Love & Hate

Marcin Bober

AKT I scena 1

Duża, pusta sala, na środku żelazne łóżko, biała pościel. W łóżku śpi Bohater.m i co chwila zmienia wyraz twarzy.

Postacie : Bohater.m i Głos1.

Bohater.m

- Kim jesteś?

Głos1

-?

Bohater.m

- Kim jesteś, do cholery?

Głos1

- Jam uczucie twoje wydarte z serca.

Bohater.m (z przerażeniem)

- Czemu uciekasz, wróć do mnie !

Głos1

- Twe serce, panie, pękło i nie mam gdzie mieszkać.

Bohater.m

- Zostań choć przez chwilę, porozmawiaj ze mną...

Głos1

- Dobrze, ale spiesz się, bo gasnę.

Bohater.m

- Skąd się wziąłeś?

Głos1

- Z miłości, panie.

Bohater.m

- Z miłości, a cóż to takiego?

Głos1

- Co za pytanie? Ona jest esencją uczuć wszelakich, mój panie.

Bohater.m

- Ona esencją? Nie rozśmieszaj mnie.

Głos1

- Tak, bo to dobro i zło, dzień i noc, czerń i biel, smutek i radość, cierpienie i zadowolenie. To wszystko i wiele innych, wymieszane ze sobą, tworzą esencję, którą wy "miłością" nazywacie.

Bohater.m (ze zdziwieniem)

- Dlaczego nie wiedziałem tego wcześniej?

Glos1

- Bo człowiek, mój panie, z miłości szaleje i nie potrafi określić tego co czuje.

Bohater.m

- Powiedz mi jeszcze czy miłość jest dobra?

Głos1

- I tak, i nie.

Bohater.m

- Nie rozumiem.

Głos1

- Gdy ci ktoś ból zada, mój panie, to gram miłości wystarczy, by uleczyć rany, lecz gdy ona nieszczerą jest, wtedy rany otwierają się jeszcze bardziej.

Bohater.m

- Reasumując : miłość dobrą jest rzeczą, kiedy jest szczera, prawdziwa, a kiedy nie, jest zła, tak?

Głos1

- Nie do końca, panie.

Bohater.m

- Jak to?

Głos1

- Nawet szczera miłość rani do obłędu, nieszczera zaś potrafi wtedy leczyć.

Bohater.m

- Znowu nie rozumiem?!

Głos1

- Popatrz na mnie, mój panie, umieram. Miejsce moje zajmie inne uczucie i ono dalej będzie cię prowadzić.

Bohater.m (krzyczy)

- Nie chcę, nie wierzę ! Więc to wszystko to bujda, że miłość jest najpiękniejszą rzeczą na świecie, że dla niej ludzie poświęcają życie, że ona zwycięża wszystko?

Głos1

- Panie, to co mówisz to prawda najgłębsza, ale jest jeszcze inna.

Bohater.m

- Jaka, mów prędzej?!

Głos1

- A taka, mój panie, że wszystko umiera a ona zostaje.

Bohater.m

- To ty nie umrzesz?

Głos1

- Teraz zginę, ale jak Feniks powstanę z popiołów i wrócę do życia.

Bohater.m

- A co ze mną będzie?

Głos1

- Nie wiem.

Bohater.m

- Mów, do cholery !!!

Głos1

- Panie, ty i ja to jedno. Kiedy ja umieram ty także; kiedy ja się odrodzę ty również.

Bohater.m

- Rozumiem. Teraz wejdź do mego serca i ulecz me rany; zdobędziemy JEJ serce, ty mi w tym pomożesz; sam nie dam rady !

Głos1(z desperacją)

- Panie, nie mogę, bój jest zbyt wielki !

Bohater.m

- Walcz, do cholery, to rozkaz nie prośba !

Głos1

- Ryzykujesz życiem, mój panie; ale dobrze... ..................................................... wracam.

- PUK, PUK.

- KTO TAM?

- TO TYLKO MIŁOŚĆ, KTÓREJ NIKT NIE ROZUMIE.

- WEJDŹ, POGADAMY.

Akt I scena 2

Ta sama sala co poprzednio, Bohater.m budzi się, przeciera oczy...

Postacie : Bohater.m

Bohater.m

- Gdzie jestem? Co tu robię?

Czyżby to jakaś mara przeklęta?

Ach, przypominam sobie...

(myśli)

Za dużo wypiłem i coś dziwnego mnie ogarnęło.

Na pewno......... Taaak.

Kim była ta postać i co tutaj robiła?

Co dzień tysiąc pytań chodzi mi po głowie

I tysiąc odpowiedzi co dzień znajdę w sobie

Lecz na to pytanie Bóg tylko odpowie

Czy to było naprawdę, czy tylko w mej głowie?

(rzuca się na łóżko i wali pięściami w poduchy, wyje)

To takie jest moje życie przeklęte,

Że nic spełnionego zaznać nie mogę?

Że mną miotają spazmy szalone?

Że pytań tysiące a ja sam jeden?

Że cierpię bez sensu by żyć nadaremnie?

NIE, to już skończone !!!

(spod poduszki wyciąga nóż, unosi go do góry, zamyka oczy, i...

powoli opuszcza ręce, nóż sam wypada z ręki, po policzkach płyną krople potu i łzy. Mówi powoli bez entuzjazmu)

- Ech, życie. Nawet nie mogę się porządnie skończyć.

(znowu kładzie się do łóżka i zasypia)

Akt I scena 3

Scenografia jak w scenie pierwszej.

Postacie: Bohater.m i Głos2

Bohater.m

- Kim jesteś?

Głos2

-?

Bohater.m

- Kim jesteś, do cholery?

Głos2

- Ludzie na mnie nienawiść wołają.

Bohater.m

- A co tutaj robisz, jeśli wolno spytać?

Głos2

- Tyś mię przywołał, mój panie.

Bohater.m

- Ja? Skądże znowu.

Głos2

- Ty, mój panie, czy podświadomość twoja, jaka to różnica? Ważne, że jestem.

Bohater.m

- Odejdź ode mnie, bo przez łeb obuchem zdzielę !

Głos2

- Nic mi zrobić nie możesz, mój panie, bom ja jest tobą.

Bohater.m(zdenerwowany)

- Łżesz !

(zamachuje się, uderza, ale przecina tylko powietrze)

Głos2

- Mówiłem.

(chwila ciszy)

- Rosnę, karmisz mię tym, mój panie.

Bohater.m

- Więc jesteś mną? (siada na łóżko)

Czym cię stworzyłem?

Głos2

- Stworzyłem? Jam istniał zawsze, tyś mię tylko karmił, mój panie.

Bohater.m

- Karmił? Czym?

Głos2

- Tym samym co i brata mego : przeciwnościami losu, złością twoją na świat przeklęty, pięknymi nerwami z powodów błahych i głupich, bezradnością wielką.

Bohater.m(z ironią)

- Z tego co mówisz, tom ja Belzebub wcielony w człowieka.

Głos2

- Nieee, tutaj się mylisz, mój panie. Nie twoja wina, że jesteś kim jesteś.

Bohater.m

- Więc czyja?

Głos2

- Niczyja. Zawsze po nocy następuje dzień, po zimie wiosna, tak i ty się przewracasz w karnawale zdarzeń i tobą miotają pobudki szalone i nigdy to wszystko nie będzie skończone.

Bohater.m

- Gdzie jest twe serce, nie widzisz, że cierpię?

Głos2

- Widzę, mój panie i cieszy mię to niezmiernie. To będzie mój debiut, debiut nad debiuty. Zniszczę wszystko i zabiję wroga mego największego. Poprzewracam w głowach i wywołam wojnę największą z największych; wojnę uczuć, a wiedz, że jeszcze nie przegrałem .

Bohater.m ( z przerażeniem)

- Nie rób tego.

Głos2

- To już zrobione, mój panie.

Bohater.m

- Chcesz walczyć? Dobrze, przywołam zastępy i zrobię co muszę.

Głos2

- Jam tobą, tyś mną. Dalej chcesz wojny?

Bohater.m

- Każda walka wymaga poświęceń, a jeśli mam siebie złożyć w ofierze...

NIECH SIĘ STANIE.

(dalej mówi jakby bezinteresownie, ale z ciekawością )

- A, jeszcze jedno. Kim jest ten twój wróg największy, o którym gorliwie tak mówiłeś?

Głos2

- To brat mój jedyny. Miłością zwany.

-  PUK, PUK.

-  KTO TAM?

-  JAM JEST KOSZMAREM TWEGO ŻYCIA.

-  WEJDŹ, POGADAMY..............

Akt II scena 1

Bohater.m spaceruje po parku. Jest jesień, lekki wiatr, jakieś nieokreślone bliżej postacie również spacerujące alejkami. Bohater.m siada na jednej z ławek obok mężczyzny czytającego gazetę, ubranego w czarny płaszcz, czarny kapelusz, czarne buty, biały szal. Bohater.m wyjmuje papierosa, odpala go ...

Postacie: bohater.m i Facet.

Facet

- Papierosy zabijają.

Bohater.m

- I co z tego?

Facet

- Powinien pan rzucić, zadbać o siebie. Taki młody, ech.

Bohater.m

- Nie praw mi pan morałów, bo nic o mnie nie wiesz.

Facet

- Wiem więcej niż pan przypuszcza.

Bohater.m (z niedowierzaniem)

- Co?

Facet

- Jest pan zakochany w pięknej dziewczynie na pewno. I jest pan nieszczęśliwy również z jej powodu

Bohater.m (zaskoczony)

- Skąd te przypuszczenia?

Facet

- To nie przypuszczenia. Twarz niewyraźna zmieniająca co chwilę wyraz, dłonie poruszane bez celu i te oczy, ech, co za płomień i co za smutek. To nie może być nic innego, czy tak?

Bohater.m

- Kim pan właściwie jest?

Facet

- Grabarzem.

Bohater.m

- Skąd grabarz wie tyle o miłości, że przenika mnie swymi oczyma jak laser jakiś?

Facet

- Ech, przed laty wyglądałem tak samo. Co za muza.

Bohater.m

- Co pan czyta?

Facet

- Nekrologi.

Bohater.m

- Bardzo pan ja kochał?

Facet

- Kochał? Nadal kocham.

Bohater.m

- Gdzie ona teraz jest?

Facet

- Nie wiem. Już od trzydziestu dwu lat nie wiem.

Bohater.m

-?

Facet

- Poznaliśmy się przez przypadek. Potknąłem się o krawężnik, rozwaliłem kinola i wtedy, wtedy ona podeszła, podała mi chusteczkę. Zaprosiłem ją na kawę, a potem to jakoś, no..... wie pan.

Bohater.m

- I co się stało?

Facet

- Ano, ech, stało się. Byliśmy jakiś czas razem. Wiele świństw zrobiłem wtedy, jako młody gówniarz, a ona nadal była aniołem, lecz wtedy nie widziałem tego. Pewnego dnia powiedziała, że odchodzi, że już nie może. Wtedy panie to ja czułem pierwszy raz strach w życiu.

Bohater.m

- Tak, tak, wiem.

Facet

- Co ja wtedy nie robiłem. Prosiłem, błagałem, obiecywałem, skamlałem. Nie miałem szans. ODESZŁA !!!

Bohater.m

- Nie bardzo pojmuję, przecież to było tyle lat temu, a pan...

Facet

- Ech, panie, takiej miłości nic nie ugasi. Czeka i mam nadzieję, bo tylko ona mi została. Tego nikt i nic nie jest w stanie powstrzymać, to jest jak koszmar senny, z którego nie można się obudzić.

Bohater.m

- Czy pan...

Facet

- Czy miałem na karku dwóch gości?

To pan także?

Domyślałem się.

Miałem, miałem, i mam do dziś.

Bohater.m

- Jak to?

Facet

- Czy jeden z nich chciał z panem walczyc?

Bohater.m

- Tak jakby.

Facet

- I zgodził się pan?

Bohater.m

- Tak jakby.

Facet

- To błąd młody człowieku, to błąd.

Ze mną było tak samo.

Bohater.m

- I co?

Facet

- Ech, i walczę do dziś. Przeklęta młoda gorliwość.

Bohater.m

- Ale przecież...

Facet

- Tak, tak, nie miałem wyjścia. Ale co z tego?

Nikt kto kocha prawdziwie przecież by nie odmówił.

Ech, nie miałem wyjścia.

Bohater.m

- Więc...

Facet

- Więc, czy z panem będzie tak samo?

To tylko Bóg jeden raczy wiedzieć. Życie gotuje nam przyjemne i mniej przyjemne niespodzianki, któż może to wszystko przewidzieć?

(moment ciszy, zastanowienia)

No, ech, chłodno się zrobiło. Muszę już iść. Powodzenia.

(odchodzi wolnym opanowanym krokiem. Bohater.m siedzi jeszcze przez chwilę, analizuje coś, po czym wstaje i również odchodzi)

-  PUK, PUK.

-  KTO TAM?

-  GRABARZ.

-  WEJDŹ, POGADAMY.

Akt III scena 1

Dom mieszkalny, naga kobieta stojąca przed lustrem. Mówi coś do siebie.

Postacie : Kobieta.

Kobieta

- Problemy, problemy i jeszcze raz problemy.

W co się ubrać, co robić, jak żyć, z kim być?

Życie mnie cholera nie oszczędza.

Tak bardzo chcę być kochaną i tak mało mogę.

Ciągle muszę wybierać i wszystko co wybiorę jest złe.

Czas z tym skończyć, nie może tak dłużej być !

Jeszcze trochę, a będę gruba jak beka.

A tak w ogóle to lustro jest chyba popsute.

(szybko ubiera się i wychodzi z domu)

Akt III scena 2

Czas ten sam co w scenie pierwszej aktu trzeciego. Inny dom mieszkalny. Bohater.m nago stojący przed lustrem mówi coś do siebie.

Postacie: Bohater.m

Bohater.m

- Cholera,czy ja jestem jakiś trędowaty? Przecież próbowałem już wszystkiego, co jeszcze mogę zrobić?

(zamyślił się)

Grabarz.......... mogę tyle co on.

Uczucia mieszają się, zmieniają jak pogoda. Co się dzieje???

Akt III scena 3

Ulica, zwykły dzień, centrum miasta. Z jednej strony idzie Kobieta, z drugiej Bohater.m Kiedy przechodzą obok siebie...

Kobieta i Bohater.m (jednocześnie)

CZEŚĆ.

(przeszli wolno, a na ich twarzach widać łzy i nieopisany ból)

KONIEC

Marcin Bober
Marcin Bober
Dramat · 22 września 1999
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    mnie zaciekawiło, więc nie wiem czemu tyle osób dało Ci takie mierne oceny... ja daję 6 :)

    · Zgłoś · 15 lat