Witamy w Czytelni – przestrzeni dla twórców i pasjonatów literatury!

Czytelnia to miejsce, gdzie poezja i proza spotykają się z sercami odbiorców, a słowa zyskują nowe życie. To tutaj każdy może opublikować swoje wiersze, opowiadania czy fragmenty powieści, dzieląc się swoimi emocjami, przemyśleniami i artystycznymi wizjami. Niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym pisarzem, czy dopiero stawiasz swoje pierwsze kroki w literackim świecie, Czytelnia jest otwarta na Twoją twórczość.

Zapraszamy do odkrywania różnorodnych tekstów, komentowania i inspirowania się dziełami innych autorów. Wywrota od lat łączy ludzi, których łączy pasja do słowa pisanego – dołącz do naszej literackiej społeczności i pozwól, by Twoje słowa zainspirowały innych!

Czytelnia - najnowsze teksty

Rada zgubionego dla zagubionego

S. J. K.

Nie szukaj w cudzej poezji
Transcendencji
Nie licz na to, że Bóg spadnie na ciebie roześmiany
Z cudzej strofy
Jeśli chcesz swój palec położyć
Na sykstyńskim fresku
Napełnij kałamarz swą krwią
Łzami, potem
Wszystkim tym, co odstręcza
A potem weź papier i nabazgrol
Byle jaki poemat
I pisz tak do momentu
Aż siebie nie zobaczysz
A w kąciku oka swego
Bożek twój jasnym ogniem nie rozbłyśnie
Bo tylko we własnej twarzyczce
Będziesz mógł na Niego zerkać
Bo nie ma innego świata niż ten oto
I nie ma Nieba innego niż ta Ziemia
Ani Boga innego niż te oczy
Ni poezyi większej niż ten bełkot

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 29 września 2024
anonim

Księga Rodzaju 3,6-14

Potencjan Bratnicki

 

Kobieta świadoma była, że wszystkie dzikie zwierzęta, które uczynił - słowem Wszechmogący Bóg nie komunikowały się werbalnie, i uczyniony słowem wąż neguje rzeczywiste słowa Boga, neguje rzeczywiste fakty i manipuluje faktami. I nie rzekła do węża - medium szatana na prowokującą negację rzeczywistych słów Boga, negacje rzeczywistych faktów i manipulację faktami. Kim ty jesteś i dlaczego uczyniony słowem Wszechmogącego Boga negujesz rzeczywiste słowa Boga, negujesz rzeczywiste fakty i manipulujesz faktami ? A wąż nie odpowiedział kobiecie, bo nie rzekła do węża - medium szatana. A gdy kobieta - ukształtowany funkcjonalnie rodzaj informacji w formie energetycznej zobaczyła, że drzewo to - rodzaj informacji ten ma owoce- produkty rodzaju informacji dobre do jedzenia, ale dla zwierząt ( Rdz.1,30) nie dla was, bo bez nasienia - bez informacji o całości rodzaju informacji ( Rdz.1, 29) i że były miłe dla oczu - estetyczny wygląd i powierzchowna ocena owocu bez nasienia nie dla was i godne pożądania- negatywna myśl zamieszczona w formie energetycznej w czasoprzestrzeni dla zdobycia mądrości, którą było poznanie drzewa dobra - rodzaj informacji z owocem - produktem rodzaju informacji i nasieniem - informacja o całości rodzaju informacji dla was ( Rdz.1, 29) i drzewo zła - rodzaj informacji z owocem - produktem rodzaju informacji bez nasienia nie dla was ( Rdz. 1, 30) oraz poznanie owocu drzewa - produkt rodzaju informacji bez nasienia - bez informacji o całości rodzaju informacji w środku ogrodu - wszelkich rodzajów informacji w formie energetycznej, czyli w skali globalnej - Azja. Zerwała z niego owoc bez nasienia - bez informacji o całości rodzaju informacji w formie energetycznej i jadła owoc - produkt rodzaju informacji bez nasienia. Dała też mężowi swemu - ukształtowanemu funkcjonalnie rodzajowi informacji swojej, który był z nią świadomy owocu bez nasienia i on też jadł owoc bez nasienia - bez informacji o całości rodzaju informacji nie dla was ( Rdz. 1, 29) 

 

Wtedy otworzyły się oczy im obojgu gdy zjedli owoc - produkt rodzaju informacji bez nasienia - bez informacji o całości rodzaju informacji nie dla was (Rdz.1,29), który spowodował zakłócenia w systemie duchowo - informacyjnej całości, i zaprzestanie wzajemnych oddziaływań informacyjnych wszelkich rodzajów informacji we wszechinformacji ze wszechinformacją - informacja dla całości i o całości. I poznali że są nadzy, bo nie zobaczyli wszelkiej harmonii barw, dźwięków, czyli wszelkiej częstotliwości wibracji - nośników informacji otaczających ich ciała. Spletli więc liście figowe, czyli poplątali, pokręcili, pomieszali i swoje nasienia przykryli liśćmi figowca, którego owoc ma nasienie a zjedli owoc bez nasienia nie dla was (Rdz.1,29) i zrobili sobie przepaski i przykryli swoje nasienia (Rdz.3,6-7) A gdy usłyszeli szelest - łagodny dźwięk Pana Boga - Wszechmogącego Boga przechadzającego się - wszechobecnego w ogrodzie - wszelkie rodzaje informacji w formie energetycznej w powiewie dziennym - subtelnym, błogim łagodnym świetle. Skrył się Adam z żoną swoją - ukształtowany funkcjonalnie rodzaj informacji swojej przed Panem Bogiem- Wszechmogącym Bogiem wśród drzew ogrodu - rodzaje informacji ze wszelkimi rodzajami informacji w formie energetycznej we wszechinformacji. Lecz Pan Bóg - Wszechmogący Bóg zawołał na Adama, bo nie porzucił i nie opuścił Adama ( Pwt. 31,6. 8) i rzekł: Słowo, dźwięk, wibracja - nośnik informacji we wszechinformacji do niego i każdego z nas: gdzie jesteś ? pyta łagodnie również każdego z nas ? 

 

A on odpowiedział: Usłyszałem szelest twój - łagodny dźwięk twój w ogrodzie - wszelkie rodzaje informacji w formie energetycznej i zląkłem się- konsekwencja zakłóceń w systemie duchowo - informacyjnej całości, gdyż jestem nagi, czyli bez wszelkiej harmonii barw i dźwięków - nośników informacji otaczających jego, dlatego skryłem się - czyli następna konsekwencja zakłóceń w systemie duchowo - informacyjnej całości. Wtedy rzekł Bóg: Słowo, dźwięk, wibracja- nośnik informacji we wszechinformacji kto ci powiedział, że jesteś nagi ? bez wszelkiej harmonii barw i dźwięków otaczających jego. Czy jadłeś z drzewa - rodzaj informacji z owocem - produktem rodzaju informacji bez nasienia- bez informacji o całości rodzaju informacji nie dla was dla zwierząt (Rdz. 1,30), z którego zakazałem ci jeść ?, bo uczynisz zakłócenia w systemie duchowo - informacyjnej całości i zaprzestanie wzajemnych oddziaływań informacyjnych wszelkich rodzajów informacji we wszechinformacji ze wszechinformacją. Na to, czyli na rzeczywiste słowa Wszechmogącego Boga rzekł Adam: Słowo, dźwięk, wibracja - nośnik informacji zamieszczony w czasoprzestrzeni kobieta - ukształtowany funkcjonalnie rodzaj informacji w formie energetycznej, którą mi dałeś,aby była ze mną, bo " Niedobrze jest człowiekowi gdy jest sam. Uczynią mu pomoc odpowiednią dla niego"(Rdz.2, 18) Czyli w trosce o człowieka i pomoc dla człowieka. Dała mi z tego drzewa- tego rodzaju informacji z owocem - produktem rodzaju informacji bez nasienia - bez informacji o całości rodzaju informacji nie dla was (Rdz.1,29) i jadłem owoc bez nasienia dla zwierząt (Rdz.1,30) 

 

Wtedy rzekł : Słowo, dźwięk, wibracja- nośnik informacji we wszechinformacji Pan Bóg - Wszechmogący Bóg do kobiety: Dlaczego to uczyniłaś ? i dałaś owoc bez nasienia dla zwierząt (Rdz.1,30), który w systemie duchowo- informacyjnej całości spowodował zakłócenia i zaprzestanie wzajemnych oddziaływań informacyjnych wszelkich rodzajów informacji we wszechinformacji ze wszechinformacją. Dlatego, że to uczyniłaś poniesiesz konsekwencje. I odpowiedziała kobieta: Wąż - medium szatana mnie zwiódł, bo negował rzeczywiste słowa Wszechmogącego Boga, negował rzeczywiste fakty i manipulował rzeczywistymi faktami i jadłam owoc bez nasienia dla zwierząt (Rdz.1,30) Wtedy rzekł: Słowo,dźwięk, wibracja- nośnik informacji we wszechinformacji Pan Bóg- Wszechmogący Bóg do węża - rodzaj informacji z pełzającą formą ruchu po konarach drzew i krzewów. Ponieważ to uczyniłeś, bo przyczyniłeś się do swoim obrazem węża do zakłóceń w systemie duchowo- informacyjnej całości. Dlatego też poniesiesz konsekwencje, będziesz przeklęty, czyli nie spełniający mojej woli wśród wszelkiego bydła - wszelkie rodzaje informacji z jedną formą ruchu i wszelkiego dzikiego zwierza - wszelkie rodzaje informacji z wieloma formami ruchu. Na brzuchu będziesz się czołgał - uciążliwa forma ruchu i proch - wirowa forma energii zamieszczonym rodzajem informacji będziesz jadł po wszystkie dni życia swego !, czyli bez możliwości zmiany pożywienia (Rdz.3,8-14)

 

Oceń ten tekst
Potencjan Bratnicki
Potencjan Bratnicki
Opowiadanie · 28 września 2024
anonim

na szopena (nienawistna)

petelczyc

"Następny do mnie!" - woła doktor.

Ludzie patrzą się przez okno,

bo pianista bardzo znany

w psychiatryka wkracza bramy.

 

Doktor przyniósł już diagnozę-

to depresja, Panie muzyk.

Niech Pan powie, jeśli może

cóż aż tak Panu nie służy. “

 

Wtem podnosi się pianista

na stół staje, krzyczy, skacze

plecie zdania- wciąż a vista

woła, jęczy, prawie płacze!

 

Panie doktor , to Fryderyk!

To przez niego moje stany.

Jeśli z Panem mam być szczery,

to przez niego w sercu rany.

Nie dam rady z nim tak dłużej,

to relacja wprost niezdrowa.

Nie chce grać go, lecz wciąż muszę-

ma praktyka zawodowa. “

 

"Leków wiele"- mówi lekarz,

"nie chcę przepisywać wcale.

Zamiast w tabletki uciekać

wykrzycz Pan, wykrzycz swe żale! "

 

Bez chwili zastanowienia, 

przyjmując doktora racje, 

pianista dostał natchnienia 

i zaczyna inwokację.

 

"FRYDERYKU! FRYDERYKU!

 

Ileś złego mi wyrządził?

Przez ciebie me palca złamanie,

Fryderyku, Fryderyku!

Zapłać za odszkodowanie!

 

Rozstraja mi się pianino,

przez dzieł twoich wciąż ćwiczenie,

Fryderyku, Fryderyku!

Zapłać mi za nastrojenie!

 

Ciągle ćwiczę, ciągle szopen,

skarżę się na swoją dole

Fryderyku, Fryderyku!

Daj mi żelazową wolę!

 

Sąsiedzi mnie wyrzucili,

bo grałem Grandę Valse Brilliante.

Fryderyku, Fryderyku!

Znajdź mi proszę nowy dom!

 

Smugi krwi zostały tęgie,

bo ciągle forte, nigdy ciszej.

Fryderyku, Fryderyku!

Umyj proszę mi klawisze!

 

Trafili mnie pomidorem,

bo szopena nie gram hitów,

Fryderyku, Fryderyku!

Proszę, wypierz mi garnitur!

 

Zostawiła mnie dziewczyna

bo ćwiczyłem twoje dzieła.

Fryderyku, Fryderyku!

A niech cię jasna cholera!

 

Skończę chyba mą karierę,

me ostatnie słowa szczere;

Fryderyku, Fryderyku, kurwa mać!

Jak ja, jak ja nie chce tego grać! "

 

Oceń ten tekst
petelczyc
petelczyc
Wiersz · 27 września 2024
anonim

Na Chopina (chwalebna)

petelczyc

Fryderyku, Fryderyku,

wielki mój kompozytorze!

W głowie mej o każdej porze

jesteś- miejsca w niej bez liku.

 

Kiedy wciąż odczuwam nudę ,

nie chce ćwiczyć, grać przestaję,

Ty kochany, Ty mi dajesz

na lekarstwo- swą etiudę!

 

Nie posiadasz żadnej wady,

Tyś nie nudny, trudny, wtórny

na radości twe nokturny,

a na smutki twe ballady.

 

Kiedy bardzo smutno mi,

słucham cis-moll impromptu.

Gdy oczy zalane łzami,

to preludia gram palcami.

 

Kiedy wszystko w brud, w cholerę,

to gram jedną z sonat czterech.

Znów przerasta mnie me życie,

lecz walca gram znakomicie.

 

Może znajdzie się kobieta,

co według jedynej racji,

słucha scherza przy kolacji.

Może ona gdzieś tam czeka?

 

Czekam więc, to ja- wybraniec,

na sygnał od tej dziewczyny.

Może kiedyś zatańczymy

do mazurka pierwszy taniec.

 

Niemoc zmusza mnie do krzyku

czy ją znajdę- sam już nie wiem.

Nie chce kobiet- bo mam Ciebie,

Fryderyku, Fryderyku!

 

Oceń ten tekst
petelczyc
petelczyc
Wiersz · 27 września 2024
anonim

Trutka na życie

Marek Jastrząb

 

Wśród pokojowo nastawionych durni kursowało smętne przekonanie, że ziemie usytuowane na biegunach, nie należą do jakiegokolwiek państwa, lecz są neutralne i wspólne.

Ten wredny pogląd ostał się krótko, bo do czasów, gdyśmy się rozmnożyli ponad miarę i trzeba było produkować, by zaspokoić głód ludzkiego pogłowia. Kiedy nadeszły roztopy mózgów i nastała moda na zaprzeczanie zmianom klimatycznym, do boju wyruszyły zbrojne czeredy dobrych ludzi z kastetami i zaczęły labidzić o terenach, które się im należą.

Na pierwszy ogień Rosja, a w ślad za nią USA, zaczęły krzątać się wokół idei grabieży biegunowych terenów i tym sposobem pokazały światu, że mają nieprzepartą chrapkę na tereny wspólne, czyli niczyje. Na krainy topniejące i odsłaniające swoje bezpańskie bogactwo. Jedno i drugie państwo rzuciło się więc do zawłaszczenia tych obfitych w surowce ziem, a że najbliżej miały do Arktyki, ich łakome oko spoczęło na niej.

*

Kryzys, kataklizmy, dramaty jeden za drugim, tu wojenka, tam ludobójstwo, a my w tan. I dokładamy do pieca, i zapewniamy, że byle susza, powódź, siąpiący deszczyk zatapiający połowę kraju, nie wpędzą nas w rozsądek. To i co, że jesień poprzedza wiosnę i mamy tropikalną zimę w środku lata, a lodowce skwierczą na słonecznej patelni, a wulkany plują czym się da i totalnie jest klawo, jak cholera? W tle owych zjawisk odbywa się granda pod tytułem KORZYŚĆ; kopaliny, zasoby, jak najwięcej strajków w obronie górnictwa, hutnictwa i przemysłu rabunkowego, to grunt.

A ekologia? To piramidalna bzdura, przesąd, wymysł naukowych popaprańców! Ropa jest podstawą przemysłu, turbiną postępu, motorem rozwoju człowieka, a smog, dym i trutka na życie - Bogiem!


 

 

Oceń ten tekst
Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Dramat · 27 września 2024
anonim

obłęd

Yaro

nastał dzień sądu nad głową

w piaskownicy zabrakło piasku

na krańcach igły zbawienia


zwątpieni ludzie

popełnione błędy


mrok ze wschodu

mądrość z przeciwnej strony


pośrodku korona złota

orzeł do lotu rozłoży skrzydła


wygrywa głupota

nowa moda

cieszy papierek zielony


błyskotki linii prosta


sylwetka sportowa

usta glonojada


wszystko bez Boga

znaki są widoczne

już było dobrze


propaganda sukcesu

długich lat życia


tabletki na wszystkie choroby


czy są jakieś pytania

odpowiedzi na wszystko

zmarnowany czas

wyczuwam proch

smak spalonej ziemi

 

Oceń ten tekst
Yaro
Yaro
Wiersz · 27 września 2024
anonim

Blaski i cienie...

Irena Świerżyńska

Proszę pana

proszę pani

kto tu dzisiaj jest do bani.

 

Czas i praca - poświęcenie

wiara i nadzieja

 

sztukę

tworzy

 

suknia cała - model piękny

blask i klasa w pełnej krasie

oko cieszy

 

sama

sama nie urośnie...

Oceń ten tekst
Irena   Świerżyńska
Irena Świerżyńska
Wiersz · 27 września 2024
anonim

Życie zawsze wyprostuje...

Irena Świerżyńska

Kiedy żar się z nieba leje

kropla cieszy, woda chłodzi - duszę koi

gdy jej mało  -  życie gaśnie

pusto sucho i po wiośnie

 

ale, ale  - z drugiej strony

dziś kołacze serce bose -  worek myśli

nosi w sobie.

 

Pomieszane  -  poszarpane z hukiem płynie

potok groźny - tu bez mety

szarą gorzką falę toczy

 

ratuj

dźwigaj  - trud bez miary

 

a - śpiewali...

 

Oceń ten tekst
Irena   Świerżyńska
Irena Świerżyńska
Wiersz · 26 września 2024
anonim

od zawsze

Yaro

zawsze jestem sobą

wokół czasów mrok

niszczy spokojny sen

 

za ścianą sąsiad mści

wydaje na żonę osąd

dlawi się nienawiścią

 

zawsze chodnikiem pod rękę

 

upadam bez nadziei

na lepsze życie ciepły dzień

pogoda dopisała latem

 

szczęśliwa żona

powiedziała

masz czerwoną twarz

 

Oceń ten tekst
Yaro
Yaro
Wiersz · 26 września 2024
anonim

mój dom

Yaro

kto ciągnie za sznurki
gdy wokół same Gomułki
kto wydaje rozkaz dowódcy
by biec nigdy nie powrócić

 

prawda ukryta objawia
się w nas samych z wiarą
głową o mur puste słowa
na szyję sznur nazywamy
samobójstwem koniecznym

 

kolejna lekcja patriotyzmu
to narodowiec co za faszysta
gdzie rozum gdzie logika
gdy nie możesz kochać
własnej ziemi wielbić polskości

 

przecież to Polska
matka co karmi dziecko
ukołysze szumem lasu do snu
po polach po łąkach
gonić za wiatrem
biec bez końca za szczęściem
dogonić marzenia przepędzić zło

 

w nas samych siła i honor
ojczyzna zdobyta krwią i blizną
ręce daleko od spokojnego domu
komu nie zależy może wyjechać

kto nie walczy ten tchórzem


smród ciągnie się z daleka
zmyć wodą z rzeki ostatnie
znamiona grzechu

 

Oceń ten tekst
Yaro
Yaro
Wiersz · 26 września 2024
anonim

Kiedyś z pełnym portfelem

Kamil Olszówka

      Kiedyś z portfelem pełnym,

Wypchanym po brzegi banknotami,

Wyłącznie o nominałach trzycyfrowych,

Tak rozkosznie szeleszczącymi,

 

Na wielkiego miasta rozległy rynek,

Wyjdę dumnie z podniesionym czołem,

O każdy możliwy sklep zahaczę,

Żadnemu napotkanemu nie przepuszczę…

 

I cały dzień wciąż bez opamiętania,

Na prawo i lewo gotówką będę szastał,

Spełnię wszelkie swoje najskrytsze marzenia,

Przed najśmielszymi wydatkami się nie zawaham…

 

Wszystkie napotkane po drodze księgarnie,

Z nowości wydawniczych bezzwłocznie ogołocę,

Moją prywatną wcale nie małą biblioteczkę,

O dwie trzecie w jeden dzień powiększę,

 

Wszelakich możliwych książek historycznych,

Nakupię sobie ze trzy tuziny,

Tyleż samo barwnych powieści,

Pisarzy światowej sławy i tych mniej znanych,

 

W salonach prasowych wszystkie popularnonaukowe czasopisma,

Wykupię natychmiast bez wahania,

Całe ich sterty poupycham w segregatorach,

By dostarczyły mi rozrywki na długie lata,

 

Do pierwszej napotkanej po drodze cukierni,

Skieruję także ochoczo swe kroki,

By niebawem i brzuszek napełnić,

Najwyszukańszymi smakołykami,

 

Wszelkich strategicznych gier komputerowych,

Nakupię sobie pełne reklamówki,

Układając w domu jedne obok drugich,

Zapełnię nimi wszystkie swoje półki,

 

Płyt z gatunku patriotycznego rocka,

Kupię na dzień dobry chyba z dwadzieścia,

Nie zapomnę o licznych na promocji filmach,

Wybitnych reżyserów z całego świata…

 

I do największego w mieście sklepu z dewocjonaliami,

Wejdę z pochyloną głową na znak pokory,

Bogato ilustrowanych żywotów Świętych,

Wykupię chyba wszystkie możliwe tomy,

 

Dzieła wielkiego papieża Polaka,

Zakupię wszystkie w złoconych oprawach,

A każde wcześniej tuląc do serca,

Zapełnię nimi cały w pokoju regał…

 

Srebrne krążki z audiobookami,

Jedne po drugich delikatnie włożę w czytnik,

By dotykając mej wyobraźni,

Przeniosły mnie w światy wykreowane piórem powieściopisarzy,

 

Na graniu w zawiłe strategie historyczne,

Spędzać wciąż będę wieczory kolejne,

Wytrwale zaliczając kolejne misje,

Dopóki o północy nie zmorzy mnie sen,

 

Aż wreszcie wszystkimi tymi wrażeniami znużony,

Utulę nocą głowę do poduszki,

Odpływając nieśpiesznie w barwne swe sny,

Śniąc o całodniowych zakupach kolejnych…

 

Lecz  jeszcze nie dziś... jeszcze nie dziś...

 

Na razie pozostaje mi tylko pomarzyć...

 

Oceń ten tekst
Kamil Olszówka
Kamil Olszówka
Wiersz · 26 września 2024
anonim

Morze

Konrad Koper

Choć świeci słońce i morze jest spokojne;

woda skrywa grozę, magię, tajemnice.

Słyszymy szum i widzimy dziwa oraz cienie.

Wyobraźnia nas zabiera…

 

 

Oceń ten tekst
Konrad Koper
Konrad Koper
Wiersz · 25 września 2024
anonim

zmowa

Yaro

zasłaniam dłonią twarz
nie mogę patrzeć na ten syf
świat nie widzi mnie nie słucha
świat zmienia ludzi w kamienne posągi

 

dookoła wszystko się wali
popatrz w lustro
po drugiej stronie
zakwitło również zło

 

trawa usycha razem z nami
pokonany upodlony
nie tylko ja mówisz dość

w ogrodzie nocą ogień zgasł

zimno twojej dłoni


skruszone stropy

wali się świat

powiedział kiedyś ktoś
to wszystko musi się stać


zakwitła miłość
młoda kobieta jak kwiat
na pół świata
zbudź w nas nadzieję

 

Oceń ten tekst
Yaro
Yaro
Wiersz · 25 września 2024
anonim

zmartwiony

Yaro

skrobanie po drzwiach

ciszę rozprasza ciężar księżyca

na skroniach zimny pot

po policzku leniwie płynie łza

róże na stole

zasuszony w nich czas


pomiędzy nami strach

wpisany w nasze DNA

potwierdziły to badania

na zwierzętach


jestem starym zgredem

bojaźliwie patrząc w lustro

wybaczam wszystko

co wiemy o sobie

nic nie powiem tak wyparte słowa

kłamstwem obleczone dłonie

kochać nikt nie zabroni


wybrałaś inną drogę

znaliśmy się jak dwa łyse konie

znaliśmy siebie choć byłaś wiatrem

tajemnicą pojawiałaś się znikąd

płonę jak latarnia gasiłaś ogień

daleko od siebie tak będzie dobrze


nie nadejdziesz tej jesieni

może i lepiej wystarczy bólu

cierpi dusza wieczna wędrówka

żegnaj miła żegnaj przyjacielu


autentycznie kocham Cię

bez szans czas na strach

co dalej by samemu trwać

idę drogą w innym kolorze

szukam miejsca mój Boże

 

Oceń ten tekst
Yaro
Yaro
Wiersz · 25 września 2024
anonim

prawda o kurwie

Lucky Person

nie musisz leżeć na stole

z rozłożonymi nogami

żeby nazywali cię kurwą

czasami wystarczy że 

jesteś.

 

Oceń ten tekst
Lucky Person
Lucky Person
Wiersz · 25 września 2024
anonim

splot

Lucky Person

jest ona 

jest on

są język, usta i ciało

ciszy nie ma

jest dzień zlizany

zmyty potem

noc nałożona 

sen

nogi splecione

i ręce włożone

w siebie

niesynchroniczny oddech

jakby to wszystko

jedna całość

 

Oceń ten tekst
Lucky Person
Lucky Person
Wiersz · 25 września 2024
anonim

Wielkie przygody małej figurki Sindbada żeglarza

Kamil Olszówka

     Kałuże pośród bujnej i zielonej trawy zrodzone,

Wielkie i głębokie niczym stawy,

Różnią się od tych powstałych na drodze,

Płytkich, cuchnących i szkaradnych,

 

Szczególnie te po kilkudniowych ulewach,

Zrodzone w porosłych soczystą trawą rozległych zagłębieniach,

Niczym wielkie wody lustra,

Na tle zieleni tak piękne z daleka,

 

Gdy tych wielkich kałuży nieznaczna mętność,

Kontrastuje z traw wysokich bujną zielenią,

Szczególnie w samym środku lata,

W którym miast słońca zagościła wielodniowa ulewa…

 

Wiele lat temu kilkudniowe ulewy,

Zrodziły wielkie kałuże,

Naokoło niewielkiego domku mej babci,

Rozmiarami niewielkim stawom podobne,

 

Niewielki domek mojej babci,

Otoczony naokoło wielkimi kałużami,

Ostrym górskim powietrzem smaganymi,

Pośród bujnej zieleni soczystej trawy zrodzonymi,

 

Zdawał się odmalowywać obraz surrealistyczny,

Majakom sennym wyłącznie właściwy,

A mimo to niesamowicie piękny,

Swym pięknem do głębi wrażliwości przenikający…

 

Przebywając dnia tego w domku mojej babci,

Będąc ogromnie ciekawym świata kilkulatkiem,

Gdy podziwiałem z okna te wielkie kałuże,

Zapragnąłem z bliska im się przyjrzeć,

 

Szczególnie jedna była szeroka,

Iż cały domek by sobą objęła,

Niczym całe babcine podwórko rozległa,

Babcinemu podwórku powierzchnią dorównywała,

 

Celem zaspokojenia dziecięcej kilkulatka ciekawości,

Powziąłem zamiar kałużo-znawczej wycieczki,

Niezwykle poważnej naukowej ekspedycji,

Dla brzdąca jakże bogatej w poznawcze walory…

 

Zabrałem z sobą na wycieczkę nietypowego towarzysza,

Jakim była mała plastikowa figurka,

Niewiele większa od mej dłoni palca,

A była to figurka przedstawiająca Sindbada żeglarza.

 

Ten mały bohater wykonany z gumy,

Nie bał się nawet najstraszliwszej przygody,

Na dnie mojej kieszeni schowany,

W mej wyobraźni również wielkich kałuży ciekawy.

 

Pomiędzy wielkimi kałużami spacerując,

Zroszone mżawką wielkie lustra wody podziwiając,

Malutką figurkę w swych rączkach obracając,

Swą dziecięcą ciekawość świata zarazem rozbudzając,

 

W swej dziecięcej wyobraźni skrycie marzyłem,

By samemu stać się Sindbadem żeglarzem,

Pożeglować przez tę wielką kałużę,

Niczym przez wzburzone pełne niebezpieczeństw morze,

 

Wyobraźnia małego dziecka,

Ostrym górskim powietrzem rozbudzona,

Hen, za dalekie morza powędrowała,

Gdzie czekała na zuchwalców wielka przygoda,

 

Gdy tak pośród soczystej trawy spacerując,

Bujnej wyobraźni ponieść się pozwalając,

Wizję swych dalekomorskich przygód snując,

O całym świecie naokoło zapominając,

 

Przemoczywszy w mokrej trawie letnie buty,

Niechętnie postanowiłem wrócić na babcine podwórze,

Figurkę Sindbada mimowolnie wsuwając do kieszeni,

Zapomniałem iż kryła na dnie dziurę,

 

Sam nie pamiętam gdzie i kiedy zgubiłem,

Tę Sindbada żeglarza malutką figurkę,

Gdy pochłonięty popołudniowym, letnim spacerem,

Zapomniałem sprawdzić przed powrotem kurtki kieszenie,

 

Zajęty w zupełności smacznym obiadem,

Siedząc na taborecie w kuchni babcinej,

Zapomniałem całkiem o maleńkim Sindbadzie,

Dopiero po czasie orientując się o zgubie,

 

Zajęty dnia codziennego dziecięcymi sprawami,

Nie zaprzątałem swej głowy zgubionymi zabawkami,

Goniąc wciąż za nowymi przygodami,

By utkać swe dzieciństwo bezcennymi wspomnieniami…

 

I został zapewne gdzieś w wysokiej trawie,

Niedaleko tej wielkiej kałuży rozległej,

Gdy o poniesionej, niepowetowanej stracie,

Zorientowałem się dopiero po moim wyjeździe…

 

Dzisiaj dopiero wieczorem w fotelu siedząc,

Trzydziestkę na karku niestety już mając,

W przygodach Sindbada żeglarza się  rozczytując,

Bezcennym wspomnieniom z dzieciństwa zarazem się oddając,

 

W całej swojej żałosnej naiwności,

Nieprzystojącej mojemu poważnemu wiekowi,

Oddaję się na powrót marzeniom dziecinnym,

Których powstydziliby się nawet dumni ,,pierwszoklasiści”.

 

I kiedy tamto bezcenne wspomnienie,

Powróciło do mnie z wieczornego wiatru powiewem,

Powracam myślami ku malutkiej figurce,

Zgubionej niegdyś w wysokiej zielonej trawie…

 

I naiwnie marzę,

Że może mój tamtej wycieczki towarzysz,

Pośród wysokiej zielonej trawy,

Wyruszył na spotkanie swej wielkiej przygody,

 

Może kiedyś na słoika zakrętce,

Przepłynął całą tę wielką kałużę,

Niczym na wielkim, potężnym okręcie,

Wzburzone rozległe morze,

 

Zapewne spotkawszy na swej drodze,

Wielką i paskudną skrzeczącą ropuchę,

Uskoczył zaraz w bok w wysoką trawę,

By nie pomyliła go z małym owadem,

 

A może i znalazł między wysoką trawą,

Błyszczącą monetę dwuzłotową,

Która odtąd była jego tarczą,

Niczym perski kałkan okrągłą,

 

A może z porzuconej w trawie wykałaczki,

Przysposobił sobie ostrą włócznię,

U boku z którą stawał w szranki,

Goniąc czmychającą przed nim przygodę,

 

Może niejednego pięknego motyla,

Bez trwogi z jadowitym wrogiem w szranki stając,

Oswobodził z sieci szkaradnego pająka,

Ostrą włócznię między odnóża bestii wbijając,

 

Żegnającego się z życiem owada uwalniając,

Pięknoskrzydłego ku błękitnemu niebu wypuszczając,

Głowy w tamtą stronę nawet nie odwracając,

Za nową przygodą bezzwłocznie goniąc…

 

Zapewne znalazłszy opuszczoną wielką skorupę ślimaka,

Zamierzył z niej skonstruować dwukołowy rydwan,

Umocowawszy na osi z krawieckiej igły koła,

Z sklejonych żywicą sosen kapsli po butelkach,

 

A zaprzągłszy go w cztery rzędy polnych świerszczy,

Pędził nim dumny pośród wiejskich bezdroży,

Niczym niegdyś waleczni wojowie celtyccy,

Na spotkanie kolejnej wielkiej przygody,

 

Nacierając nim w pędzie szaleńczym,

Na skupiska polnych chrabąszczy,

Kryjących się pośród soczystej trawy,

W dogodnym szyku obronnym,

 

Niczym nieustraszeni celtyccy jeźdźcy,

Rozbijający przed wiekami kolumny rzymskich żołnierzy,

Pędząc rozbił wielkie skupisko chrabąszczy,

Potęgą swego uderzenia rozsypując ich szyki…

 

Być może nocą przy pełni księżyca,

Zakradł się niepostrzeżenie do wiejskiego kurnika,

By maleńkie puszyste kurczątka,

Ocalić przed apetytem łakomego lisa,

 

By skradającemu się nocą lisowi,

Pokrzyżować jego chytre plany,

By ostrymi zębami nie ukrzywdził,

Maleńkich kurczaczków bezbronnych,

 

Pośród wrzaskliwego przerażonych kur hałasu,

Zastąpił dziarsko drogę lisowi nieustępliwemu,

W lisich ślepi złowieszczym blasku,

Nie zawahawszy się dokonać bohaterskiego czynu,

 

Odważnie stanął w obronie bezradnych kurcząt,

Przed ociekającą śliną srogiego lisa paszczą,

Atakując go zawzięcie zaostrzoną wykałaczką,

Niczym najprawdziwszą średniowieczną włócznią,

 

Niczym niegdyś z ziejącymi ogniem smokami rycerze,

Stanął mężnie do walki z rudym lisem,

Wykałaczką zaostrzoną przebijając mu podniebienie,

W zapamiętałej walki ferworze,

 

Pokonanego zmuszając do ustąpienia,

Ku rozległym polom zroszonym blaskiem księżyca,

Opuszczenia ze wstydem drewnianego kurnika,

Goryczy wstydliwej porażki przełknięcia…

 

Może na swych maleńkich nóżkach,

Przemierzył okoliczne rozległe podwórza,

Gdzie głowę jego skryła wysoka trawa,

Niewidocznym go czyniąc dla ludzkiego oka,

 

Może udał się ku pobliskim rzekom,

Naprzeciw nieznanym przygodom,

Oddając swój podziw słońca wschodom i zachodom,

Ku nowym wyzwaniom codziennie się budząc,

 

Może i popłynął z prądem najbliższej rzeki,

Choćby na łupinie zwykłego orzecha,

Choćby i na sam koniec świata,

Zabierając z sobą na zawsze moje wspomnienia…

 

Kiedy ostatnia strona baśni została przewrócona,

Rozbudziła z dzieciństwa rzewne wspomnienie,

Tej maleńkiej figurki Sindbada,

Która kiedyś zaginęła pośród szczęśliwego dzieciństwa,

 

Oddając się temu jednemu z dzieciństwa wspomnieniu,

Pośród przyjemnego letniego wieczoru,

Wierzyłem iż zaznał równie wspaniałych przygód,

Co niegdyś jego literacki pierwowzór…

 

I kiedyś opowiedział swe liczne przygody,

Letniego wiatru powiewowi,

By dotarły także i do uszu moich,

Z lekkim wietrzykiem wieczornym…

 

Oceń ten tekst
Kamil Olszówka
Kamil Olszówka
Opowiadanie · 25 września 2024
anonim

W drodze do domu...

Irena Świerżyńska

Wróciło

wraca zawsze do domu

 

dusza już nuci

wspomnienie niesie

 

ktoś - czeka

 

tam się zaczęło

tam ziarno rosło

 

w tamtym ogrodzie  - malwą rozkwitło

 

tęsknotą pachnie...

 

Oceń ten tekst
Irena   Świerżyńska
Irena Świerżyńska
Wiersz · 24 września 2024
anonim

Jałta wiecznie żywa

Marek Jastrząb

 

Rosja odgania się od dostarczenia Ukrainie broni dalekiego rażenia za pomocą gróźb na temat użycia atomówek. Zachód reaguje zgodnie z jej oczekiwaniami: strachem przed nuklearną zagładą i lękliwym heroizmem dyplomacji.

Rosja, to wielki obszarowo kraj rządzony przez małych ludzi o amputowanej wyobraźni: jest w stanie rzucić do boju miliony potencjalnych nieboszczyków, Poczyna sobie z rozmachem bezkarnej brutalności: nie liczy się z ofiarami żołnierzy i upolowanych cywilów. Jest miłośniczką gwałtów, dewastowania, grabienia, kradzieży cudzego.

W porównaniu z nią, Ukraina, to maleństwo, a mięsa armatniego zasoby ma nikłe. Robi więc bokami. Choć niezłomna jak w pierwszych dniach wojny, jest w oczywisty sposób podwójnie umęczona: długotrwałą walką i oczekiwaniami na broń, której nie może użyć wedle własnej ochoty; prosi o samoloty i rakiety, a dostaje procę z demobilu i moc faryzeuszowskich zapewnień o sympatii po grób. Więc apeluje do Zachodu i wysyła te swoje błagania prosto w jego niedosłyszące ucho. Lecz że w NATO czai się króliczy duch męstwa i charakteru, Zachód od czasu do czasu budzi się z wygodnictwa i z łaski na pociechę rzyga niewielką trochą uzbrojenia. I tryska opętanym zadowoleniem z faktu, że jest wzorowym altruistą, co mu pomaga trzymać fason. Co sprawia, że zachowuje się tak. jakby nie zdawał sobie sprawy, że wojna toczy się o to, by szarańcza nie wlazła mu do chałupy.

*

Pomoc udzielana masakrowanej Ukrainie obliczona jest na chwilowe przetrwanie, a nie trwałe zwycięstwo. Jest spóźniona i poprzedzona długotrwałymi rozważaniami. Jest obwarowana przepisami, zastrzeżeniami, papierkowymi wymogami, całą tą biurokratyczną liturgią maskującą bojaźń przed azjatyckim Wielkoludem.

Dzięki polityce nieraptownych działań, Rosja wkrótce osiągnie cel i zmusi Ukrainę do terytorialnych ustępstw, zrzeczenia się suwerenności i niechcianego wasalstwa. A dalej, to już poleci; w kolejce do aneksji czekają nadbałtyckie drobiazgi, następnie kraj nad Odrą, Nysą i Bugiem, o reszcie rozleniwionej Europy nie wspominając (walka kolosa z gigantem odbywać się będzie na terenach niczyich, czyli w Polsce. Na razie toczy się w państwie lezącym o rzut beretem od naszego. Jednakowoż warto by wyobrazić sobie, że zamiast „na razie”, mamy słowo „teraz” i kiedy walczące kraje zrzucają śmierć, przydarza się, że jakiś militarne gówno spada niezgodnie z konwencją).

*

To, że rozzuchwalony natowską ostrożnością rosyjski zbój nie zawaha się wkroczyć na jego obszar, pewne jest od dawna. Lecz to, kiedy się Zachód opamięta i po zburzeniu którego kraju zorientuje, że czas go pokonać, pewne już jest mniej, gdyż ponieważ, tudzież i albowiem pomimo nikczemnej natury, drzemią w nim resztki niepokoju o własne gnaty i towarzyszy mu upierdliwa świadomość, że po użyciu bomby na literę A, nie zostanie z niego nawet cień po mokrej plamie. 

Oceń ten tekst
Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Dramat · 24 września 2024
anonim

Nie ma już tamtych sklepów z zabawkami

Kamil Olszówka

      Nie ma już tamtych sklepów z zabawkami,

Które pośród dzieciństwa chwil beztroskich,

Podarowały mi ogrom niewysłowionej radości,

Przechowanej skrzętnie w głębinach pamięci…

 

Każda wizyta w takim sklepie,

Była w dzieciństwie niezapomnianym przeżyciem,

Na długie lata zapadającym w pamięć,

Przyoblekającym się nocami w niejeden barwny sen…

 

Pamiętam tamte ich półki,

Uginające się pod ciężarem gier planszowych,

Dziesiątek pudełek puzzli rozmaitych,

Dla dzieci w różnych kategoriach wiekowych,

 

Nie brakowało najrozmaitszych maskotek,

Poupychanych w niemal każdym ich kącie,

Były pluszaki po naciśnięciu świecące,

Były i mechaniczne nakręcane kluczem.

 

Pamiętam liczne plastikowe figurki

Wyobrażające lisy, wilki, jelonki,

Rozstawione na tle tekturowej dekoracji,

Przedstawiającej rozległy las zielony.

 

I liczne plastikowe dinozaury,

Niektóre rozmiarów całkiem słusznych,

Wielkości całej kilkulatka ręki,

Budzące w moich oczach niekłamany podziw.

 

Pamiętam tamte na baterie roboty,

Wydające z siebie różnorakie dźwięki,

Po naciśnięciu mrugające światełkami,

Imitującymi strzały pistoletów laserowych.

 

I liczne modele wahadłowców i rakiet,

Rozwieszone na nitkach pod sufitem,

Niczym w magicznym sadzie zaklęte owoce,

Na rozłożystych gałęziach drzew…

 

A każdy radosny dziecka uśmiech,

Rozniecony niespodziewanym prezentem,

Zapadał dobrze w starej sklepikarki pamięć,

Budząc także i staruszki emocje…

 

Pamiętam jak kiedyś całe pudełko żetonów,

Przedstawiających z różnych epok wojowników,

Na porysowanej sklepowej ladzie z plastiku,

Wysypała przede mną ku niepojętemu zdziwieniu…

 

I wtedy padły te słowa cudowne,

Wywołujące u kilkulatka emocji dreszcz,

Które na zawsze zapadły mi w pamięć…

- Bierz wszystkie... To prezent!

 

Pamiętam jak w oczach kilkulatka,

Od nadmiaru niespodziewanego szczęścia,

Zawirował nagle cały świat,

A chwila ta zdawała się wiecznie trwać.

 

Szeroko otwierając ze zdziwienia oczy,

W cudowny prezent nie mogłem uwierzyć,

Stałem tak, jak w ziemię wryty,

Słowa z siebie nie mogąc wydobyć,

 

Dopiero starej sklepikarki ponaglenie,

Okraszone jej serdecznym uśmiechem,

Sprawiło że nieśmiało wyciągnąłem ręce,

Zbierając nieśmiało żetony tekturowe.

 

Jedne pokryte brokatem,

Błyszczały się w sklepowej żarówki świetle,

Inne zatopione w fosforze,

Świeciły się gdy noc spowiła ziemię,

 

Na jednych byli brodaci wikingowie,

Na innych rycerze dzierżący lśniące miecze,

Na jednych Celtowie prezentowali się groźnie,

Z innych spoglądali dostojni maharadżowie,

 

Na jednych żetonach smagli Asyryjczycy,

Prezentowali dumnie bujne swe brody,

Na innych z kolei amerykańscy Rangersi,

Salutowali mi karnie gładko ogoleni,

 

Z jednych żetonów egipscy łucznicy,

Mierzyli we mnie z swych łuków strzały,

Na innych z kolei zadumani Hetyci,

Ostrzyli w skupieniu swe bojowe topory.

 

Choć przedstawiały wojowników tak różnych,

Wszystkie po temu się przysłużyły,

Że roznieciły u mnie ciekawość całego świata historii,

Żarzącą się skrycie w dziecięcej wyobraźni głębi...

 

Lecz jest to już tylko niestety,

Zaledwie wspomnienie z przeszłości,

Nie ma już tamtych sklepów z zabawkami,

Próby czasu niestety nie przetrwały…

 

Jedne te w miasteczkach niewielkich,

Niestety nie wytrzymały konkurencji,

Z wyrastającymi jak grzyby po deszczu hipermarketami,

Które zmonopolizowały lokalne rynki.

 

Inne z nieubłaganym kolejnych lat biegiem,

Zostały już trwale wyburzone,

Inne budynki zajęły ich miejsce,

Nie został po nich na kamieniu kamień…

 

Gdy człowiek czasem dzieciństwo wspomni,

Pośród dorosłego życia obowiązków niezliczonych,

Czasem w oku i łza się zakręci,

Na wspomnienie tamtych sklepów z zabawkami,

 

Które niegdyś w odległym dzieciństwie,

Podarowały mi radości tak wiele,

By w niejednej dorosłości chwili trudnej,

Ich wspomnienie było mi pocieszeniem…

 

Oceń ten tekst
Kamil Olszówka
Kamil Olszówka
Wiersz · 24 września 2024
anonim