wiosennej nawałnicy, uspokajają się i wracają do pionu.
Dwójka młodych ludzi, zza przybrudzonej szyby drewnianej szopy w ogrodzie,
obserwuje, jak świat wraca do swojej wieczystej harmonii- spoglądają
szeroko rozwartymi oczyma to na granatowiejące z wolna niebo, to na siebie. Nie
są szczęśliwi, choć pierwsze sekundy, kiedy dane jest nam ich oglądać,
pozwalają zarejestrować fakt, że trzymali się za ręce.
Widzimy też, że nagle obydwoje odskakują od siebie, zelektryzowani siłą
własnych spojrzeń i wówczas to, dziewczyna bierze do ręki nadgryzione
jabłko, które dotąd leżało na parapecie i parodiując szekspirowskie
,,być albo nie być" kładzie je na dłoni, prostuje rękę i cedzi przez
zęby, nasycone ironią słowa.
-Więc tak się stanie? Skończy się jak ta burza, która przed chwilą
skonała nad miastem? Będziemy znowu parą obcych sobie ludzi, bo chyba nie
łudzisz się, że stać nas będzie na przyjacielskie stosunki, kiedy
już wrócisz.
Wrócisz. Co to w ogóle znaczy, wracać?
Dojrzewasz gdzieś z dala od domu, zmieniasz się, poznajesz nowych ludzi,
zbierasz doświadczenia, tak naprawdę wyjeżdżając, nigdy już nie wracamy.
Nigdy nie będziesz taki sam i nie obiecuj mi proszę.
(chłopak nie potrafi już wytrzymać ironicznego tonu, wytrąca jej z
dłoni jabłko, równocześnie podnosząc z podłogi kawałek białego
materiału)
-Ależ ja niczego ci nie obiecywałem. Kochając cię powtarzałem często,
że kocham tą chwilę, kiedy jesteś obok i wszystko co się dzieje, za
sprawą twojej obecności.
Sama jednak doskonale wiesz, jak często rozmyślałaś nad tym, że już
czas, żeby się rozstać, bo doskonale widziałaś, że oto będąc u mojego
boku, stoisz w miejscu, zbyt skupiona na tym, co dzieje się między nami,
niż na świecie rzeczywistym. Nigdy mi tego nie powiedziałaś, ale wiem, że
tak właśnie było. Ja zaś w ogóle nie doceniałem twoich wysiłków, bo
wiedziałem, że jesteśmy skazani na klęskę
-Mam mieć do tego dystans? Powiedz mi, co to znaczy dystans?
Utrzymywać bezpieczną odległość od tego co mnie niszczy i tym samym podlegać
zniszczeniu jeszcze większemu?
Zaprzestać walki dlatego, że raz zostałam znokautowana?
Posłuchaj, spaliłam już wszystko co było z nim związane, tysiąc razy
wywietrzyłam pokój. Nie mogę tylko unikać łączącej nas muzyki,
budzącej wspomnienia, ale nie ma się czym martwić, bo słyszałam, że on
sprzedał całą kolekcję płyt. Myślę teraz, że naprawdę oszalał. Wiem, że
wyjeżdża już wkrótce i że jego suszarka do prania na balkonie, obwieszona
jest damską bielizną i nap-ra-wdę ni-cze-go nie ro-zuuu-miem.
(dziewczyna zanosi się płaczem i podnosi załzawioną twarz, żeby
spojrzeć na przyjaciela spoczywającego na kanapie, naprzeciw niej. On podnosi się
na łokciu i patrzy na nią poważnie, pociąga z butelki stojącej na stole
i poprawia rękaw swetra)
-Mieszkam od wielu lat w tym pokoju. Jedyne czym żyję, to okresowe wizyty
przyjaciół, Internet i moja gitara utożsamiana z całą słuchaną przeze
mnie muzyką.
Jak dobrze wiesz, nigdy nie odsłaniam moich pomarańczowych
żaluzji, bo wpadające tutaj słońce mogłoby zburzyć ten nastrój ciepłego
półmroku, pozwalającego rozpamiętywać swoje bóle w spokoju i bez
końca.
Nigdy nie byłem towarzyskI - kiedy wyjdziesz sięgnę po butelkę czegoś
mocniejszego i uśpię się, żeby nie myśleć.
Niezależnie od tego, czy jestem sam, czy też ktoś jest przy mnie- zawsze myślę o tym, że nasza
egzystencja w tym brudnym świecie, właściwie pozbawiona jest sensu.
Hołduję temu taniemu nihilizmowi, będącemu owocem pop kultury.
Mając wszystko prosto jest dążyć do nicości, bo jest ona pojęciem atrakcyjnie
abstrakcyjnym.
I ty mnie się zwierzasz z tego, że kłopot stanowią dla ciebie
damskie majteczki schnące na wietrze?!
-Nigdy nie rozumiałeś kobiet. A nawet jeśli je rozumiałeś, doskonale
ukrywałeś ten fakt.
Pozwalałeś im przychodzić do siebie, krzesałeś spore ognisko, przy
którym mogły się ogrzać, przyzwyczajałeś ich oczy do swojego pokoju a potem
nagle wypychałeś do tego niebezpiecznie słonecznego świata.
I nie wmawiaj mi proszę, że nie wiesz, jak pachnie świeżo wyprana damska bielizna,
którą nieraz widziałam w twojej łazience, Herbert!
-Nie powiedziałem, że nie wiem jak pachnie. Dążyłbym raczej do tego,
że owe damskie fatałaszki, nie powinny być dla ciebie tak wielkim problemem,
bo doskonale wiadomo wszystkim, że podobnie jak bandery na statkach,
bielizna kobieca ulatuje w niebo, w niektórych momentach życia mężczyzny by
ustąpić miejsca kolejnym.
Nie podejmuj żadnej akcji moje złotko, na nic się to nie zda.
Stałem się niemożliwy, zbyt skomplikowany, bo to opisać i przedłożyć
w postaci matematycznych formułek i reakcji chemicznych.
Wszystko przebiega zbyt szybko, by skupić się należycie na sednie sprawy-
jest industrialnie, rytmicznie i programowo; wszystkie wypełniacze, które
wpadają mi w ręce, niezależnie od tego, czy jest na nie miejsce, czy nie
ma- są prawdziwymi darami niebios.
++++
(Raula zakłada blond perukę i rusza w teren. Ma zamiar nie wracać ze
swojego świata przez długi czas, ale wie zarazem, że tak długa wyprawa,
sprawiłaby, że straciłaby z Wami kontakt.
Nie wie czy stać ją na coś takiego, więc robi wszystko by przestać o
tym myśleć.)
++++
Patrzyłem na nią- jak się porusza, jak jej ubrania układają się na
łokciach w fałdy a kosmyki włosów opadają na twarz i czasem przylepiają
się do warg.
Słuchałem jak mówi i próbuje ukryć to zmieszanie, jakie pojawia się,
kiedy przychodzę.
Rzadko widujemy się nieoficjalnie- zazwyczaj mamy bardzo poważny powód,
by zobaczyć się jeszcze raz i dokończyć ostatnio rozpoczętą dyskusję,
której niezmiennie towarzyszą litry kawy i wody, której spożywanie Raula
traktuje niemalże jak pobyt w klinice SPA.
Woda widocznie jej służy, bo to dziwnej urody ciało zaczyna kwitnąć i
nabierać energii, jak przyroda wiosną. I nie wyobrazisz sobie nigdy co się
ze mną dzieje.
Kiedy patrzy na mnie, niezmiennie czuję zapach czegoś, czego nie
potrafiłbym zdefiniować, a przyciąga mnie i nakazuje być coraz bliżej jej
splecionych, ułożonych na kolanach dłoni.
++++
(Kilka miesięcy temu miałam rozbitą wargę. Pamiętam ile kosztowało
mnie doprowadzenie do tego, by uderzył. Męczyłam się godzinami aż
osiągnęła cel, właściwie mogłam zrobić to sama, ale nie przyniosłoby takiej
satysfakcji. Zrobiłam potem kilka zdjęć swojej zakrwawionej twarzy i
schowałam je do szuflady.
Może zapytasz, dlaczego to zrobiłam.
Chyba nie chciałabym ci odpowiadać.
Pamiętam opisy z kilku książek- opisy dojrzałych czereśni pękających
pod naporem letniego słońca i ptasich dziobów szukających słodkiego
miąższu.
Moja krew nie była słodka, miała słony posmak.
Czasem wracałam do szuflady i oglądałam zdjęcia.)
++++
Mam zbyt wysokie poczucie własnej wartości, by się na to zgadzać.
Tak sobie wciąż powtarzam i zawsze do niej wracam.
Nie przyjmuje mnie z radością. Nie ma w niej emocji.
Nawet się nie dotykamy, tylko rozmawiamy. Obserwuję uważnie jak wychyla
tą swoją wodę i myślę, że najchętniej pomalowałbym jej rzęsy na
czarno, przebrałbym w boa z piór i jakąś połyskującą sukienkę, wsunął
między wargi niedopałek i uprościł sytuację.
Powinna pić alkohol litrami i stać się kimś, kogo mógłbym ratować.
Kim ona właściwie jest?
Nie potrzebuje mnie. Ja też powtarzam, że jej nie potrzebuję.
Lecz zaspokaja mnie fakt dotrzymywania jej towarzystwa i
wdychania tego zapachu, który wydziela wiosną.
++++
(Lalka. Ubierasz ją, czeszesz, malujesz. Przedkładasz formę nad treść.
Treść pozostawiasz sobie samemu, czytasz swoje myśli obserwując jak Lalka
patrzy swoimi martwymi oczyma w przestrzeń. Ona nigdy się nie kończy.
Nie wyciągnie po ciebie swojej rączki, nie zapragnie.
Jakkolwiek by o niej nie myślano- nie zmieni się.
Przypuszczam, że nie rozmyśla.
Pozwalam im, żeby mnie przebierali. Czesali jak chcą. Żeby uśmiechali
się do mnie i doszukiwali się w tej melancholii urazów z przeszłości. Nie
ma ich zbyt wiele, ale oni i tak cos wymyślą. Ostatnio przyszedł do mnie
J. i widziałam jak jest zaniepokojony.
Przyniósł wiosenne kwiaty- zasadziłam je w wodzie, w wazonie.)
++++