Wirtualny świat miłości.

difficulty

 

(Zapłakana dziewczyna stoi zapłakana nocą na środku ulicy.)

Cześć wszystkim. Jestem Kamila. Zapytacie się ile mam lat i co tutaj robię? Urodziłam się piętnaście lat temu w Łodzi. Oh! Wiem, że jestem małolatą. Jasne, jestem gówniarą i w ogóle. Co ja tu robię? Stoję. Najzwyczajniej w świecie stoję i mówię. Nie wiem po co. Zwykle jestem radosna, śmieję się. Co ja mówię... Jestem skończoną marudą! Wesołą marudą. Jestem wesołą marudą, która od miesiąca normalnie żyje. Już nie wegetuje. Dlaczego niby piętnastoletni podlotek, który nie wie czym jest życie miałby wegetować jak starszy człowiek po śmierci ukochanej osoby? Pomyślmy. Może bo ja też wiem czym jest śmierć? Oh, możecie się uspokoić? Dziękuję. Co niby taka dziewczyna jak ja może wiedzieć o śmierci? Dlaczego teraz stoi i ryczy na środku ulicy? Jest szesnasty. Szesnasty października... Tą datę wymazałabym z pamięci... Dlaczego? Zacznę od początku...

 

(dziewczyna buja się lekko na boki. Jakby była zahipnotyzowana)

 

Michała poznałam na koniec sierpnia. Przez internet. Głupie, nie? Poznawać kogoś w wirtualnym świecie... Zaintrygował mnie! Nawet nie wiecie jak... W końcu, ile obcych wam osób cytuje WASZ wiersz? W końcu ile osób na pierwszej rozmowie nie chce wam zdradzić imienia, a później mówi, że się zakochało...? Ba! Że już kocha! A ja? Co ja na to...? Ja na to, że muszę iść, bo się spóźnię. Na seans. W końcu zakończenie wakacji, jakoś trzeba wykorzystać ten ostatni dzień. W końcu zaraz następnego dnia miałam iść do nowej szkoły! Do gimnazjum.

 

(dziewczyna lekko się uśmiecha)

 

On nie dał za wygraną. Pisał dalej. Był taki tajemniczy. Polubiłam go. Tego tajemniczego kogoś, kto trochę namotał mi w życiu. Do tej pory pamiętam jak płakałam kiedy czytałam... Zaraz, jak to szło...

 

Nie ta Kamila

Nie z ziemi

Lecz z nieba

Nie ta Kamila

Pachnąca niczym

najpiękniejsze perfumy świata

Nie ta Kamila... -

Ma kochana...

 

To było coś cudownego. Uwierzcie mi... Pisał, że nie jest poetą, ale to napisał specjalnie dla mnie. Nawet gdyby to było coś strasznego to i tak... Dla mnie było idealne. W każdym słowie, w każdym calu... Byłam w szoku. Prawie go nie znałam. A mimo to płakałam. Dlaczego? Hmm... W końcu ile dziewczyn marzy o tym żeby ktoś napisał dla nich wiersz? A ja... A ja dostałam go od kogoś obcego.

 

(na twarzy dziewczyny maluje się zmieszanie)

 

To dziwnie zabrzmi... Z dnia na dzień coraz bardziej lubiłam Michała. Kiedy z nim nie pisałam odchodziłam od zmysłów. Poznawaliśmy się. Tylko wirtualnie... A jednak... Z dnia na dzień coraz bardziej czułam się przywiązana. Nie wiedziałam co się dzieje. Mój humor zależał od tego czy on pojawi się na gg, czy napisze maila... Poznawałam go, ale nie wiedziałam tego najważniejszego. Na razie o tym cicho sza. Nie chciałam pisać z nim sama. Stwierdziłam, że ostrożności nigdy nie za wiele. Moja koleżanka z nim pisała. Któregoś dnia...

 

(oczy dziewczyny zaczynają się świecić od łez, usta mimowolnie się uśmiechają)

 

Któregoś dnia powiedziała mi, że on mnie kocha. To było jakoś w listopadzie tego samego roku. Dziwne. Ja wtedy też zrozumiałam, że go kocham... Możecie się nie śmiać?! Wiem, że to nienormalne! Wiem! Dajcie mi skończyć... Powiedziałam sobie „raz kozie śmierć” i napisałam do niego co czuję. Bałam się. Czułam niepokój... A on... Napisał, że też mnie kocha. Myślicie, że dalej było jak w bajce? Spotkaliśmy się, bla bla bla i żyliśmy długo i szczęśliwie?

 

(dziewczyna parska śmiechem)

 

Nadal pisaliśmy. Byłam jego misią, jego słoneczkiem, jego kwiatuszkiem... Byłam taka szczęśliwa! Nawet spotkanie było zbędne. Wiedziałam, że po spotkaniu czar może prysnąć, że mój książę, może okazać się żabą... Mimo to... Mimo wszystko, byłam strasznie szczęśliwa! Śpiewałam pod nosem i nie mogłam doczekać się kiedy jego słoneczko będzie żółte. Chciałam się spotkać. Jednak to nie było najważniejsze... Nie to.

 

(staje się markotna)

Mniej więcej w marcu Michał stawał się nieswój. Pytałam o co chodzi, dlaczego taki jest... On wtedy napisał, że musi mi o czymś powiedzieć. Pomyślałam „Oho! Chce się zmyć...” I wtedy napisał mi... „jestem chory” Halo! Przecież każdy czasem jest chory, nie? „Misia... Ja...” Przestraszyłam się...

 

(zaczyna płakać)

 

Powiedział mi dwa najgorsze słowa jakie mogłam usłyszeć „Mam AIDS”... W tym momencie świat się zawalił. Pytałam się jak to możliwe. Jakim cudem. Dlaczego on, dlaczego ja, dlaczego my?! Dlaczego Bóg jest taki okrutny... Dlaczego...? Dalej dowiedziałam się, że jest narkomanem... Miał szesnaście lat... Szesnaście... Był przystojny, inteligentny... I... Miał AIDS... A ja poczułam jak kocham go bardziej i bardziej. Już wtedy wiedziałam, że nie opuszczę go aż do śmierci... Od tamtej pory każdy dzień był gonitwą. O to, żeby nie mieć niedomówień, żeby każde z nas wiedziało, że jedno drugie kocha. Przypomniałam sobie wtedy słowa, które powiedział mi jakoś w grudniu. „Misia... Ty nie możesz mnie kochać... Nie zniosę Twojego cierpienia. Ty jesteś taka delikatna...” Wtedy zrozumiałam o co mu chodziło. Chodziło mu o śmierć. Nie chciałam tego. Chciałam żeby czas się cofnął, żeby nie miał AIDS... żeby skończył z narkotykami. Płakałam. Udawałam silną i płakałam. Bałam się. Bałam się, ze ten dzień będzie ostatnim. Było wiele kłótni. Bardzo wiele. Kłóciłam się z nim, żeby przestał, żeby się opamiętał. Błagałam go, żeby z tym skończył. Chciałam się spotkać. Chciałam go przytulić, pocałować... Na potęgę czytałam o AIDS. O narkotykach. Chciałam wiedzieć jak najwięcej... Tak bardzo się o niego bałam. Znacie to uczucie? Wiecie jak to jest...?

 

(jest strasznie przybita i smutna)

 

Piętnastego października miał swoje urodziny. Wysłałam mu życzenia. Leżałam wtedy w szpitalu na badaniach, takie tam dziwactwa... Chciałam zadzwonić, ale napisał, że zadzwoni jutro, bo teraz pisze rozprawkę, a ona spędza mu sen z powiek. No cóż, mój misiek zawsze był dobry z angielskiego, matematyki, informatyki... Moim konikiem był polski... Powiedziałam, że życzę mu powodzenia i, że bardzo go kocham. On odpisał mi, że nie może się doczekać kiedy wreszcie będę na gg... Następnego dnia wyszłam ze szpitala. Szesnasty października... Michał dzwonił. Nie słyszałam jego, ale jakiś płacz. Nie mogłam nic zrozumieć. A później ten sms... „Kamila... On nie żyje... Umarł... Umarł, rano...”. Prawie upuściłam telefon. Nie wiedziałam czy to żart, czy to nieporozumienie. Nie mogłam w to uwierzyć! To nie mogło być prawdą! Wszystko tylko nie to! Nie to do cholery!

16 października 2007 rok. Dokładnie pięć dni przed moimi czternastymi urodzinami... Dokładnie rok temu...

„Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić...”

 

difficulty
difficulty
Dramat · 15 lipca 2008
anonim
  • The Madeleine
    O przeżyciach świeżych, bolesnych trudno jest pisać.

    Bo to jakby wsadzać pióro w otwartą ranę.

    Ale i tak gratuluję wytrwałości. Pozdrawiam ;)

    · Zgłoś · 16 lat
  • .
    'Moim konikiem był polski...'
    jakoś z tekstu to nie wynika ;)

    urwane myśli mają sugerować ich gonitwę
    ale nie jest to dobre warsztatowo

    '(Zapłakana dziewczyna stoi zapłakana nocą na środku ulicy.)'
    już pierwsze zdanie rozbraja
    zupełnie zbędne powtórzenie

    'Zapytacie się ile mam lat i co tutaj robię?'
    Zapytacie ile mam lat i co tutaj robię?

    'Już nie wegetuje.'
    Już nie wegetuję.

    'Może bo ja też wiem czym jest śmierć?'
    składnia 'afrykańska'

    przykro mi
    ale zamiast na przeżyciach bohaterki
    cała moja uwaga skupiona jest na wszystkich niezręcznościach językowych

    jest ich dużo więcej
    błędów wszelakiego rodzaju też
    ale nie chce mi się już ich wytykać... ;)

    · Zgłoś · 16 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Cholera ,miałem dać wartościowy ,ale się palec na kulkę z przecietnym osunął.Powtarzam-wazne,ciekawe,mocne tematy.Tylko popracować trza.Ja też tak miewam,a piszę dłużej chyba więc nie ma dramatu.

    · Zgłoś · 15 lat