Witamy w Czytelni – przestrzeni dla twórców i pasjonatów literatury!

Czytelnia to miejsce, gdzie poezja i proza spotykają się z sercami odbiorców, a słowa zyskują nowe życie. To tutaj każdy może opublikować swoje wiersze, opowiadania czy fragmenty powieści, dzieląc się swoimi emocjami, przemyśleniami i artystycznymi wizjami. Niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym pisarzem, czy dopiero stawiasz swoje pierwsze kroki w literackim świecie, Czytelnia jest otwarta na Twoją twórczość.

Zapraszamy do odkrywania różnorodnych tekstów, komentowania i inspirowania się dziełami innych autorów. Wywrota od lat łączy ludzi, których łączy pasja do słowa pisanego – dołącz do naszej literackiej społeczności i pozwól, by Twoje słowa zainspirowały innych!

Czytelnia - najnowsze teksty

Złota jesień czeka...

Irena Świerżyńska

cicho

ciszej - jeszcze ktoś usłyszy

 

krok za krokiem z pokorą

już zamiatam tropy

na tamtym polu i grząskiej zagrodzie

 

wszystko

piękne czyste i wełną przykryte

 

o - tak niewidzialne

cichutko i blisko - z boku baran bodzie

 

tak lubi  -  to swoje

tak rogi pokaże - tak władzę wynosi 

i śmieje się w oczy

 

ma tyle wiatru i tyle piasku

i aż tyle - pana

 

i tyle uciechy i wciąż sieje

grzechy

 

i ty też  - oświecaj te loty

znasz

wiesz 

 

poznałaś

co znaczy król złoty...

Oceń ten tekst
Irena   Świerżyńska
Irena Świerżyńska
Wiersz · 15 września 2024
anonim

Gdzieś, gdzie słońce mieszka

LydiaDel

 

 

Bolesnym cięciem rozdarto mi duszę; 

błądziłam pośród ciemności i burz.

W chwilach zwątpienia samotnie cierpiałam,

patrząc bezsilnie jak toniesz w mroku. 

Odważnie walczyłam z losem, bo wierzyłam…

Płakałam w milczeniu przekrzykując ciszę. 

 

Szarym świtem przyszedł anioł śmierci

Targować się ze mną o okruchy bytu.

Sił mi nie starczyło, choć broniłam dzielnie;

bezsilnie patrzyłam jak konało życie. 

 

Jak piasek przez palce umykało cicho,

tonąc w mroku cieniem zatrzymane w czasie.

Wolno biło serce złamane cierpieniem,

a gasło powoli, by raz jeszcze wzlecieć, 

zostawiajac smutek, ból i udręczenie.

Czarna melancholia przyćmiła spojrzenie,  

oddech coraz krótszy, jak łabędzi śpiew,  

coraz rzadszy, słabszy, jeszcze raz głęboko 

i cisza, czas płynął, przystanął i chłód…

 

Ciagle trzymałam jeszcze twoje zimne dłonie;

spocznij w ciszy wiecznej, gdzie jasności czas,

w objęciach anielskich, tam ból nie ma wstępu, 

gdzieś, gdzie mieszka słońce spotkamy się znów.

Oceń ten tekst
LydiaDel
LydiaDel
Wiersz · 15 września 2024
anonim

***(Skarbie - ile to już lat minęło...)

Krzysztof Wesołowski

Skarbie - ile to już lat minęło od kiedy się nie widzimy ?

Każdy dzień bez ciebie staje się dla mnie wiecznością

Teraz w oddzielnym posłaniu na co dzień się budzimy

Czy błahe rozstanie było naszą jedyną koniecznością ?

 

Nie uwierzę w to że to wszystko miało się tak potoczyć

Mogliśmy wieść szczęśliwe życie ze sobą już na zawsze

A nie do tej pory rozmaitymi ścieżkami świata kroczyć...

Dlaczego sądzisz że życie razem nie byłoby ciekawsze ?

 

Rozpaczliwie rozmyślam o tym wszystkim przez cały czas

Czy doprawdy los przewidział nam już takie zakończenie ?

Może jeszcze nastąpi taki dzień że uśmiechnie się do nas

A nasza osobliwa miłość zmieni się w istne przeznaczenie

 

W gruncie rzeczy wierzę w to że tak to się właśnie stanie

Chciałbym przeżyć z Tobą ekscytujące chwile jeszcze raz

Kiedy z nadmierną czułością mówię do Ciebie - kochanie

Chciałbym Cię przytulić i pocałować - wszystko to naraz !

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 15 września 2024

Dwa oddzielne światy

Krzysztof Wesołowski

Odtwarzam w pamięci wspólne chwile

Mam nadzieję że się wkrótce spotkamy

A wtedy wszystkie smętne dni ci umilę

Ponownie tak jak dawniej się poznamy

 

Nie będę kłamał że mi ciebie nie brakuje

W lustrze widzę te same niebieskie oczy

Których powtórnego spojrzenia oczekuje

I łagodnego dotyku brązowych warkoczy

 

Wciąż czuje te same palców muśnięcie

Kiedy blisko stałaś wpatrzona we mnie

Przez jednej oprawki oczka mrugnięcie

Chciałaś cos powiedzieć lecz daremnie

 

Teraz już wiem że popełniłem ciężki błąd

Bo na początku twoją agnatkę wybrałem

Oszukuje siebie że nie jesteś daleko stąd

Tylko ciebie tak bardzo mocno kochałem…

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 15 września 2024

Do Natali S.

Jakub Adamek

Wielkie pustki mnie lagodzisz Natalio,

Nad mymi myślami; gdzie przed laty bym sobie cię nie wymarzył,

Samotne czasy sztyletujesz swymi słowami.

Oceń ten tekst
Jakub Adamek
Jakub Adamek
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Opłakująca niewiasta

Krzysztof Wesołowski

I

 

Gdy spojrzała rodzicielka na cierpiącego syna 

Który nosił na swych barkach ciężki krzyż

Pytała się zapłakana jaka była tego przyczyna

Że jej najdroższe dziecię doznało owy niż

 

II

 

Tutejsi bliscy odparli jej że to wina Piłata

Bo posłuchał się rozwścieczonego głosu ludu

I oczyścił z winy zamiast jej syna to kata

Nie zauważył w jej potomnym żadnego cudu

 

III

 

Biedna matula była przy nim aż do Golgoty 

I bezsilnie patrzyła jak wydaje ostatnie dechy

Po chwili usłyszała na niebie dwa grzmoty

To znak że jej syn odpuścił wszystkim grzechy 

 

 

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 14 września 2024

Rozstanie na wieczność

Krzysztof Wesołowski

Gdy przez przezroczyste okno za dnia wyglądam

Wspominam piękne chwilę spędzone z Tobą

I myślę kiedy znów bukiet czerwonych róż ci dam

Bo jesteś wciąż bliską mojego serca osobą

 

Na półce biurka nadal trzymam bordowe okulary

Które mi w dniu wspólnej znajomości dałaś

Mówiłaś że jest to istny dowód zakochanej pary

Aż tyle ze mną niezwykłych wrażeń miałaś…

 

Po raz setny nasze pamiątkowe zdjęcie oglądam

Kiedy na boisku pocałowałaś mnie w usta

Tylko tego z utęsknieniem nade wszystko żądam

Lecz moja prośba jak była tak i jest pusta…

 

Mimo to z wielką nadzieją czekam na popołudnie

Bo obiecałaś mi że się jeszcze spotkamy

Chociaż w głębi serca wiem że mówiłaś to złudnie

I nigdy więcej się ze sobą nie pokochamy…

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 14 września 2024

Katabasis

Zamknięte do odwołania. Czekam Na swojego bodhisattwę o łagodnym wzroku I skórze w kolorze wiśniowego drzewa. Prognozy nie są najlepsze spiker Zapowiada wielką wodę spadają bomby Na ukraińskie miasta Nie widziałem cię od dawna Zgubiłem się w labiryncie podmiejskich uliczek Zgubiłem się w bólu ptaka ze złamanym skrzydłem Odnalazłem się w ciemnym zwierciadle umysłu, w rynsztoku w którym bełkotała Wezbrana deszczówka w szczekaniu psów I nienapisanych esemesach. Po drugiej stronie jest przepaść w w twoim kształcie W którą spadam jak pięćdziesiąt sześć megaton Które otworzyły drzwi do piekła na ułamek sekundy Które utopiły w ogniu starców dzieci i kobiety Zostawiając ludzką sadzę na ścianach budynków Spłoszone gołębie w sąsiednim mieście Poderwały się do lotu ktoś podniósł głowę Wciąż spadałem, i to trwa Do dziś

Oceń ten tekst
wiktordyl1989x
wiktordyl1989x
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Sentymentalne myśli

Krzysztof Wesołowski

Dzisiaj w bezgwiezdną noc nieustannie rozmyślam o Tobie  

Także zastanawiam się co teraz na co dzień ogólnie robisz   

Czy faktycznie podarowałaś już serce nieznanej mi osobie ?  

Czy przez ten cały czas o naszym dawnym związku śnisz ? 

 

Niemniej jednak wiedz że nadal Cię bezgranicznie kocham  

I za życia nigdy nie dojdzie do takiej sytuacji, że przestanę 

Skarbie – sama to wiesz że nigdy się na Ciebie nie focham 

Wiedz że pomimo tego co złe to zawsze przy Tobie zostanę  

 

Nie mam siły ukrywać że niewyobrażalnie tęsknię za Tobą   

Zrobiłbym dosłownie wszystko aby móc Cię znów widzieć 

Bo już tylko przy Tobie mogłem poczuć się naprawdę sobą  

Mogłem każde w głębi nas nieporozumienie przewidzieć...

 

Teraz wystarczyłby mi tylko twój jeden najdrobniejszy gest 

Żeby z powrotem powróciło to co było kiedyś między nami 

Skarbie – dokładnie wiesz że czuła chemia nadal w nas jest 

Tylko pozwólmy jej na nowo wzbić się do nieba skrzydłami  

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 14 września 2024

Cześć słodziutka!

Marek Jastrząb

 
Kiedy się zmyłaś, nie było mi do śmiechu, choć wyznam, że w ogólnym bilansie okazało się bez ciebie o wiele spokojniej, a i w domu zapanowała powszechna zgoda i wzajemne nie włażenie sobie w paradę. Początkowo mama płakała po kątach; w milczeniu i tajemnicy przed Ojcem. Jednak wkrótce jej przeszło. Tylko Tata po kryjomu pociągał nosem. Lecz przy ludziach rżnął twardziela.

 

Ale do czasu, bo każdy wodewil ma swój kres; już po miesiącu przejmowali się czym innym: zajęli się obwąchiwaniem rodzinki z dobermanem, tych, co to pod nami. Ich życie jednak wystarczyło im na parę szyderczych gadek po obiadku, w tym jedno nieudane party w ogrodzie, ponieważ gdy nikt z zaproszonych gości nie przyszedł, kłócąc się i obwiniając, że znowu im nawaliła frekwencja, jednogłośnie dochodzili do przekonania, iż żaden doberman już nie zmieni faktów, bo faktem jest starość i takie tam.

 

Tak nam się darzyło, tak zabijaliśmy czas aż do chwili, gdy pokochałem Justynkę, moją ślubną, pamiętasz, razem chodziłyście do podstawówki, ona siedziała przed tobą, taka ruda trzpiotka w okularach i z końskim ogonem.

 

Teraz przejdę do meritum. Trudno mi zacząć, ale jakoś nigdy nie miałem nabożeństwa do listownych wynurzeń, więc w krótkich żołnierskich słowach powiem, że nadeszła długo oczekiwana chwila, by postanowić, co dalej z tym koksem, bo gdy Tatę wymiotło z życia, już nie daję sobie rady z mamą. Ma taki nieustannie oklapły wzrok, a ostatnio podprowadza dzieciakom czekoladki. Justynka suszy mi treskę jakimiś sankcjami, mówi, że jest tu z nią za ciasno, a w ogóle to ma jej serdecznie dosyć, co mnie w sumie nie dziwi, bo ja też.

 

Gdybyś była facetem, zrozumiałabyś w mig, co to żyć z dwoma babami, z których każda ma rację, toteż od razu pomyślałem o twoim zbawieniu i powiedziałem Justynce, że teraz przyszła kolej na ciebie, dzisiaj ty powinnaś trzymać pion i nie mówić, co o niej myślisz.

 

Tymczasem ty, bo mnie kroją się prezesury i nieludzkie intraty, lukratywne operacje, przewodniczenia, piastowania i zasiadania z szykanami, gabinety, petenci, bananowe wojaże, bo mnie zanosi się na upragniony koniec chudych lat, a Tobie przyda się opinia dobrej córeczki. Mama, jak ją przekonać, potrafi być na swój sposób sympatyczna, no i lekarz twierdzi, że to góra parę miesięcy.

 

Oceń ten tekst
Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Opowiadanie · 14 września 2024
anonim

Rok 1863

Krzysztof Wesołowski

Nasza rodowita ziemia – nasza pokoleniowa rodzina
To właśnie dziś wybiła zrywu narodowego godzina 
Nasza ofiarna niezłomność – nasze pamiętne blizny
Krwią zdobyte ! – w imię pokoju i wolności ojczyzny  

 

Przygotować długie szable – rozstawić w polu armaty
Dać sygnał innym – tu nie ma już czasu na dylematy
Do boju rodacy ! – chwila moment mroźne powstanie 
Z dwugłowym czarnym orłem na wieczność rozstanie

 

 

Oceń ten tekst
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 14 września 2024

Pan cieć

Marek Jastrząb


Bohater serialu "Dom", Ryszard Popiołek, nie dożył naszych świetlanych czasów. Niestety, gdyż jego powiedzenie „koniec świata”, miałoby teraz nowy sens. Tak jak jego powiedzenie, że "mogą zmieniać się systemy, a brama być musi".Zastąpił go Obywatel Anioł, kukiełka skonstruowana z mydła, wazeliny i właściwie zaadresowanych ukłonów, a Złota 25 przebrała się za kurnik Alternatywy 4.

 

Pan Ryszard, zwolennik logicznej oceny rzeczywistości dziwił się, jak wiele jego prawd schodzi na psy. Warszawski dozorca, lokalny miłośnik zdrowego rozsądku, czuł się wszędzie obco i nigdzie nie był na swoim miejscu. Począwszy od miasta, w którym przed wojną czuł się sobą, a które po wojnie, z roku na rok, przekształcało się we własną parodię, w zakłamany autentyzm. Anachroniczny, ideologicznie niemodny, nie potrafił zrzucić dawnej skóry. Do życia powracały niedobitki ocalałych, rodowitych mieszkańców domów kiedyś, a ruin teraz. Pociągami, pieszo, drabiniastymi limuzynami gnały matki z pędrakami, z tobołami najpotrzebniejszego dobytku, maszerowali ojcowie, synowie i córki szukając na bramach obwieszczeń skierowanych do siebie: "tu jestem", "tu czekam".

 

Wesoły, pogodny, optymista, nauczony, że nie ma takiej opresji, takiego nieszczęścia, które by go powaliło, rozłożyło, wpędziło w niemoc, bezradność i depresję, nauczony, że cała ta nowa Polska jest zjawiskiem przejściowym, istniejącym chwilowo zaledwie, bo nie ma w niej stalowych wartości, niezłomnych prawd, bo rozleci się jak puch, trwał na posterunku, obserwował demagogiczną codzienność, z ironicznym, dosadnym komentarzem obserwował, jak obok rodowitych warszawiaków zlatuje się człowiecza szarańcza, maruderzy i ludzie napływowi, obywatele pochodzenia pastewnego, warkliwe, czerwone karły gotowe dzielić się cudzym, margines przefarbowany na narodową większość, gramolili się na szczyty i wierzchołki świecznikowej władzy.

 

Nie dożył i już na szczęście nie widzi, jak horda ich wnuków, pociotków i nienażartych kleszczy, obsiadła biura i uplasowała się w strategicznych gabinetach z telefonami. Nie widzi, jak leżakują w nich nadal, tyle że nie są już czerwonymi karłami, ale karłami różowymi lub karłami post. Jak bez końca naprawiają, reformują i polepszają, bez przerwy pochylają się nad cudzym losem i są.

Oceń ten tekst
Marek Jastrząb
Marek Jastrząb
Opowiadanie · 14 września 2024
anonim

Zatruty

S. J. K.

nie, nie możesz mi pomóc
mię się nie da pomóc


próbowaliśmy dosłownie wszystkiego
a ja wciąż płochliwy
jak nuty Vivaldiego


uciekać więc będę dalej
przez pięciolinie życia
przejdzie lato, nastanie zima
a w ziemi tej (jak kwiat) rozkwitnie mogiła


będę umierał
odradzał się będę
przystępować będę
do ciebie
jak wiatr cicho i zwiewnie
a czasem głośniej, bezwzględnie
dużo mniej pochlebnie
i znów cię pijany błagał będę
prosił o twe przebaczenie
ty przytakniesz, wybaczysz
powiesz, że nic nie szkodzi
spadniemy sobie w ręce
coś sobie przysięgniemy
i kochać się będziemy
(przez cztery następne tygodnie)


a potem 
znowu trucizna uderzy do głowy
świt będzie bardzo płowy
lecz ty mnie w nim nie odnajdziesz
ni ja siebie nie odnajdę w nim
będziemy jak Cezar
co zgubił gdzieś swój Rzym


błądzić będziemy za wczorajszym wieczorem
będziemy na ulicach
na polach, wrzosowiskach
po szyje w lunie będziemy kroczyć
co nie przeminie
dopóty jedno z nas
nie skona, nie zginie
(jak kwiat) w kleszczach zburz nie zamilknie

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Zbrodniarz/Dziecięcie Boże (Piosenka na gitarę)

S. J. K.

Wszystko co w tobie to fałsz
Choć jest to wszystko co masz
Nie masz już rąk by coś ukraść
Dziś możesz tylko już łkać
(Dziś możesz tylko już łkać)


Wiesz, że to tylko przeczucie
Choć w grdyce ciąży uczucie
Że nie masz już dokąd uciec
Czyściec zamknięty od ósmej


Dziś możesz tylko już łkać
Dziś inni mogą się śmiać


Kagańce dryfują ci w paszczach
Jak osty cnót w miejskich chaszczach
Zmierzch zjada jaskry kolory
Gdy gaśnie ogarek pokory


I będą ciemiężyć cię kliny
Długie korzenie rośliny
Zapłonie Drzewo Życia
A w piekle zadrży lina:
Popiołem z niej twa mogiła
Jak cytra Apollina
Skosztuje osocza-wina
W mig opróżni swój kielich
Pociągnie za akord: 
Dadzą jej następny
A ty zapłoniesz cały
Jak Đức w płomieniach swej sprawy


Wszystko co w tobie to fałsz
Dziś możesz tylko już łkać
(Dziś możesz tylko już łkać)
Już nie ma sensu uciekać
Na nożu nie ma co wierzgać
(Dziś możesz tylko już łkać)
I tak dopadnie cię czas
I tak tu nie masz z kim spać
Dziś możesz tylko tu łkać
Dziś możesz tylko tu stać
Czuć jak ropieje ci skóra
We flechtach syczy cykuta
A w nocy krzepnie pokuta


Nie ma co mrużyć dziś oczu
Od siebie nie da się uciec
Choć wielu próbowało
To co ich spotkać miało
Przed końcem ich dopadło


W annałach dziś zatrzymano
Zbrodniarza takich jak mało
Iglane oko czasu
Tak nam zaśpiewało:


La-la-la, na-na
La-la-la, na-na...


(Na miłość go skazało)

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Śpiewaj ogrody. Jak Rilke, śpiewaj ogrody!

S. J. K.

Mój drogi
śpiewaj ogrody
i letnie gwiazdy
Czas jest tak krótki
boć serce ma czarne
Niechaj porażą
nas wszystkie burze 
brzemienne Madonny 
błogosławione 
w nieznanych godzinach
Niechaj porażą
nas wszystkie burze
światłością rana
i zapachem mchu
Będąc w drodze
ku obcym brzegom
tak trudno czasem
to wszystko zrozumieć
Więc śpiewaj, mój drogi
Śpiewaj ogrody
i letnie gwiazdy
bo wszystko przejdzie
jak noc przechodzi
Będąc w drodze
ku obcym ziemiom
tak trudno czasem
to wszystko zrozumieć
Więc śpiewaj, mój drogi
Ach, śpiewaj ogrody
niechaj rozdzibią nas kruki nocy
Więc śpiewaj, mój drogi
Ach, śpiewaj ogrody
niechaj zakwitną płody pokory
a w chrust rozpadną się chwasty niezgody
No śpiewaj, mój drogi
No śpiewaj ogrody
boć są to czasu słowa przestrogi:


Śpiewaj ogrody
nim dopadną cię burze twej trwogi
Śpiewaj ogrody
nim dopadną cię łzy mej tęskonty


A zatem 
śpiewajmy ogrody
nim Bóg dosięgnie naszej Sodomy

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

W lilie zawinę swe serce

S. J. K.

W lilie zawinę swe serce
By mogło dryfować ci w ręce
Byś nigdy nie chodził spragniony
Byś za to, że kochasz
Nie czuł żeś potępiony


W lilie zawinę swe serce
By bicie jego ci mogło
Falować przy uchu, na wietrze
Byś słyszał, żem jest
Że był, i że będę
Dla tego kto w tym ciele
Widzi bezbronne jagnięcie


„W ciernie obwiążę ci ręce
Kark, jak gałązkę, skręcę
Powieszę cię na drzewie
By grotem przebić trzewie
Byś krwawił i płakał
Solą i miodem
Ażeby «nie» każde moje
Twe durną lirykę i prozę
Odbiło cięciwą wprost w morze;


Niechże utonie plugastwo
Bo jakże tak w mym kraju
Ma wisieć to pedalstwo.”

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

W lochu romansów i róż

S. J. K.

Twój kark, on
jak gołębi grzbiet...


Więc skręcam ci go teraz, 
aby upleść linę,
na której zawieszę, 
to wszystko, co powinno 
utonąć w ogniu
naszej wspólnej nierządzy,
która nawet w lochach, 
kanałach i przeręblach,
wystawia nas na płomień 
i wieczne potępienie,
w miejscu, gdzie bliźniemu
nieznane jest słowo „miłosierdzie”.


Bo lepiej powiesić wspomnienie,
niż w twym kwarcowym ciele 
zanurzyć długą na metr karabele.


Chce zachować je nietknięte – zarówno twe ciało,
jak i każde związane z nim wspomnienie.
Chcę obracać w palcach, wąchać, na siatkówce oka
każde jego mgnienie dbale polerować, 
i jak do rybki złotej – dzień po dniu zaglądać.
Chcę by ono trwało – tak czyste, białe i piękne,
tak jak nad nami błękitne – trwać będzie niebiańskie sklepienie.

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

*** [Słowo się rzekło]

S. J. K.

Słowo się rzekło –
Kiedyś trzeba umrzeć.
 
Ale w między czasie 
Można bawić, pić i kochać.
Ale słowa – męskiego słowa –
Złamać nigdy nie można.
 
Jak mówi porzekadło:
„Słowo mężczyzny twardsze niżli żelazo”.
 
Powiedziałem, co chciałem,
Napisałem – co umiałem,
Pergamin podpisałem, wyrok
Wykonałem. Teraz tylko czekać,
Aż nadejdzie chwila, która
Wydusi krzyk – „zaczekaj!”. Ale ja
Nie poczekam. Bo rzekło się słowo,
Buchnęła już para, słychać terkot tłoków.
 
Maszyna-słowo ruszyła,
A stalowej bryły
Człowieczej przysięgi-maszyny
Nic już nie powstrzyma – 
Żaden lód i żaden krzyk.
 
Ale się nie smucę.
Na razie przecież 
Tańczę, śpiewam, nucę.
Ale prawdą jest też to –
Że kiedyś zwyczajnie umrę.
 
I może kiedyś powrócę.
 
I jeśli mi się poszczęści,
To też i w drugim życiu –
Niejednym kołem 
Przysięgi-maszyny zakręcę.
 
Bo poddać się,
Znaczy niekiedy
Zwyciężyć.
Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Do

S. J. K.

Coś
Za serce chwyta;
Coś się zamyka, inne Coś
Otwiera.
Ktoś się otwiera, a inny Ktoś
Przymiera.


Coś rośnie, wzrasta, 
Pnie się do Słońca,
Odwrotnie, jak to robi 
Po łodydze rosa.


I Coś stygnie nagle;
Coś wzrastać przestaje;
Coś rosnąć przestaje; a ja wciąż, 
Jak dziecko – siedzę tu sobie i marzę!


O, Panie,
Kiedy odpowiesz 
Na moje wzrastanie?
Kiedy to spojrzysz
Na moje chlipanie?
Kiedy to wreszcie – mój Panie –
Zejdziesz tu i zatrzymasz
Rosy po łodydze zsuwanie
I moje
W mrozie Twej srogości
Niechybne przymieranie?


Och, Panie,
Ileż to jeszcze ma trwać?
Ile mam jeszcze tak łkać?
Ile lamentować, a ile 
Chleb upadły całować?
Jak długo mam jeszcze
Tego życia-brzytwy się chwytać?
I ile to mam tak jeszcze
Bez przerwy za brodę Cię szczypać?


O, Panie,
Odpowiedz na moje wołanie.


Och, Panie,
Dopełnij łaskawie
Moje oczekiwanie
Na z życiem-brzytwą
Ostateczne rozstanie.

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim

Pokorna modlitwa o proroczość świetlistych snów

S. J. K.

Nie zdziwiłbym się,
Gdyby nazwano mnie ślepcem,
Wszak dobrze wiem,
Iż tylko ślepiec mógłby nie dostrzec
Wszechobecnego Piękna.


Ślepocie,
Bierności na Słońce, 
Mogę próbować zaprzeczyć,
Lecz kiełkujących w glebie mej duszy kwiatów obsesji
Ukrywać i negować faktu ich istnienia
Przed nikim nie zamierzam.


Dzień w dzień wstaję,
Aby obcować ze Słońcem,
Błękitem i Horyzontem;


Wschód po wschodzie 
Wybudzam się z płomieni,
I jak feniks, co miliardowy już raz
Przebudza się otoczony przez gęstą woń siarki,
I miliardowy już raz
Widzi wewnętrzną część skorupy swej węglanowo-wapiennej celi,
Z której kiedyś, przebijając się dziobem przysypanym 
Sypką szarzyzną Zmartwychwstania
Po raz pierwszy ujrzał srebrny blask Piękna –
Jestem przerażony.


Parujący popiół przenika ze snu i miesza się z chłodem jawy,
Która jak wirus, jak choroba, jak ropiejący na ustach trąd,
Wpina się w moje, dopiero co wyplute przez łono chaosu, ciało.


Zachód po zachodzie
Śnię o rzeczach Legendarnych,
Wielkich, Jedynych.
Śniąc, spuszczam się na muliste wrzosowiska, przykryte przez perły –
Łzy wolno tlących się burzowych chmur,
Których przebite trzewia wystawione na powiewy barbarzyńskiego Wiatru,
Na skulonym z bólu Nieboskłonie,
Kurczą się i gniją;
A z ich ran wszerz rozpostartych,
Jak ze zdezelowanego kredensu,
Wypadają przezroczyste kryształy Wolności,
Które przy zetknięciu z ziemią
Przekonują się o Wzniosłości,
Jaką niesie ze sobą Istnienie.


Sam teraz stoję w deszczu,
Sam, Jedyny, Wielki.
Sam jeden w środku Lata,
Sam jeden w płomieniach,
I sam jeden naprzeciw Naturze
Stawiam następujące pytania:


„Dlaczego Człowiek
Może do końca pozostać pochodnią (dla) Ludu,
Jedynie we łzawej, pustynnej izolacji?


Czemuż, gdy płomień rdzę ściera 
I grzechy wyciska z ciała,
W całości pokrytego korozją, zepsuciem i złem,
Ludzkość widzi jedynie 
Agonie i cierpienie,
A nie tak, jak powinna –
Triumf?”


Ach!, czyż jako cały nasz Wielki Gatunek-Ludzki
Popadliśmy w aż tak głębokie odmęty szarości i strachu,
Że w Heroizmie próbujemy dopatrzeć się znamion logiki?


Żadna przecie to logika i sensowność
Nie ukształtuje Serca tak,
Jak mróz marcowej fali morskiej,
Lub jak to miedziane krzesiwo,
Co jak batuta tkwi w zamkniętej dłoni,
Czekając na jedno drobne drgnięcie,
Które przez krzyk i snopy światła,
Przebija zwęglone członki,
Tworząc tym samym drabinę
Pomiędzy Niebem a Ziemią,
Która zapuści swe korzenie w jednym, prostym,
Heroicznym  d r g n i ę c i u  k o n i e c z n o ś c i.


Drgnięciu,
Które po kilku kolejnych obrotach
W kalejdoskopie wschodów i zachodów Świadomości,
Zostanie przykryte przez mech i zarazki,
Gdzieś pośrodku ciemnego, grząskiego boru
Przeżywającego właśnie swój pierwszy, Dziewiczy Rozkwit;
I którego wydeptane sarnie ścieżki
Pochłoną nieświadomych niczego pielgrzymów
Nęconych chęcią wspięcia się Wyżej:


Wyżej, ponad ich samych.
Wyżej, ponad sam jeden Legendarny Fundament
Złocistej, grząskiej i jak pitny miód słodkiej
Drodze ku Wyższości.

Oceń ten tekst
S. J. K.
S. J. K.
Wiersz · 14 września 2024
anonim