Kiedyś gdy z zapamiętaniem surfując po internecie,
Spędzałem całe godziny przed monitorem,
Ujrzałem weń dumnego słowiańskiego wojewodę
I skrzyżowały się zaraz spojrzenia nasze,
Dumny słowiański wojewoda,
Rozsiadł się we wnętrzu mego monitora,
Niczym niegdyś legendarny król Popiel,
Zasiadł na swym zbudowanym z gigabajtów tronie…
Spojrzawszy na mnie z mego monitora,
Ganić począł mego ukochanego powieściopisarza,
Znaczące czyniąc Mu zarzuty,
Rzekomej tyczące Jegoż niewiedzy,
Że uzbroił wczesnośredniowiecznych Słowian w młoty kamienne,
A nie znane archeologom żelazne miecze,
Niezawodne, niełamliwe, ostre i straszne,
Niedorzecznymi bzdurami zapisując kolejną powieści kartę,
Że wsadził im w ręce drewniane kije,
A nie śmiercionośne pioruny skrzące,
Darem od gromowładnego Peruna będące,
By wypalili nimi w ziemi Słowiańszczyzny granice,
Że nie odmalował w powieści słowiańskich wojów,
Wiernym wizerunkom odkrytym w wnętrzach ich grobów,
W trudzie i znoju polskich archeologów,
Przeczących tychże niegdysiejszemu wyobrażeniu…
Zrazu zdezorientowany tymi zarzutami,
Ku głębinom pamięci sięgnąłem wspomnieniami,
Gdy po raz pierwszy w wieku dziecięcym,
Dotknąłem nieśmiało niezwykłej tej księgi,
Kiedy to na starym strychu,
Pełnym niezwykłych zapomnianych skarbów,
W niewielkim domku mojej babci,
Dotknąłem po raz pierwszy Starej Baśni…
A dumny wojewoda pogardliwie spoglądając z monitora,
Ganił wciąż mojego ukochanego powieściopisarza,
Iż piękni bohaterowie z kart Jego powieści,
Śmią nie być posłuszni archeologa opinii,
Że ich nakreślone piórem powieściopisarza charaktery,
Śmią nie hołdować współczesnych historyków wiedzy,
Że nie wpasowują się w archeologów opinie,
Wyobraźni pisarza pozostając jedynie posłuszne,
Że enigmatycznych tajemnic datowania radiowęglowego,
Nie przewidział swym rozumem literata wrażliwego,
Że śmiał nie przewidzieć w snach swoich,
Najnowszych dociekań współczesnej archeologii,
Że najstarszej wzmiance o Słowianach,
Zawierzył bez podejrzliwości wytrawnego badacza,
Obnażając prostodusznego literata łatwowierną naturę,
Niedorzeczną czyniąc zarazem powieści swej fabułę…
Mimowolnie oddałem się z dzieciństwa wspomnieniom,
O niezwykłych chwilach spędzonych z starą tą księgą,
Przypadkiem niegdyś na strychu znalezioną,
W głębi mego serca rzewnymi wspomnieniami zapisaną,
I nieraz nieproszone pukają do mego serca,
Tamte szczególne z dzieciństwa wspomnienia,
Gdy z wypiekami na twarzy,
Przewracałem wciąż kolejne Starej Baśni karty…
A usta zuchwałego wojewody,
W coraz to mocniejsze uderzały tony,
Coraz donioślejsze czyniąc zarzuty,
Arcymistrzowi polskiej powieści,
Że tyle dobrego co i złego,
Uczynił pociągnięciami pióra swego,
Iż fałszywy obraz pradziejów,
Nakreślił w wyobraźni swych czytelników,
Że poczynił On rażące błędy,
Na kartach dziewiętnastowiecznej powieści,
Odmalowując czytelnikom swą wizję Słowiańszczyzny,
Tak różną od rezultatów odkryć archeologicznych,
Że uczynił On zbyt przyziemnymi,
Dumnych synów rozległej Słowiańszczyzny,
Od wyobrażeń panslawistów tak innymi,
Od koncepcji mediewistów tak bardzo się różniącymi…
Cichutki szept koło serca,
Rozkazał mi stanąć w obronie ukochanego powieściopisarza,
Którego niezliczone piękne powieści,
Kształtowały od dzieciństwa etapy mej wrażliwości,
Którego ponadczasowe mądre książki,
W dorosłe życie mnie wprowadziły,
A przez dorosłego życia ciernie i trudności,
Swą niewidzialną mądrością za rękę przeprowadziły,
Przeto posłuszny podszeptom serca,
Wbiłem swój gniewny wzrok w czeluście monitora,
Niczym lśniący miecz ciśnięty w głębiny jeziora,
By wyzwać strzegącego go wodnego demona…
I dumnego wojewodę zaraz wzrokiem przeszywam,
Gestem tym chrobremu wojowi wyzwanie rzucam,
A gniewne myśli ubieram w proste słowa…
- Nie wyśmiewaj mojego ukochanego powieściopisarza!
– Wiersz zainspirowany powieścią „Stara baśń” autorstwa J.I. Kraszewskiego.
NO!