(Dziewczyna stoi przed lustrem, jest w górze od bikini i krótkich spodenkach.)
Jak ja wyglądam? Boże, przecież to straszne! Tak nie może być! Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu?! Tłusta krowa!
(zaczyna płakać)
Co ja wygaduję... Mary... Mary... Pomóż mi... Ja już tak dłużej nie mogę... Nie umiem! Miałam siebie zaakceptować...
(Krzyczy)
Nie umiem, nie umiem!
(Próbuje się opanować)
Co z tego, że każdy mówi mi jaka jestem mądra, w końcu wybieram się do jednego z lepszych liceów... w końcu chcę iść na to pieprzone prawo! I każdy mówi, że mi się to uda... W końcu każdy zachwala moje włosy, że są takie zadbane, kręcone takie... Miękkie... W końcu wiele mówi mi, że jestem ładna...
(Dużo ciszej)
A ja widzę tylko coś tłustego w lustrze... Coś, czego nie da się kochać, co jest wybrykiem natury... Nie umiem tak po prostu powiedzieć sobie „jesteś śliczna”. No, nie mogę! To takie beznadziejne... Takie głupie... Po co mi to? Nie jestem szczupła... Wiem to... Ważę te 57kg przy wzroście... Ja wiem... 158? Nie jestem jednak potworem, za którego się mam... Boję się wagi... Omijam ją, nie chcę na niej stawać... Ona jest taka... Przerażająca... Ostatni raz weszłam na nią dwa tygodnie temu... Zaraz potem się rozpłakałam...
(Siada na podłodze, bierze kolana pod brodę, nogi oplata rękoma)
I wiecie... To już trwa ponad rok... Ponad rok tak na zmianę lubię się i nienawidzę. Lubię kiedy schudnę... Nienawidzę, kiedy przytyję... To jest coś silniejszego ode mnie... Coś z czym sobie radzę na jakiś czas, a później powraca i przez co płaczę. Coś, czego się boję. Czego nie znoszę, a co jest cząstką mnie. Mimo wszystko... Nikt o tym nie wie, oprócz paru najbliższych przyjaciół. Nie potrafią pomóc, mówią tylko, że jestem szczupła. Co mają niby mówić? „Wykończ się”? Mają mówić, żebym wpadła w anoreksję i radziła sobie sama? Może gdyby kiedyś to inaczej wyglądało... Może wtedy umiałabym się zaakceptować. Bo wiecie... Nie jest fajnie usłyszeć od taty, że kiedyś nie zmieszczę się w drzwiach jak jeszcze trochę przytyję, albo od kolegi, że jestem fajna i ładna, ale za gruba... Nie jest miło usłyszeć od kogoś w kim się podkochiwało, że jest się nie dosyć, że beznadziejnym to jeszcze grubym... I taki kołowrotek, odkąd pamiętam byłam pączusiem, grubaskiem, grubą... Nie lubiłam tego, nie lubiłam kiedy mówiono mi, że jestem grubsza od własnej mamy! Aż wreszcie postanowiłam, że schudnę. Założyłam bloga... Nazywały mnie motylkiem, byłam jedną z nich, dążyłam do perfekcji, tylko, że ja... Ja nie wymiotowałam, nie robiłam głodówek, nie ćwiczyłam do upadłego. Mimo wszystko schudłam. Nie powinnam... Jednak byłam na diecie, mimo zastrzeżeń, że powinnam się dobrze odżywiać, odpoczywać, nie ćwiczyć, w końcu po tym cholernym zapaleniu móżdżku tyle przytyłam, że mimo tego, tego, że znowu mogłam trafić do szpitala pod kroplówki, mimo tych przeszywających bólów głowy, krótkotrwałych utrat pamięci, zawrotów, zasłabnięć, musiałam! Musiałam schudnąć! Musiałam mieć choć tyle. Nie mogłam chodzić do szkoły, nie mogłam słuchać głośno muzyki, nie mogli przy mnie głośno rozmawiać, nie mogłam długo oglądać telewizji, ani siedzieć przy komputerze, nie mogłam sama wychodzić na dwór, musiałam być pod stałą opieką, każdy mój krok był pod obserwacją... Choć nad wagą chciałam mieć kontrolę... Rozumiecie...?
(Po policzkach dziewczyny spływa kilka kropel łez)
Kiedy wróciłam do szkoły... Inni się cieszyli, skakali obok mnie, uważali żebym nie upadła, żeby nikt mnie nie popchnął, żeby obok mnie było w miarę cicho, nie zostawiali mnie samej, kiedy bolała mnie głowa zaraz szli do kogoś żeby zabrali mnie do domu... Bo to nie były zwykłe bóle głowy. To były przeszywające na wylot bóle, z plamami przed oczami, galaretowatymi kolanami... Oni tak bardzo się troszczyli, a ja miałam ich dosyć. Nie chciałam być ciągle od nich zależna, chciałam swojego życia. Odnajdywałam je na blogu i w diecie... Nikomu nic nie powiedziałam, w końcu i tak zauważyli. Mówili żebym już nie chudła. Posłuchałam, na chwilę...
(Załamuje się jej głos)
Powoli ustępowały bóle, już nie robiło mi się słabo. Znowu zaczęłam marzyć o tym żeby być szczuplejszą. Schudłam jak zwykle, ale to już nie było to... Zaczęłam się bać. Bałam się! Bałam się tego, że posunę się za daleko... Znowu to samo, coraz częstsze bóle głowy, zabrali mnie do szpitala na badania. Miałam iść do psychologa... Poszłam, dowiedziałam się, że jestem inteligentną, nad wiek dojrzałą, ambitną i przede wszystkim zbyt wrażliwą osobą, a później... Później lekarka powiedziała mojej mamie „Pańska córka ma obsesję na punkcie swojej wagi. Myśli, że ma nadwagę, której oczywiście nie ma, mimo wszystko może nie jeść słodyczy, wyjdzie jej to na dobre i pozwoli myśleć, że panuje nad wagą”. Wiem, że rodzice byli tym załamani. Tata mnie przepraszał, przytulał, mówił, że chce tylko tego, żebym była zdrowa, że jest ze mnie dumny, że jestem najwspanialszą córką... Mama zaczęła zwracać większą uwagę na to co jem, patrzyła kiedy jem, czy jem i ile jem...
(Opuszcza wzrok)
Co dalej? To samo... Na zmianę... Odchudzam się, przestaję, odchudzam, przestaję. Chudnę, tyję, lubię się, nienawidzę. Nie znoszę tego, nie znoszę tego, że nie umiem zaakceptować samej siebie. Choć tyle osób mi zazdrości to ja... Ja, jestem zbyt ambitna, żeby być z siebie zadowoloną, a może zbyt głupią? Czasami warto ugryźć się w język, zanim powie się komuś, że jest grubym, brzydkim, głupim, bo nikt nie jest idealny. A ja próbując dojść do perfekcji weszłam prawie w coś z czego tak trudno wyjść.
Poprawne stylistycznie... głębokie.
Przeżyć bohaterki można poczuć w pewnym sensie :)
Mi sie podoba :)
Melody
sorki
jak ktoś pisze:
'Poprawne stylistycznie...'
i dalej
'Mi sie podoba'
to ja mu nie wierzę... ;)
nie chcę pisać przykrych słów
gdzie ten tekst
moim zdaniem się nadaje...
inni o!boscy może będą mieli inne zdanie ;)
Spróbuj nas i innych czytelników naprawdę czymś zaintrygować.