...stał się przytuliskiem dla niedzielnych fachowców. Miejscem wyrażania nietrafnych opinii na każdy temat. Areną błyskotliwych wypowiedzi bez sensu.
Autorzy tychże, ukrywając się za nickami, mają wówczas złudne poczucie bezpieczeństwa. Gdyż wtedy wydaje im się, że nie wiadomo, kto pluje i przed kim się bronić.
Dla tych wybitnych znawców urojonych zagadnień, nie ma przeszkód w gadaniu bzdur: noblista, nie noblista, nieważne, jakim kto dorobkiem się legitymuje, dla komentującego anonima jest to wymarzony obiekt do pomiatania, Doskonały pretekst do bezkarnego strzykania gównem.
Minęło nieco czasu, a paskudny obyczaj anonimowego plucia przestał wystarczać. Ludzie chroniący się za nickami odkryli, że za szczekanie pod własnym nazwiskiem, nie grożą żadne dotkliwe kary. Wypowiedzi nacechowane jadem zaczęły więc być firmowane nazwiskiem autora.
Są to ogólnie znane odkrycia Ameryki. I nie ich pokazywanie stanowi przedmiot mojej bulwersacji. Werbowanie głupców i owocne powiększanie ich liczby, to zjawisko powszechne. Znane nie od dziś. Lecz za każdym razem wpędza w zdumienie tych, co są niepodatni na posługiwanie się brakiem rozumu.
Wydawałoby się, że jawne gadanie od rzeczy, powinno dyskwalifikować. Ale jest odwrotnie: namnaża potakiewiczów. Wyznawcy nielogicznych teorii tokują bez przeszkód, Zatem byłaby pora oswoić się z myślą, że nie da rady pojąć przyczyn powstawania bzdur, należą one bowiem do zjawisk istniejących, a niewytłumaczalnych. Nie można im zapobiec i trzeba pogodzić się z ich obecnością do czasu przywrócenia mody na krytyczne myślenie. Czyli na zaryzykowanie i doprowadzenie społecznej wiedzy na wyższy poziom po to choćby, by się nie nabierać na populistyczne mniemania.