Popioły

S. J. K.

Dzisiaj zmieniłeś mnie w pył.

Nastąpiła kremacja mej duszy,

Gdy zdałem sobie sprawę,

Że kiedyś mnie opuścisz.


Och, poznany w kościele,

Dziś nie patrzysz już na to tak wiernie,

Dzisiaj nie spojrzysz już na mnie tak dzielnie,

Bo w mej twarzy zobaczysz...

Cóż, ciężko to wytłumaczyć.


Na różańcu się powieś,

Ojca swego odwiedź,

Powiedz, że chciałeś odejść,

Ale zwyczajnie – nie mogłeś.


Och, jak mogłeś?

Opowiedz, odpowiedz:

Jak mogłeś?


Proszę jeszcze mnie odwiedź,

Proszę jeszcze mnie odwiedź,

Proszę jeszcze mnie odwiedź...

Proszę, daj się raz jeszcze ponieść!


Odwiedzaj,

Przyjeżdżaj,

Świat wielki ze mną zwiedzaj,

Granice jego eksploruj,

Niech zniknie wszelki niepokój.


Przyjaciele-marzyciele

Śniący o...

Mówiący o...

Śmiejący się z...


Och...

Czemuż tak spoważniałeś?

Czy gliną się obżarłeś?

W dziewczynie się zakochałeś?


Tak?

Ach, tak...

Ach, tak...

Ach, tak...


Przeszłość mą pogrzebałeś;

Przyszłość także zabrałeś,

Powiedz: Co więcej jeszcze zdziałałeś?

Gdzie swoje uczucia schowałeś?


Na dnach mórz ciemnej Itaki...


Zawsze kochałeś ptaki.

Po niebie płynące ptaki.

Kołujące i czas zawracające

Ptaki...


Spójrz więc teraz w niebo,

I usłysz moje falsetto:

„Jak możesz oddawać się wdziękom

Tych młodych dziewczyn z depresją?!”


Ujrzyj niebieskie niebo,

Zetrzyj pot z czoła ręką,

I w przyszłość tą ruszaj ze mną;

Zwyczajnie za mną gnaj,

Ot tak –

Jak kredowy ptak.


Nich rośnie nienawiść,

Niech kwitnie wojna,

Niech wszak zostanie tylko twarz twoja

I moja głupia, miłosna ciągota,

I w sercu parna jak z Dachau duchota,

I poranki w hotelu Daltona –


A!


Właśnie mnie skremowałeś.

Powiedz: Jak długo na to czekałeś?


Cóż ważne, że kochałeś.

Powiedz: Kochałeś?


Kochałeś.

Ludzie to potwierdzą.


Ci, którzy wiedzą,

Ci, którzy wiedzą,

Ci, którzy wiedzą...


Ci wiedzą.


Gdy Cię zobaczą –

Zobaczą,

Jak ich kompas moralny

Staje się biało-szary

Oraz jak wpada

Pomiędzy oceany,


Bo przecież: „Jak można?!”

Jak można?

Jak można?

Jak można?


We wspólnych, ciepłych brzęknięciach

Modlić się w morza objęciach...


Można.


Oj, można,

Oj, można,

Oj, można...


Taka jest właśnie ta droga,

W większości ciepła i dobra,

Acz z nutami zimnymi,

Jak zimny jest palec Boga.


Taka więc twoja droga,

Iż nie wyzbędziesz się Boga.

Czeka cię więc

Krzyżowa droga

Wiecznego aktora,

Który w teatrze cieni

Przybiera postać Gestasa,

A na bladych od słońca tarasach

Już w Dyzmy mieszka pałacach,

I gra pokornego posłańca,

Który dla dobra świata

Swą osobowość zatraca,

Mimo, że i tak

Pod koniec dnia

Zabiera go fala miedziana,

Jak para srebrnych grotów

Zabrała Sebastiana...

S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 16 grudnia 2024
anonim