Schwytani w sidła materii
kołyszemy się na wahadle życia
od krawędzi do krawędzi
od ekstatycznej rozkoszy do bolesnej agonii
od niejasnego początku do nieokreślonego końca.
Podobno nicość to stan idealny
o najniższej energii
możliwy dla czasoprzestrzeni.
Idealny czyli jednak niemożliwy.
A nasza fizyczność
zaledwie epizod
w nieskończonej sinusoidzie istnienia.
Więc nigdy mi nie mów,
że kiedyś nas nie będzie.