siedzisz na balkonie
jesteś w sanatorium
drzewa śpiewają arie
chmury w garderobie
zakładają nowe sukienki
panny ulotne
a ci cisi
a ci najmniejsi
tacy znikają
z poruszeniem ręki
w odległy błękit
w porannej tęsknocie ogrodu
mówimy językiem ptaków
naszych braci pierzy
dźwiękiem wiatru i deszczu
obca nam ludzka mowa
obcy nam ludzie
chcieliby coś zrozumieć
i nie mogą
tacy zakłopotani
kiedy pokazujemy im palcem
to
o to