Witamy w Czytelni – przestrzeni dla twórców i pasjonatów literatury!

Czytelnia to miejsce, gdzie poezja i proza spotykają się z sercami odbiorców, a słowa zyskują nowe życie. To tutaj każdy może opublikować swoje wiersze, opowiadania czy fragmenty powieści, dzieląc się swoimi emocjami, przemyśleniami i artystycznymi wizjami. Niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym pisarzem, czy dopiero stawiasz swoje pierwsze kroki w literackim świecie, Czytelnia jest otwarta na Twoją twórczość.

Zapraszamy do odkrywania różnorodnych tekstów, komentowania i inspirowania się dziełami innych autorów. Wywrota od lat łączy ludzi, których łączy pasja do słowa pisanego – dołącz do naszej literackiej społeczności i pozwól, by Twoje słowa zainspirowały innych!

Czytelnia - najnowsze teksty

Inne szumy

Leśny gracz

szumy nie z tej lokacji

szumy innych kultur


na jakich częstotliwościach

można usłyszeć

chodzenia nie z tego lasu


kto kręci pokrętłem radia

rzuca nas na głębokie ścieżki

gdzie można się nawet utopić


na widok biednego do ślimaka

Leśny gracz
Leśny gracz
Wiersz · 17 lipca 2025
anonim

Piosenka o czynnościach

Łukasz Radwaniak

Czapka, lizak, dwa cukierki

nie ma tylko bombonierki.

Jadę sobie na luzaku,

droga prosta, nie ma strachu.

Za drzewami stali,

ŻYCIE mi zabrali,

bo czynności stosowali.


Wykonujemy służbowe czynności,

nie mamy złych skłonności.

Jesteście przestępcami,

a my waszymi stróżami.

Jesteście przestępcami,

a my waszymi psami.


Kumple, piwko naprzeciwko,

sklepik stoi tuż przy drodze.

Sokratesi rozmawiają

o marnościach i wartościach.

Szybko jednak zmienią temat

na dyskusję o czynnościach.


Wykonujemy służbowe czynności,

nie mamy złych skłonności.

Jesteście przestępcami,

a my waszymi stróżami.

Jesteście przestępcami,

a my waszymi psami.


Rutynowe czynności

zabierają radości.

Drobiazgowe czynności

odzierają z godności.

Skrupulatne czynności

pozbawiają miłości.


Są czynności, nie ma prawa,

to czynności, nie zabawa.

Są czynności, nie ma ŻYCIA,

będzie za to więcej picia.


Bo czynności,

przez czynności,

bo czynności,

przez czynności...

Łukasz Radwaniak
Łukasz Radwaniak
Wiersz · 17 lipca 2025
anonim

Atawizm

Arian

Niestraszna jest noc ani dzika dżungla

Ale móżdżek gadzi, który tkwi w małpoludach

Nic nie pomogła ewolucja człowiekokształtna

Homo sapiens ideałem, a gad rzeczywistością


Noc nie jest posępna ani straszna

Bo wtedy gad zasypia, i coś sobie roi

Gorzej, gdy jawa składa się z koszmarów

Niedorobionej natury albo sknoconego dzieła


Marny spadek po erze mezozoicznej

Że z buszu nie można wyjść na Adama i Ewę

Ma się rozumieć, że - mitycznego Człowieka

Jak wybrańcy bogów umierać młodo


Arian
Arian
Wiersz · 16 lipca 2025
anonim

Edwarda Stachura i jego „życiopisanie”

Marek Jastrząb

Urodził się 18 sierpnia 1937 we Francji w rodzinie polskich emigrantów. Razem z rodziną wraca do Polski w listopadzie 1948 r. Maturę zdaje w Szkole Ogólnokształcącej Stopnia Podstawowego i Licealnego. Kończy studia w 1965 r. Ma dwadzieścia osiem lat, gdy zostaje magistrem filologii romańskiej. Popełnia samobójstwo w 1979 r.


Tyle biografia pisarza — legendy. Niekomunikatywnego, skłóconego ze sobą, a zwłaszcza ze swoim ojcem. Prozaika żyjącego nadwrażliwością i od wrażliwości ginącego codziennie. Przede wszystkim oryginalnego poety, nałogowego buntownika, niebanalnego reformatora i mistrza potocznej mowy. Barda, nazywanego polskim Jamesem Deanem, wzorem dla młodych pokoleń, a Stedem dla znajomych i „przyjaciół z nazwy”.


Wieczny podróżnik, wagabunda, śpiewak, tramp z gitarą, czyni ze swojej egzystencji wybuchową mieszankę, rodzaj językowego amalgamatu, mozaikę, splot nietuzinkowych myśli


Dysponuje darem tworzenia niepowtarzalnych słów. Strojne brawurowym zapisem, tętnią wewnętrznym blaskiem, rozpalają do czerwoności wyobraźnię czytelnika i odbiorcy jego poetyckich, bezpretensjonalnych piosenek; erudycja i własna plastyka wypowiedzi — zamieniają ich zwykłe zapisy odczuć – w tęczę.


Nieprzypadkowo nazywano go „świętym Franciszkiem w dżinsach”. Opisywane przez niego postacie zamieszkiwały w nieskomplikowanych miejscach i takie też były ich dusze. W jego utworach nie ma agresji. Nie ma też pogardy. Jest za to wyrozumiałe spojrzenie na bliźniego. Kochał człowieka, kochał przyrodę, a zwłaszcza — swobodne wędrowanie po bezdrożach. Nie znosił intelektualnej hipokryzji, napuszonych rozmów, zakłamanych grymasów, cenił natomiast obyczajową prostotę zachowań, siłę ich wyrazu, zwłaszcza zaś swoje filozoficzne obserwowanie świata.

Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Dramat · 16 lipca 2025
anonim
  • dafne
    …ładny hołd; wiersze E.S. - piękne, opowiadania w miarę ciekawe, „ Cała jaskrawość” - bardzo udana,”fabula rasa”- intrygująca, a „ Siekierezada”, to nudny gniot…

    · Zgłoś · 17 godzin
  • Łukasz Radwaniak
    Jeszcze "Wszystko jest poezja" wspaniałe.

    · Zgłoś · 3 godziny

Mówili,

Norbi_i

Mówili, że się kurwa nie uda.

Przekonywali, że nie dla mnie takie życie i stan.

Chcieli, żebym myślał i widział jak oni.


To się kurwy zdziwią.


Próbowali zaszufladkować w stan permanentnego stresu i bojaźni.

Mówili, że to bezsensu.

Próbowali wmówić obłędny stan swojego światopoglądu, nie zwracając uwagi na potencjał. 


To ich kurwa zaskoczę teraz. 


Przez etanolowe opary pragnęli, abym się podporządkował. 

Działał, według starej reguły mędrców. 

Ich własnej metody ułomności świata. 


Zaskoczyłem tych skurwysynów. 


Wypłynąłem na głębokie wody metafizycznego eteru. 

Stałem się piewcą i własnym sternikiem.

Wyrżnąłem w pień stare morały, pozostawiłem spalone plony syfu.


Niczym Dawid, wytępiłem swych wrogów.


Wybrnąłem z antyutopii koszmaru.

Wykreowałem własny wszechświat snu.

Niczym taran, wyważyłem bramy stereotypowych piekieł. 


Stałem się tam asem, okrutnym diabłem  własnego losu

Norbi_i
Norbi_i
Dramat · 14 lipca 2025

Tutto passa (ciao, mi bella)

Norbi_i

Nie wszystek umrę, chociaż wale tyle, że aż dziwo, że jeszcze istnieje.

Wszystko przemija, chociaż woreczek ciągle napełniony krystalicznym wcieleniem demona. 


Carte blanché, mimo że przeszłość odbija się na tablicy teraźniejszości.

Zakrywa przyszłość mgłą nieświadomości bytu. 


Memento mori, chociaż to śmierć niech pamięta o mnie. 

Mam nadzieję, że ten dawny przyjaciel odwiedzi mnie w swojskim ganku dolnośląskiego domu.


No estoy contentado, estoy hambriento- nie tknę nigdy tego obrzydliwego czaru zgnilizny. 

Kurwa kurwie łeb urwie, ale ja z dziwkami nie mam kontaktu i mieć nie chce.


Grazie mille por tutto- było miło, jednak czas już przyszedł. 

Vergeet mee nooit, chociaż nie zrobiłem tu zbyt wiele dobrego.

Ik schrijf je een koortje letter- lees je, wanneer je alleen bent. 


Tam nie ma nic ciekawego, nada importante. 

Parę wycinków moich odczuć upakowanych w eufemistyczne wyrażenia.


Nog eenmaal grote dankje- zapalam papierosa i ide w stronę mojego przeznaczenia

Norbi_i
Norbi_i
Dramat · 14 lipca 2025
anonim

nie wierzę w duchy

Yaro

niedomkniętymi drzwiami

zakołysał wiatr

w drzwiach nieprzekręcony klucz

kto prześladuje mnie

za raniuteńko jak dla mnie

wyobraziłem sobie że to duch


zjawiłaś się półnaga

w koszuli białej jak dla mnie za długiej

zdaje się

z rozpiętej do połowy wylewała się pierś

śliczna

oniemiałem z chęcią by ją zjeść


wiatr porwał twoje loki przez otwarte okiennice

zgadłem że mną odpędzisz dzień


pękło szkło

na stół posypały się płatki zasuszonej róży

to był znak to jest ten dzień


powoli odbijałem od brzegu

mocno chwycone wiosło

maszt sztywny napięty żagiel

twoja łódź na dwoje wygodna

wilgoć słonej wody uspokajała mnie


zerwał się sztorm


mokry nie widziałem latarni

oddychałem mocno

zdyszani bez wytchnienia

walczyliśmy o suchy ląd

zachodziło słońce

zachodziłem w głowę


myśli urojone omamy skołatany

kochałem się to nie wspomnienia

te więzi trwają do dzisiaj


przyszła jesień sucha jakże ciepła

oby nas nie rozdzieliła


pomyślałem


uścisnąłem twoją dłoń


pora roku ni żadna plotka zawistnych

nasze dłonie

nasze myśli

nasze słowa


znaczeniem sens w nich utkwiony


kocham ciebie o każdej porze roku

przed początkiem dnia i końcem też

Yaro
Yaro
Wiersz · 14 lipca 2025
anonim

Życie z odciskiem

Leśny gracz

wynajmujący przestrzeń na stopie odcisk

usuwany z domu co miesiąc

za dokuczliwy ból dla neuronów

wraca by zapuścić korzeń


nie sama skóra jakieś wybrzuszenie

tłumaczące jego istnienie

lepiej powiedzieć rasowy nagniotek

geronimo powstały przeciwko

miejscowemu uciskowi


mocne doświadczenie chodników i traw

momenty gdy świat w pojęciu

bo odcisk rwie swoją treścią

Leśny gracz
Leśny gracz
Wiersz · 14 lipca 2025
anonim

Ping-pong

Marek Jastrząb

Próżno by szukać odpowiedzi, dlaczego z taką łatwością przechodzimy od zachwytu do potępienia. Pierwszy z brzegu przykład: Robert Lewandowski. Dokąd grał jak Paganini, chwalono go na cały regulator, a teksty o nim ociekały uwielbieniem. Rozpisywano się o Złotych Butach, Bayernie, Barcelonie i golach strzelonych w kadrze. Ale gdy pomiędzy piłkarzem i trenerem zaiskrzyło, przedstawiciele prasowi raczyli sobie przypomnieć, że idol jest niedoskonały i zaczęli wywlekać kompromitujące go sensacyjki.


Podobnie z niekwestionowaną damą naszego tenisa. Dokąd szło jej jak z nut, zachwytom nie było końca i kto żyw, rozpływał się nad jej umiejętnościami. Ale wystarczyło że nastąpił kryzys formy i oszałamiające zwycięstwa omsknęły się w przeszłość, by pojawili się malkontenci, spece od przewidywania marnego finału jej kariery. Lecz kryzys roztrzaskał się o jej determinację i do łask powrócił entuzjazm.


Analogicznie w polityce. Początkowo, gdy po wielu opóźniających sztuczkach PiS-u i Dudy A. został wreszcie utworzony rząd, wydawało się, że już nie ma przeszkód w tym, by wziąć się za spełnianie wyborczych obietnic. Oczywiście, przeszkód żadnych nie było: poza dwoma. Pierwsza, to Prezydent. Bidna Duda robiła wszystko, by się nie powiodło. Na tym polu mogła poszczycić się wieloma sukcesami. Druga, to KO. Koalicja stawała na uszach, by udawać, że leżą na tym samym katafalku. A w środku tego pomieszania z poplątaniem, niezdecydowany Tusk.


Jeszcze przed wybraniem na męża opatrznościowego, noszony na rękach przez zwolenników demokracji, teraz, gdy jedna część narodu straciła cierpliwość, a druga jęła sposobić się do przejęcia władzy, jest odsądzany od czci i wiary. Wiesza się na nim psy i stał się uniwersalnym chłopcem do bicia.




Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Dramat · 13 lipca 2025
anonim

Księga Wyjścia 4, 13 - 15

Potencjan Bratnicki

W związku z ponownym tłumaczeniem wersetów Księgi Wyjścia rozdział 3, wersety od 7 - 9 Natomiast wcześniejsze umieszczone są na blogu, adres w profilu


"A on rzekł: Proszę, Pani, Boże Wszechmogący etc..., poślij kogoś innego! Czyli tego który ma dar łaski nauczania" "Wtedy rozgniewał się, czyli reakcja na mowę słów Mojżesza Pan, czyli Bóg Wszechmogący etc..., na Mojżesza i rzekł: Słowa, dźwięki, wibracje - nośniki mowy słów Boga Wszechmogącego etc... Czy nie ma Arona, czyli umowne imię brata twego, czyli potomek poczęty z mężczyzny do poczęcia, i z żony do urodzenia, z jednego rodu Lewiego syna Jakuba (Wj 2,1) Lewity? Czyli potomek Lewiego (1 Kron 5, 27-29) Wiem, czyli Bóg Wszechwiedzący etc..., że on umie mówić, czyli ma dar łaski mowy słów do nauczania, a nawet jest już w drodze, czyli szlak komunikacyjny, którym zmierza do ciebie i idzie, czyli forma ruchu do przemieszczania się, ukształtowany funkcjonalnie, wewnętrznie i zewnętrznie rodzaj zamieszczonej informacji, na spotkanie twoje, czyli brat twój idzie na spotkanie brata swego, a gdy cię zobaczy, czyli percepcją uraduje się, czyli percepcja brata swego reakcją radości, w sercu swoim, czyli rodzaj zamieszczonej informacji, funkcjonalnie ukształtowany wewnętrznie, do oddziaływań informacyjnych, wewnętrznych i zewnętrznych, z percepcją brata swego, która jest radością serca swego. Analogicznie do każdego z nas, gdy zobaczymy tego, który troszczy się o całokształt ekosystemu będzie radością serca naszego" (Przyp 4, 23, 17,22; Mat 22,37; Hebr 4,7; Ps 31, 24 25; 1Sam 16, 7; Mat 5, 8; Mar 6, 52; Ps 119, 11; Heb 4, 12; Łuk 2,19; 2Tym 2, 22) "Ty będziesz mówił, czyli mowę słów do niego, czyli brata swego i włożysz słowa, czyli umieścisz słowa w ustach jego, a Ja, czyli Bóg Wszechmogący etc..., będę z ustami twoimi, czyli mową słów twoich i z ustami jego, czyli mową słów brata twego i pouczę was, czyli mową słów, Mojżesza i Arona, co macie czynić, czyli jakich macie dokonać czynności (Wj 4, 13 15)

Potencjan Bratnicki
Potencjan Bratnicki
Opowiadanie · 12 lipca 2025
anonim
  • falkon
    fajny wiersz, ale za dużo metafor.
    NO!

    · Zgłoś · 2 dni

Maratończyk

Arian

W długim biegu zdzierany ból zawodu. Roztropna ucieczka od serca po rozum. Heroizm toruje drogę przez las cierniowy. Może teraz, powstaje rzecz wspaniała. Potomni zapamiętają tego, co pozostawi spadek.


Nieprzerwanie ucząc się, zmierzamy ku gorzkiej starości.

Człowiek błądzi, ale głupcy tkwią uporczywie w błędach.


Nadludzki wyczyn zamiast gnuśnego utopizmu. Przebiegłość zamiast głupiego hazardu. Dzieło twórcy przeciwko sprzedawcom fantasmagorii. Plan zamiast skoku desperacji. Mistrz olimpiady przeciw poszukiwaczom Eldorado.


Nieprzerwanie ucząc się, zmierzamy ku gorzkiej starości.

Człowiek błądzi, ale głupcy tkwią uporczywie w błędach.


Arian
Arian
Dramat · 11 lipca 2025
anonim

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Kamil Olszówka

     Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Łzami podobnymi gwiazdom spadającym…

 

Za tamtymi pięknolicymi pannami,

Z sięgającymi bioder długimi włosami,

Z jasnymi rumianymi twarzami

Opromienianymi przez radosne uśmiechy…

Którym wieńczącego panieństwo zamążpójścia,

Nigdy nie danym było doczekać,

Śmierć wielką niewysłowioną nienawiścią zwabiona,

Na wszystkie w milczeniu czyhała…

 

Pod przyłożonych do szyi noży ostrzem,

Przerażone nie ośmielając się krzyczeć,

Ofiarowywały Bogu swe ostatnie westchnienie,

Błagając trwożnie o lekką śmierć…

I spod banderowskich noży tępych ostrzy,

Niewinnej krwi popłynęły cieniutkie strużki,

By wsiąknąć między zielonych traw kępy,

Zroszone tragicznych nocy blaskiem księżycowym…

 

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Blaskiem przeszywających niebo błyskawic…

 

Za tamtymi chmurnookimi młodzieńcami,

Pełnymi zawsze zapału i energii,

Marzącymi niegdyś o założeniu swych rodzin,

By wybrankom serca nieba przychylić…

Gdy na drodze do obrzędu zrękowin,

Przeszkodą stanęła sąsiedzka nienawiść,

W cieniu antypolskich oszczerstw kłamliwych,

Parszywą propagandą karmiona latami…

 

Marzenia o zaręczynowym pierścionku,

Skrzącym w słońcu na wybranki serca palcu,

Udaremnił zarzucony na szyję powróz,

Zaciśnięty przez przepełnionych nienawiścią sąsiadów…

Gdy napadani po zmroku bez krztyny litości,

Przez sąsiadów nocami mordowani,

Odchodząc ku wieczności zachowali pod powiekami,

Obraz swych jasnowłosych ukochanych…

 

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Blaskiem księżyca w Świtaziu odbitym…

 

Za tamtymi młodymi matkami,

Kochającymi nad życie maleńkie swe dzieci,

Którym w tamtych momentach strasznych,

Najmniejszej nie mogły nieść pomocy…

Gdy w tamte straszliwe noce wołyńskie,

Same bestialsko mordowane,

Nie mogły dobyć nikłych sił resztek,

By dzieciom swym rzucić się na ratunek…

 

Gdy głośny krzyk przerażonych matek,

Tłumił słowa więznące w gardle,

A ciosy nożem zadawane na oślep,

Przeszywały nocą ich piersi młode…

Jedynie widząc z oddali,

Bezbronnych swych dzieci roztrzaskiwane główki,

Same do szczętu opadłe z sił,

Nie mogły zapleść w myślach słów modlitw…

 

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Nocnej rosy niezliczonymi kroplami…

 

Za tamtymi czułymi ojcami,

Głowami szczęśliwych, wielodzietnych rodzin,

Dnia każdego ofiarnie mnożących wysiłki,

By swych najbliższych poprawić byt…

Gdy całymi dniami pracując na roli,

Swej umiłowanej ziemi oddani,

Choć znużeni nigdy się nie skarżyli,

Ocierając czoło z gęstych potu kropli…

 

Lecz karmiona latami sąsiedzka zawiść,

Okazała się dla nich wyrokiem śmierci,

Wobec nienawiści czerni bezbronni,

Nijak swych rodzin uchronić nie mogli…

Często mając przeciwko sobie,

Całe przepełnione nienawiścią wsie,

Przez sąsiadów nocami mordowani skrycie,

Pośród mąk niewysłowionych żegnali się z życiem…

 

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

W żalu swym nadal nieutulony…

 

Za tamtymi pełnymi radości dziećmi,

Które pośród dzieciństwa chwil beztroskich,

Padły ofiarami zbrodni okrutnych,

Cierpień doznały niewysłowionych…

Pośród potoków łez pochwycone,

By tortur nieludzkich stać się celem,

Brutalnie bite i katowane,

Cierpień doznały nieznanych w świecie…

Niekiedy żywcem ze skóry odarte,

Pośród płaczu hańbionych matek,

Na sztachety płotów bez litości nabijane,

Gdy ojców ich w ziemię wsiąkła już krew…

Niekiedy z rączkami skrępowanymi drutem,

Bez litości rzucone na podłogę,

W buchającym ogniu żywcem spalone,

Wraz z całym rodzinnym domostwem…

 

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Łzami cięższymi od polnych kamieni…

 

Za tamtymi siwowłosymi starcami,

Pełnymi szczególnej życiowej mądrości,

Zawsze z swymi ukochanymi wnukami,

Gotowymi życiowym doświadczeniem się dzielić…

U schyłku życia boleśnie wzgardzonymi,

Pośród odczłowieczających szyderstw i drwin,

Przez tych, których za sąsiadów mieli,

Którym nigdy nijak nie wadzili…

 

Niekiedy z dłoni wyrywając im laskę,

Bezlitosny, okrutny banderowiec,

Jednym jej uderzeniem wyłamywał szczękę,

A z pomarszczonej twarzy obficie tryskała krew…

A niekiedy pośród podłego urągania,

Z małego pistoletu głośny padał strzał

I bezładne padało ciało starca,

Uderzając głową o przydomowego progu kant…

 

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Blaskiem wieczornych zorzy rumianych…

 

Za tamtymi oddanymi Bogu księżmi,

Mocą kazań, nabożeństw i modlitw,

Służącymi wiernie zbawieniu dusz ludzkich,

Znającymi kapłańskiej służby cienie i blaski…

W wnętrzach stareńkich kościołów drewnianych,

W których całe życie Bogu służyli,

W tamte noce żywcem spalonymi,

Bez cienia najmniejszej litości…

 

Gdy z dłońmi skrępowanymi szorstkimi sznurami,

Do starych ołtarzy przywiązani,

Przez okrutnych banderowców dotkliwie pobici,

Zakrwawieni nie mogli się poruszyć…

I tylko w milczeniu czekali,

Aż ogień banderowskich pochodni,

Spopielając wszystko żarem gorącym,

Okrutne ich męki zakończy…

Długimi nocami płacze wciąż Wołyń…

Snującymi się przy pełniach księżyca cieniami…

 

Za niezliczonymi polskimi nagrobkami

Zniszczonymi przez banderowców mściwych,

Uderzeniami wielkich młotów żelaznych,

W blasku księżyca z trzaskiem rozbitymi…

By istnieniem swym nie upamiętniały

Polaków na Wołyniu żyjących,

Straszny los musiały podzielić,

Zburzonych kościołów, dworków i zagród chłopskich…

 

By najmniejszy polskości ślad,

Na Wołyniu już nie pozostał,

By czysta jak wody szklanka,

Była z chorych marzeń banderowska Ukraina…

Lecz pamięci o ziem tych polskości,

Zatrzeć nie zdoła na świecie nikt,

Wspominając dumnych Polaków strapiony Wołyń,

Nocami gorące roni łzy…

 

- Wiersz napisany dla uczczenia osiemdziesiątej drugiej rocznicy krwawej niedzieli na Wołyniu…


Kamil Olszówka
Kamil Olszówka
Wiersz · 11 lipca 2025
anonim
  • Arian
    Płacz jest oznaka desperacji. Zasadami prawa trzeba się kierować w panstwie: kara za zbrodnię.
    Niestety, polska władza od prawa dolewa jest do tego stopnia głupia i zdemoralizowana,że poswięca zasady dla wspierania banderowskiej Ukrainy.

    · Zgłoś · 4 dni

wyśniona

Yaro

pędziłem do drzwi

czas się dłużył

z każdym kilometrem

co raz bliżej


czekałaś na moment

gdy przekroczę próg

naszych wspólnych spotkań

z pocałunkiem na powitanie


odpływamy myślami

błądzą omamy

ciebie nigdy nie było

urojenia natłok myśli

nawet nie mam prawa jazdy

jeżdżę autobusem miejskim

z zakupami dla mamy


pędzą myśli

zakochany w dziewczynie

chodzę błądzę nie spotykam

nie widuję tylko zamęt w pustej głowie

na wariację nie ma lekarstwa

Yaro
Yaro
Wiersz · 10 lipca 2025
anonim

Wymagania zasadnicze

Alan Lorek

Wcale dużo nie wymagam,

tylko wspólnie ze mną śnij;


jak ten zły czas się wykrwawia

na bezdrożach zeszłych dni.


Tylko ostudź - bezboleśnie

te, co żywym wstydem boli

w piekle mego wnętrza serce

zimnym niebem swoich dłoni.


Duszę wydrzyj - jeśli trzeba!

I ze swoją w całość spleć,

by mgłą rano pokryć drzewa

jak dym czarne knoty świec


I nie odchodź szybko, błagam

kiedy wrócą mroczne dni


Widzisz, dużo nie wymagam

tylko wspólnie ze mną śnij

Alan Lorek
Alan Lorek
Wiersz · 10 lipca 2025
anonim

Ewangelia Judaszy

Arian

Ja, bankier

Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną

Ja, dyktuję prawa

Ja, kupuję narody

Ja, wybieram wrogów i przyjaciół

Ja, podżegam do wojen

Ja, rządzę państwami na globie


Jest to prawda utajniona

Niewidzialna ręka rynku

Ręką bankiera


Chciwość

Chciwość

Jak nieludzka bestia

Twarz ma judasza


Goj daje ciała

Goj traci głowę


Judasz zawsze robi pod siebie

Dobrze sprzedaje swoje ekstrementy

I piwo waży cudzym kosztem


Do cudzej waluty

Do obcej nacji

Do kasy ciułaczy

Do zaszczytów

Do posad

Do kapitału

Do komuny

Judasz dopisze swoją ekonomię


Judasz zawsze zarobi

Arian
Arian
Wiersz · 9 lipca 2025
anonim

Globus

Marek Jastrząb

Zaczęło się od tego, że odnaleziono zagadkowy pęcherz mieszczący się pod naszymi fryzurami i nazwano go “mózgiem”. Naukowców zaintrygował ten tajemniczy narząd, z którego, jak przypuszczali, wydobywa się nasze myślenie. Przy okazji dostrzegli, że jego niektóre sektory można pobudzać; osobnik, umiejętnie trykany we wzmiankowany bąbel, mógł reagować zgodnie z intencją badacza i w zależności od dziabnięcia w podrażnione miejsce, albo skręcał się z gniewu, albo konał ze śmiechu.


Odkrycie to wzbudziło sensację. A także niebywałe poruszenie wśród postaci parających się dociekliwością. Dotychczas uważano, że owo tajemnicze urządzenie jest naturalnym zbiornikiem przechowującym smarki, jednak pogląd ten - w obliczu kolejnych odkryć - wykopyrtnął się na dowodach pochodzenia rewelacyjnego.


Ludzie z charłackim pomyślunkiem, poczęli domagać się wzmocnienia palety swojej wyobraźni. Prawnicy zabiegali o przystawki umożliwiające szybsze błądzenie wśród gęstwy paragrafów. Persony przebywające na budżetowych posadach błagały o zwiększony przydział pomarańczowych widoków na świetlaną przyszłość. Radni domagali się bajońskich diet oraz częstszych delegacji na Kanary. Nikt jednak nie domagał się mechanizmu wyposażonego w roztropność.


Ale największym wzięciem cieszyły się wzmacniacze seksualnych przeżyć i w tym celu uruchomiono produkcję nakładek do uprawiania erotycznych figlików.


Szły, jak woda. Zwiększały obroty zakładów pornograficznych. Stawiały na nogi puste konta elektrowni. Starczyło je kupić i podłączyć do kontaktu, by wyjść na zdatnego do wyrażania łóżkowych spazmów.


Wniebowzięty delikwent ze sztyftem w potylicy kategorycznie odmawiał spania, jedzenia i przebywania z dala od gniazdka. Dni, noce i pozostały czas, spędzał na rojeniach i deliberacjach.


Wszelako nie ma niczego za darmo: okazało się niezadługo, że ludzi wciągniętych do igraszek z elektrodami prześladuje tępota bez umiaru, zęby wypadają, wzrost im się kitwasi, a na skórze pojawiają się zrogowacenia.


Widok ten nie napawał niczym pochlebnym. Przeciwnie. W trosce o ratowanie zdrowia ludności cywilnej i urzędowej, poczyniono odpowiednie kroki: wydano apel o zaniechanie masowej produkcji tychże urządzeń i wprowadzono na nie obowiązkową reglamentację, a wyroby krajowe obłożono podatkiem od dziwactwa.


Od tej chwili wszelkie narzędzia rozkoszy miały działać krótko i niewydajnie. Warsztaty renowacyjne nie przyjmowały ich do remontu, jeżeli były u właściciela dłużej, niż kwadrans. Powiedziano, że skoro nie można inaczej, to niechaj już sobie będą, ale z lichego surowca i wyłącznie na dynamo.


Uchwalono, że mają się psuć równo co trzy minuty z dokładnością do pięciu miejsc po przecinku, a łóżkowym Rambo zaproponowano zbieranie znaczków zamiast wyczynowego seksu i życie znowu rozpoczęło morderczą walkę z nudą.


Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Opowiadanie · 9 lipca 2025
anonim

Savonarola

Arian

Głową Florencji był mnich bez skazy

W oczach ogień

W kaznodziejstwie emfazy

Bożym gniewem natchniony

Głosił reformę

Lud szemrał poruszony

 

Chcę słuchać Boga

Nie ludzi szumu

Prawdę wykrzyczeć z wnętrza tłumu

Niech życie skromne stanie się drogą

W świetle wiary

W blasku Boga

 

Kazania jego jak grzmot burzowy

Wstrząsały miastem

Budziły głowy

Ostrzegał przed pychą

Przed złudą złota

Niech w człowieku wzrasta cnota

 

Lecz lud się lękał

Nie chciał przemiany

W Rzymie strach rósł

Jak pożar wzniecony

Choć mogły tumult

Podburzyć słowa Savonaroli

Zamilkł wtrącony do lochu

Z rozkazu Signorii

 

Florencja upadła w zamęcie swarów

Mnich zginął w cieniu ludzkich koszmarów

Historia wciąż przypomina kazanie

Dla tych, co widzą nierządu panowanie




Arian
Arian
Wiersz · 8 lipca 2025
anonim

W niebo, w niebo!

Norbi_i

W niebo, w niebo - sięgnij w chmury,

Ponad czas.


Rozważ lot w dal, nie patrz na ornamenty starych miast.

Leć w górę, w górę- coraz wyżej, sięgaj gwiazd! 


Wiatr twe włosy gna- nie zatrzymuj się, pędź w dal! 

Odrzuć ograniczenia zbędnych strat- leć w górę,

W pełną, siną dal. 


Oddaj się tęsknocie, tęsknocie wyrzuć swój żal.

Pędź dalej, dalej- w niebo sięgaj,

Ponad chmury, ponad czas. 

Norbi_i
Norbi_i
Wiersz · 8 lipca 2025
anonim

na urodziny

Lucky Person

poleż sobie z łapą w gaciach

wargi językiem obliż

po pocałowanej butelce piwa

w szyjkę

jakbyś miał powód

by świętować sobie

tutaj

sam

a wieczorem

kiedy się odleżyn nabawisz

od życia tego

odczytaj

esemesy, maile, facebooki

i podziękuj za tą

urodzinową chęć bycia.


Lucky Person
Lucky Person
Wiersz · 8 lipca 2025
anonim

Gloryfikacja sensu

falkon

23:59

Bezksiężycowa ciemność

złowrogie szepty po zmroku

tylko konstelacje ulicznych latarni

szturmują horyzontalną równowagę.

 

Szczotkuję wieczór w efekty sceniczne

chichoty snują się po kondygnacjach

majestat bezruchu światło apokaliptyczne

topię w szklance ballantine'sa.

 

5:59

Niedostrzegalnie, stopniowo połyskują prześwity.

Żółte płomyki, najwspanialsze osiągnięcie natury,

rozsiewają pulsujące ciepło.

Balsamiczne powietrze wdziera się do środka,

słońce i cienie walczą ze sobą.

Uporczywy poranny wiatr próbuje,

rozproszyć wątłe jeszcze snopy światła.

 

Najlepiej przyjąć pozę egipskiej rzeźby,

aby nie zaprzepaścić

i nie bluźnić swemu człowieczeństwu.


falkon
falkon
Wiersz · 7 lipca 2025
anonim
  • Arian
    Dobrze ,ze nie zrzędzi ,jak większość znanych bajkopiszarzy.

    · Zgłoś · 1 tydzień