Cisza w klasie — okna zatrzaśnięte przed zaduchem,
abecadło straszące na tablicy, liczydła na stoliku,
sekretariat z niedopalonym papierosem na stole,
sklepik z przegrzaną mikrofalą;
to wszystko dudni mi teraz w myślach jak jakiś huragan,
gdy wspominam ówczesne lata i wypadki,
myśląc tylko, jak w ogóle to wszystko przetrwałem.
Skórka od banana błyszczy na międzywojennej podłodze,
nauczycielka fizyki tłumaczy znużonym głosem prawa dynamiki,
Saint-Exupéry straszy asteroidami i latarniami,
żarciki o toaletach ciągną się jak oszalałe,
milczenie wędruje obolałe po ścianach,
łza ścieka mi po policzku,
śmiech przez płacz — i to nie z nostalgii.
Wciąż pamiętam swe osamotnienie w majestacie klasy,
wyśmiewanie i zarzuty o przeintelektualizowanie
i bycie nerdem zakutym w antyczne księgi;
nieraz spadająca gwiazda spalała się w cieniu Galaktyki
wśród gwiazd jarzących się nadludzkim splendorem,
trawy sączącej zielenią wszelkie ubrania
i myślałem bliski załamania, czy kiedykolwiek mnie tam zrozumieją,
nawet nauczyciele nie byli w stanie tego załagodzić,
mimo uczciwych osobowości, najszczerszych serc;
uciekałem myślami w pozaziemską otchłań literatury,
historii, kultury ojczystej, światowej,
nie było tam ani jednej osoby, którą mógłbym nazwać przyjacielem,
zimne figury ociosane ze szkła
gorejące w duszach ogniem mdłym jak ostudzona kawa
w przeciągłym wrzasku gwizdka,
przeciągłym krzyku nauczyciela,
przeciągłym szeleście telefonów i butów;
samotność —
nie jest to wbrew pozorom czczy farmazon,
rozumiem to już wyjątkowo boleśnie.
Święta edukacjo od kształtowania przyszłych obywateli,
chcę tobie ufać, bo inaczej chyba zupełnie bym już zwariował;
może to moje subiektywne odczucie, być może fanaberia,
ale sam wątpiłem nieraz czy warto — czy te osiem lat mają w ogóle jakiś wyższy cel,
jestem już jedną nogą w krainie dorosłości,
pojedyncze wiązki zaślepiają mi od ciężkości źrenice,
mam rozwinąć skrzydła, wzlecieć jak Ikar ku słońcu,
i nie runąć przy tym prosto w morze;
obym podołał w tej tak wyboistej pielgrzymce,
gdzie nic nie jest ani czarno-białe ani różowe,
gdzie światowe kamienie tylko nas wzmocnią, a nie osłabią,
gdzie może się ostatecznie okazać,
że do stracenia nie mamy nic a do zyskania — cały świat —
— 31 X 2025r.