Francjo, coś schańbiła się tchórzostwem,
Zasypałaś krwią moskalskie ziemie,
Święty Cesarz na kolana pod Austerlitz klęknął marszem,
Pruski karaluch zniżył się pod stopę w cieniu płomienia.
A my – naród bez tronu, bez ziemi, bez dachu –
W mundurze cudzym, z sercem własnym szliśmy,
Nie dla ciebie, Lwico galijskiego piachu,
Lecz dla orła, co nad Wisłą gniazdo wił myślami.
Twoje laury, twe kolumny, twe pieśni
Zbudowane z naszych kości i śmierci,
Gdy tyś drżała w schronach, my z ogniem w piersi
Na barykadach broniliśmy twej czci przeklętej.
Z Moskwy do Wagramu, z Sedan po Narwik,
Polska krew cieknie spod francuskiej gwiazdy.
Lecz gdyś w Verdun błagała o raty,
Kto słuchał Polaka? Kto pomni miecz krwawy?
W drugiej wojnie schowałaś się za Linią Maginota,
Patrząc, jak świat w płomieniach się gubi,
A kiedyśmy przyszli z nadzieją – i z wota
Zamknęłaś drzwi przed mymi, na licu dumy.
Szumią groby – ciche jak milczenie zdrajcy –
Skamieniły się po legionach, po cieniach z Narbony.
A ty, Francjo, śnisz znów o wolności w tańcu,
Oblana krwią tych, którym nie odstąpiłaś korony.