągnące przez pola pielgrzymki
opłakiwali żałobnicy i ona sama
topiąc uprawy
nie pomogło klepanie się w czoło podczas
późniejszej inwazji komarów
Wisła zbierała żniwo nie patrząc w metryki
ani kalendarz
w środy były pędzone świniaki na targ
czarnymi rękami wyciągano kartofle z worków tu i ówdzie błyskał złoty
ząb gospodarzy bo nogi same się rwały
do disco polo puszczonego z kaset
gdy ksiądz w niedzielę grzmiał z ambony na Harry Pottera
w rynku rwałam dziką różę pchając do każdej główki igłę z nitką na korale
wspominam
ze wzruszenia topią się lody
najlepsze na świecie.
Te w Sz.