TO

jacek

(w ciemności rozlega się dzwonek telefonu ,w miarę trwania rozmowy scena powoli się rozjaśnia ukazu-jąc pomieszczenie jak typowe atelier ,JA siedzi na kanapie ,wokół walają się papiery ,w głębi biurko i fotel, JA ma pijacką czkawkę)

JA

Halo… tak… nie, Cyprian Kamil Norwid… nie wiem, która?… Która!? Myślałem, że jeszcze noc… mam żaluzje… w pracowni… nie wiem, nie byłem na górze od wczoraj, może coś przyszło… z kim rozmawia-łeś?… Z Magdą? To ona żyje?… O co ci chodzi?… to był żart… ojjejju!… Będziesz mi dupę truł?… Kiedy przy-jeżdża?… Tak nagle?… Nie… możecie wpaść… a kiedy chcecie… u mnie wszystko jest ruchome, terminy, meble, co chcesz… na razie. (odkłada słuchawkę) Niech żyją goście, goście… goście… na mo-ście… nakopali staroście… hm… bywam poetą. Kacpierd Odór z Gęby moje nazwisko. Poeta, liryk, prozaik, mozaik i mezozoik, co widać z twarzy. (nucąc sprząta) Nie, nie, nie, nie jest tak źle… (gwałtownie przystaje przy lustrze) Aaa nie, nic, myślałem, że zobaczyłem człowieka. Jeśli się nie ogolę, to zacznę sobą gardzić, albo, po prostu, nie będę z sobą rozmawiał. (telefonuje) Halo… C.S.O.P.?… Moje nazwisko Piotrowski, czy zastałem szefa?… Reklamy… Mogę pro-sić?… Halo… Piotrowski po tej stronie… tak ,jestem gotowy… cały cykl o napojach plus propozycja kam-panii… Dla mnie im wcześniej tym lepiej… suma ta sama?… Jeszcze pogadamy… mówiłem panu, że mam talent… czekam na telefon, do widzenia. (odkłada słuchawkę) Jestem człowiekiem upalantowanym. (wychodzi)

(wchodzą JA ,ONA i ON ,ON jest trochę podobny do JA)

JA

No proszę! Tyle lat! My się chyba ostatni raz widzieliśmy na maturze.

ONA

Tak. Nie. Na balu po.

ON

On nie był na balu, nie przyszedł. Nie pamiętasz?

JA

Nie byłem. Nie miałem z kim iść. I nie chciało mi się. Jak się podoba moje królestwo?

ONA

Fajnie.

JA

Tylko trochę bałaganu, ale brudno nie jest. Tylko nieporządnie. Siadajcie. Nie! Tam jest magnetofon. (zabiera go) Teraz można. No i co porabiasz?

ONA

Jeżdżę trochę po świecie. Koncertuję.

JA

Solo?

ONA

Nie, w kwartecie.

JA

Nie znam się na muzyce. Podoba mi się to czy tamto, ale globalnie nie kapuję.

ONA

Ja lubię muzykę. Coraz bardziej.

ON

Trochę kasy też wpada, no nie?

JA

Nie szkoda róż, gdy puste kasy.

ONA

Róż?

JA

To był żart. Ty akurat robisz to co chcesz.

ONA

A co u ciebie?

JA

Ja? Niech on ci powie. Koszę wszystko jak leci.

ONA

Skończyłeś studia?

JA

Dwa fakultety.

ONA

Naprawdę?

JA

Do szpiku kości.

ONA

I co?

JA

Nic.

ON

Nie przesadzaj.

JA

Nie, no oczywiście, przesadzam. Piszę scenariusze do reklam, czasem teledysków, ale to ostatnio. Przedtem pracowałem w gazecie, pisałem komiksy, raporty z sekcji zwłok. Jakiś czas projektowałem plakaty. Kolorowe życie.

ONA

To nieźle.

JA

Gites majonez! Piwa? Gorzały? Buzi?

ONA

Piwa.

ON

Dla mnie, jeśli można, gorzałeczki.

JA

Z limoniadą?

ON

Nie, z pepsi.

JA

Z pepsi? Proszę. Ja na golasa czyli czystą. Za spotkanie!

ONA i ON

Za spotkanie!

JA

No opowiadaj. Z nim to się czasem widuję, a o tobie nic nie wiem. Dzieci masz, męża masz, samochód masz?

ONA

Samochód miałam ,ale już nie mam.

JA

Sprzedałaś?

ONA

Rozbiłam.

JA

Kurdesz! Ale, widzę, w porządku?

ONA

Tak, ale nie lubię o tym mówić.

JA

Rozumiem. Jakie plany w tym mieście?

ONA

Mam ochotę odpocząć. Chciałabym osiąść. Dostałam pracę w orkiestrze, wiesz, odpocznę sobie, a jednocześnie nie wyjdę z wprawy.

ON

(przeglądając papiery w głębi sceny) Co to jest?

JA

Projekty rusztowania przed kinem. Reklama.

ON

Ty, niezły jesteś.

JA

Magister zobowiązuje.

ONA

Kiedyś pisałeś wiersze. To on u nas pisał, prawda?

ON

Tak.

JA

Stare dzieje.

ONA

A teraz?

JA

Jako poeta odrzucony ukryłem się w krainę snów. Bardzo dużo śpię. Wolny zawód.

ON

Cwaniaczek.

JA

Nikt ci nie każe być dyrektorem.

ON

Koordynatorem.

ONA

Słuchaj, chciałabym skorzystać z toalety.

JA

Jest na wprost schodów, na półpiętrze. (ONA wychodzi) Patrz jak wyładniała. Zawsze było na czym oko zaczepić, ale teraz podoba mi się jeszcze bardziej.

ON

Zmieniła się.

JA

Tak.

ON

Ja nie o tym. Jest jakaś ciężka, zgaszona. Zapada się w myślach. Może teraz przy tobie była żywsza. Ty emitujesz dobre fluidy.

JA

Skracam dystans.

ON

Co robisz?

JA

Znasz się na boksie?

ON

Aaa, rozumiem.

JA

No widzisz. Pijesz?

ON

Nie.

JA

A ja sobie łyknę. Albo nie.

ON

Trafi do tej łazienki?

JA

Pewnie. Podoba ci się?

ON

Stara miłość nie rdzewieje.

JA

A czas goi rany.

ON

Piszesz księgę przysłów polskich?

JA

Sam zacząłeś.

ON

Powiedzmy. Boję się o nią. Kiedyś nie mogliśmy się porozumieć, bo kariera i inne rzeczy były dla niej ważniejsze od domu, od prywatności, ode mnie wreszcie. Wiesz, że jej się oświadczyłem? Naprawdę. Ale nie umiała się zdecydować, potem wyjechała, potem z kimś tam była… A teraz nagle przerywa koncertowanie po całym świecie aby… osiąść… tak powiedziała?

JA

Przecież gra nadal.

ON

Z kwartetu na czwarte skrzypce? To nie jest normalne.

JA

Może się przebudziła. Wiesz, inne spojrzenie?

ON

Raczej cierpi. Jest zamknięta.

JA

To ją otwórz. Masz klucz.

ON

O Jezu! Twój dowcip skamieniał i wpadł w błoto. (wraca ONA)

ONA

O czym rozmawiacie?

ON

(szybko) Dokąd pójść wieczorem.

JA

Może do knajpy?

ON

Proponuje teatr. Grają "KONIEC WSZECHŚWIATA".

ONA

Widziałam to, ale w Japonii i po japońsku.

ON

No to teraz pójdziesz z nami.

JA

A potem do knajpy.

ONA

(śmiejąc się) Dobrze.

JA

Komu w drogę temu drinka. Ciepło na dworze?

ON

Ciepło.

JA

To idziemy.

ONA

Nie zakładasz butów?

JA

Jeśli nalegasz? (zmienia kapcie na buty ,wychodzą)

--------------------------------------------------

(wchodzą JA i ON widocznie wstawieni ,śmieją się)

JA

Jak ja nienawidzę tej fikcji! Wszyscy liżą się z tego samego gówna i jeszcze krzyczą: "Ach! Jaką wspa-niałą czekoladą się tu wszyscy raczymy!" (śmieją się) A spróbowałbyś im dotknąć tę skorupkę. Wiesz co by było? Oni nic nie czują, nawet własnego smrodu. To tylko słowa. (pauza) Śniło mi się kiedyś, że sze-dłem po mieście i spotykałem ludzi. Różnych ludzi. Ale nie czułem się pewnie. Oni wszyscy byli normalni, życzliwi, a mimo to odczuwałem niepokój. Nie wiem dlaczego. Wiem! Masowałem kobietę na weran-dzie jej domu i nagle zobaczyłem, że jej plecy popękały jakby były z gliny i uciekłem. I spotykałem róż-nych ludzi. Kogo spotkałem, to zawsze robiłem to samo: zbierałem się w sobie, podchodziłem i waliłem w mordę. Po prostu - w mordę! I wtedy ich twarze na sekundę zamieniały się w zgniłozielone, diabelskie maski. Takie powykrzywiane. Aby po chwili powrócić do normalności tak jakby nic się nie wydarzyło. Jakbym nikogo nie uderzył. Ja ich biłem, a oni, jak gdyby nigdy nic, nie zwracali na to uwagi, tylko ich twarze zawsze na sekundę się zmieniały. Nikt mi nie oddał, nikt nie uciekł, nikt się nie bronił. Bo znałem ich tajemnicę. Znam waszą tajemnicę! Mogę ją odkryć. Muszę tylko przełamać w sobie opór przed waleniem w mordę bez przyczyny.

ON

(zgrywając się) Waleeek! Lutuj mie! Proszę cie! Zoboczysz jaki ze mnie janioł!!!

JA

(śmiejąc się) Ze mnie też niezgorszy. Obsrańcy!!! Masz gazetę?

ON

A co? Klocek cię męczy? (śmiech)

JA

Nie. Był tam testament Ionesci.

ON

Myślisz, że ci coś zostawił? (śmiech)

JA

Worek grasu. (śmiech)

ON

(trzymając się za brzuch) Nie mogę już. Porozmawiajmy poważnie.

JA

O czym? (wybuch śmiechu)

ON

O niczym. (śmiech) To poważna sprawa. (długi śmiech)

JA

Wypijmy, to nas uspokoi. (piją)

ON

Mówiłem ci, że szef odrzucił mój pomysł. Taki świetny pomysł.

JA

Pierdol to. To wszystko wapniacy. Mumie śmierdzące. Nie mają w głowie nic poza zgniłym tatarakiem. To mnie tak wkurwia, tak wkurwia, że aż nie ustępuję miejsca starszym ludziom w autobusie. Dla zasady. Szykuję się do bicia w mordę. Im się wydaje, że im się należy, bo długo żyją. Są zmęczeni. Powinni się cieszyć każdym dniem. Mnie nikt w niczym nie ustępuje. Jestem skazany na stosowanie przemocy, takiej czy innej, wobec starców.

ON

Można ich oszukać.

JA

Brzydzę się tym. Pamiętaj, ja i ty jesteśmy pianką na psim gównie. Trzeba frunąć z takim wiatrem jaki zawieje, bo inaczej klops. Mam na myśli wiatr życia. (pauza) Czyli pierd. (śmiech) Ja się łapię, że ty rozumiesz zupełnie co inne go niż ja mówię.

ON

No i co?

JA

Nic. Ty też możesz być psim gównem.

ON

Ty też.

JA

Nie, bo ja was WIDZĘ.

ON

Zdaje ci się.

JA

Skąd, kurwa, wiesz?

ON

A skąd, kurwa, ty wiesz?

JA

WIEM!

ON

Ja też wiem.

JA

Powiedz mi szczerze. Usiądź, uspokój się, zajrzyj w głąb siebie i powiedz: naprawdę WIESZ?

ON

Wiem. Swoje wiem.

JA

Zesrasz się, uwierzysz i dasz się zabić, żeby to potwierdzić? Bo sprawy zaszły za daleko?

ON

Dlaczego myślisz, że nie wiem? Każdy ma swoje życie, swoją wiedzę.

JA

Czy ty słyszysz co ty mówisz?

ON

Co?

JA

To nie są twoje słowa. Ty się ich nauczyłeś od kogoś.

ON

Popierdoliło cię czy co?

JA

Dlaczego wpadacie we wściekłość, kiedy się was dotyka?

ON

A dlaczego ty koniecznie chcesz kogoś dotknąć? Na złość? Z ambicji bycia kimś? Trywialna metoda.

JA

Ja nie chcę dotknąć. Na razie dotykam. Ja chcę przypierdolić. Chcę sprawdzić jak wygląda twoja praw-dziwa twarz.

ON

A chcesz, żeby ktoś tobie przypierdolił?

JA

Nie ma takiego. Ja nie znam. No chyba, że naprawdę. Ale ja nie mówię o biciu. Dla mnie ludzie nie ist-nieją. To meble, taborety. Niczego nie chcą. Okłamują siebie, boją się pytań, niszczą wszystko co jest w nich jeszcze ludzkie. Sami to robią, więc ja nie muszę podtrzymywać w nikim dobrego samopoczucia. Słowa, słowa, słowa. Nie wyjdziesz poza nie. Ja i to, co mówię to dwie różne rzeczy. Absolutnie. Jak życie i śmierć. Ludzie to meble, stołki i krzesła. Dusza to dla nich kondom, bez którego nie mogliby tyle pieprzyć o śmierci. Bóg jest wtedy, gdy się o Niego ktoś zapyta. Zupełnie jak paszport. Ale tam trzeba mieć jeszcze wizę. (pauza) Ale mam jazdę.

ON

Wkurwiłeś mnie.

JA

Daj se na luz. Mówię przecież do ciebie. Mimo wszystko nie mówiłbym do mebla. Jesteś moim kumplem i zależy mi jeszcze czasem abyś chciał rozumieć, co mówię. (pauza) Chociaż, (macha ręką) nic nie jest godne aby się nad tym zastanawiać. Ludzie nie mogą się porozumieć. Język jest jak przewężenie w klep-sydrze. Na górze góra piachu, na dole góra piachu, a po środku i tak musi spadać po ziarnku, po kolei. Mówi się, że prawdziwa rozmowa jest bez słów, a wiesz dlaczego?

ON

No?

JA

Bo obie strony słuchają — aby usłyszeć.

ON

No.

JA

No. A tak, to jaka różnica czy wokół ciebie są starzy czy młodzi? Kobiety czy mężczyźni? Mądrzy czy ważni? Skoro nie można się porozumieć świat nie ma znaczenia. To znaczy ma, ale nie dla ciebie. To znaczy dla inne go ciebie. Dla ciebie, którego usypiasz, aby nie wył z głodu. Palimy?

ON

Ale to już będzie DETOX.

JA

No i chuj mu w dupę! Widzisz jaki jestem literacki? Słowa! Kocham je! Na złość tym, którzy z mojego języka chcieliby wywnioskować kim jestem.

ON

To smutne.

JA

Dlaczego? Trza ich czniać. Jeżeli całe życie spotykałeś ludzi, którzy byli nikim, to nie spotkałeś nikogo. Uczyli cię ludzie, którzy byli nikim, więc nikt cię nie uczył. Sam się wszystkiego nauczyłeś. Kwestia teraz, co umiesz.

ON

Ktoś mnie jednak uczył, gdyby nie było tego kogoś…

JA

Mylisz pojęcia. To były maszyny z nagranymi taśmami. To był nikt. Być kimś nie zależy od tego, co się z sobą niesie. Być kimś — uogólniając; coś jest czymś wtedy, kiedy jest jakieś. Coś jest jakieś nie dlatego, że jest o czymś. Treść przekazu jest absolutnie obojętna.

ON

To po co ty piszesz, albo mówisz coś… coś wybierasz do mówienia, żeby to powiedzieć… to po co wy-bierasz?

JA

Ja się nie zastanawiam nad treścią. Chyba. Zresztą pierdolę. Proponuję wypić. (piją ,JA podchodzi do sterty papierów na stole i wyrzuca je w powietrze) Lepiej nic nie mówić niż mówić tak. Przesrywamy sobie życie. Czasem jak siedzę w kiblu, to mi się zdaję, że za chwilę się obudzę w łóżku zawalonym odchodami całego mojego życia.

ON

Idę. Jadę do domu.

JA

Samochodem?

ON

Tak. To kawałek.

JA

Wiesz, co robisz.

ON

WIEM! (wychodzi)

JA

Jesteś dużym chłopcem. (siada na kanapie) Abtretten! (pada i zasypia)

(wyciemnienie)

-----------------------------------------------------------

(rozjaśnienie, w pokoju stoi OJCIEC, JA budzi się)

JA

Tato?

OJCIEC

Nie zamykasz drzwi na noc?

JA

Zapomniałem?

OJCIEC

Może nie lubisz? (rozgląda się) Czy masz jakieś kłopoty?

JA

Kłopoty?

OJCIEC

Odnoszę wrażenie, że niezbyt dużo czasu poświęcasz dla swojego domu.

JA

To tylko bałagan.

OJCIEC

Po tajfunie?

JA

Nie, przyjechała do mnie koleżanka.

OJCIEC

(rozglądając się) Ona tu jest?

JA

Niee! Chyba nie.

OJCIEC

Myślałem, że będziesz na nogach jak przyjdę.

JA

Skąd miałem wiedzieć?

OJCIEC

Napisałem do ciebie list. Nie czytałeś?

JA

Poczekaj. (wychodzi i wraca) Nie ma go w skrzynce.

OJCIEC

Może mi się zdawało, że piszę.

JA

Zaraz, tato, możesz chwilę poczekać? Co ja zrobiłem z tym listem? Musi ty gdzieś być.

OJCIEC

Chcesz go szukać teraz?

JA

Tak.

OJCIEC

Przyjechałem tylko na dwa dni. Może byśmy poszli coś zjeść?

JA

Mógłbym coś upitrasić.

OJCIEC

Nie, ja tu długo nie wysiedzę.

JA

Dobrze, już się ubieram. A nie, jestem ubrany. To zmienię koszulę i umyję zęby.

OJCIEC

Poczekam.

JA

(przebierając się) Czy przyjechałeś, bo coś się stało, czy tak sobie?

OJCIEC

Nie jestem pewien.

JA

Czemu?

OJCIEC

Twoja siostra wyszła za mąż.

JA

Za kogo?

OJCIEC

Za jakiegoś faceta.

JA

To wyjaśnia sprawę.

OJCIEC

Nie znam go. Wyjechała z domu.

JA

Jest chyba dorosła.

OJCIEC

Zostawiła list.

JA

Pokaż. (czyta) „Muszę zacząć żyć sama i od nowa…” Dosyć standardowy.

OJCIEC

Zostawiła wszystkie swoje rzeczy.

JA

Wyszła goła?

OJCIEC

Mam nadzieję, że nie.

JA

Jak to, masz nadzieję? Nie rozmawiałeś z nią?

OJCIEC

Obudź się. (pokazuje list) To jest nasz rozmowa.

JA

Aha. A co poza tym?

OJCIEC

Poza tym niewiele. Przejażdżka do stolicy dobrze mi zrobi.

JA

Przeprowadź się.

OJCIEC

A praca?

JA

Jakbyś poszukał to byś znalazł. Ja nawet nieźle żyję. To znaczy raz tak, raz siak. O, wczoraj mieli do mnie zadzwonić, nie zadzwonili i może dlatego wyrzuciłem list.

OJCIEC

Nerwowy jesteś.

JA

(biorąc szczoteczkę do zębów) Właśnie nie. Nie utożsamiam się ze swoimi uczuciami. Byłem w dobrym humorze. Jeszcze tylko zęby i już.

OJCIEC

Poczekam. (JA wychodzi)

JA

(wraca ze szczoteczką w zębach) Tato?

OJCIEC

Tak?

JA

Przecież ty nie żyjesz.

OJCIEC

Nie masz innych tematów?

JA

I nie mam żadnej siostry.

OJCIEC

Właśnie, że masz.

JA

Jakim cudem?

OJCIEC

Masz tam liczne rodzeństwo.

JA

To miłe mieć rodzeństwo. Która godzina? (bierze budzik i intensywnie się mu przygląda) Pie…rwsza… nie… (z coraz większym natężeniem) piętna…ście po dziesiątej… (do OJCA) Wpół do siód-mej.

OJCIEC

Śnieg już stopniał.

JA

Przecież jest lato.

OJCIEC

To dlatego. Zgłodniałem.

JA

Chodźmy. (wychodzą)

------------------------------------------------------------

(wchodzi ONA, rozgląda się i zabiera się do sprzątania papierów, układa je na stole, siada i zaczyna czytać książkę, wchodzi JA)

JA

Jesteś już?

ONA

Jestem.

JA

Dopiero?

ONA

Musiałam posprzątać.

JA

Nie zdążyłem przed koncertem.

ONA

Jak poszło?

JA

Bardzo dobrze. Ostatnie dwa utwory zadedykowałem Markowi.

ONA

(przerywa czytanie) Bardzo mi smutno, kiedy o nim myślę.

JA

Fajny był… herbatnik z niego.

ONA

Powiedziałeś dlaczego nie mogłam być na pogrzebie?

JA

Powiedziałem.

ONA

I co powiedzieli?

JA

Że to zrozumiałe. Nie co dzień się lata na drugą półkulę.

ONA

Żartowali.

JA

Chłopcy? To śmiertelnie poważni ludzie. Stradivariusy. Będziemy grali na Warszawskiej Jesieni.

ONA

Tak? Kiedy?

JA

Na jesieni.

ONA

Lubię jak gracie we czwórkę.

JA

Więcej się nie mieści w kwartecie. (pauza) Była mama Marka. Ona cały czas myśli ,że to przeze mnie. Musiał jej coś opowiadać.

ONA

Co?

JA

Coś o nas. O tobie.

ONA

Nie zamartwiaj się. To nie była niczyja wina. Za szybko jechał.

JA

Bo był wściekły.

ONA

Na co?

JA

Chciałem być wobec niego fair. Przyszliśmy tu wtedy i o wszystkim mu opowiedziałem.

ONA

Co?

JA

To był mój przyjaciel. Prawdziwy przyjaciel. Myślałem, że zrozumie, że przynajmniej porozmawiamy, bo przecież i tak, wcześniej czy później, wyszłoby wszystko na jaw. Nie chciałem stracić w nim przyjaciela…

ONA

Coś ty mu powiedział?

JA

Zacząłem od… od… od Sylwestra na wsi…

ONA

To był przypadek! Nic nie znaczący przypadek!

JA

Ale ja to pamiętałem. Dla mnie to znaczyło i potem nabierało tego znaczenia coraz bardziej. Zresztą mówiłem ci o tym. To nie był bajer, żeby cię uwieść, ja naprawdę tak czułem. Chciałem być lojalny, wreszcie lojalny wobec niego…

ONA

Jak mogłeś coś takiego zrobić? Przecież to było tyle lat temu. Co on mógł sobie o mnie pomyśleć? Co on sobie mógł o mnie pomyśleć? Dla mnie to był… przypadek, byle co. Nie powiedziałam mu o tym, bo to było bez znaczenia, rozumiesz? Wtedy chciałam zapomnieć. A ty… a ty powiedziałeś mu o tym, co ja ukrywałam przez tyle lat. Nie, nie ukrywałam — zapomniałam. Ale on by w to nie uwierzył Nie uwierzyłby, nie zrozu-miał…

JA

Uspokój się. Krzyczał i miał pretensje tylko do mnie. Słowem nie wspomniał o tobie.

ONA

Bo nie zdążył!

JA

Zdążyłby, gdyby chciał. Mówiłem do niego, ale on był głuchy na wszystko, miotał się, a potem nagle się uspokoił, usiadł, wstał, trzasnął drzwiami i pojechał. Tak to wyglądało. Znasz już wszystkie moje sekrety. Jestem twój.

ONA

Spakuj moje rzeczy.

JA

Co chcesz zrobić?

ONA

Uświadomiłam sobie, że śmierć Marka nie powinna nam niczego ułatwiać.

JA

Agnieszka!

ONA

Bo ułatwia sprawę, prawda?

JA

Nie! Przecież mu powiedziałem. To był wypadek!

ONA

Wystarczy, że ja to odkryłam.

JA

Co?

ONA

Nie chcę z tobą rozmawiać. Puść mnie.

JA

Oszalałaś? Mówię ci prawdę. Mogłem zataić wszystko i bylibyśmy szczęśliwi, ale ja chce być z tobą naprawdę.

ONA

Po co?

JA

Żebyśmy byli szczęśliwi absolutnie i wobec Boga. Żebyśmy byli jednią.

ONA

Nie mieszaj do tego Boga, bo nic o nim nie wiesz.

JA

A ty wiesz?

ONA

Nie. Ale Nim sobie gęby nie wycieram!!!

JA

Bóg to tylko słowo użyte tak czy inaczej. Chce być z tobą jednością, abyśmy mogli rozmawiać bez słów.

ONA

To niemożliwe.

JA

Dlaczego? Nawet nie spróbujesz?

ONA

Nie, bo to niemożliwe.

JA

Agnes, proszę…

ONA

Spakuj moje rzeczy. Stać cię na to?

JA

Stać. Ale nie chcę tego robić.

ONA

Tylko pogarszasz sprawę. Pozwól mi decydować samej za siebie.

JA

Jesteś zła. Jak chcesz decydować?

ONA

Normalnie!!!

JA

Nie chcę cię stracić.

ONA

Ty w ogóle najbardziej boisz się, że coś stracisz.

JA

Nie chcę cię stracić w momencie, kiedy cię najbardziej potrzebuję.

ONA

Puść mnie! Wyślij mi rzeczy do rodziców.

JA

Wyślę. Co czytałaś jak wszedłem? (ONA wychodzi)

------------------------------------------------------------

(tylna ściana atelier unosi się, w głębi rozświetla się przestrzeń, wszystko w rytmie działań JA, który się odwraca i siada plecami do widzów na kanapie, pojawia się muzyka i łagodna piosenka, jednocześnie dwoje tancerzy zaczyna tańczyć romantyczny, miłosny balet, tekst piosenki powtarzany jest kilkakrotnie)

PIOSENKA:

Chcenie

Pierwsze poruszenie

przyruch hałas potem cisza

Abyś całkiem je wysłyszał

Bo tak łatwo je zagłuszyć

Sens pierwotny w nim poruszyć

I już nie jest

Tym czym było

Chcenie całkiem

Się zbrudziło

Samo w sobie

Jest szlachetne

Pomieszane

Bywa szpetne

Chcenie chcenie

Chce nie chcę nie

Chciałem się nie...

Pomylenie...

(po tańcu scena wraca do poprzedniego stanu, wchodzą ON i OJCIEC, JA powoli się do nich odwraca, teraz oni są z przodu a JA w głębi)

ON

Zginął, mówi pan?

OJCIEC

Jego śmierć była bardzo zagadkowa. My, to znaczy ja i jego matka bardzo długo nie chcieliśmy uwierzyć, że to było samobójstwo. Ale chyba musiało być. Ja, widzi pan, chodzę i podtykam wszystkim to, co zostawił, co napisał. Nie wiem czy to dobre…

ON

Czytałem to bardzo uważnie cztery razy. Wie pan czego, wydaje mi się, w tym brak?

OJCIEC

Czego?

ON

To proste — rzeczywistości.

OJCIEC

W jakim sensie?

ON

Jak się to czyta, to ma się wrażenie że umysł piszącego składa się wyłącznie z wyobraźni i z pamięci. Tak bardzo, że jakiekolwiek poczucie czasowości, a przez to kolejności wrażeń i zdarzeń przestaje mieć znaczenie. Przeszłość i przyszłość wyparły teraźniejszość, przecież tylko ona istnieje naprawdę. Te złudy ją wypchnęły ze świata. Tak jakby zakrywały ją umyślnie na fotografii, a przecież ona sama jest jak świa-tło flesza, błysk. Trudno bez tego łącznika, bez tej synapsy odnaleźć się w świecie pańskiego syna.

OJCIEC

Synapsy?

ON

Tak. Wie pan, co to jest?

OJCIEC

Pan wie, ale pan nie rozumie.

(JA potrząsa głową, mruczy coś, OJCIEC i ON zamierają w bezruchu na chwilę)

ON

Jestem nowym ordynatorem. Ma pan do mnie jakąś sprawę?

OJCIEC

Tak, chciałbym, aby pomógł mi pan w przygotowaniu się do studiów.

ON

Panu?

OJCIEC

Tak. Zamierzam pójść na medycynę.

ON

Nie za późno?

OJCIEC

Wiek nie gra roli. Ja całe życie poświęciłem zdobywaniu wiedzy. Mam już dyplomy z filozofii, teatrologii, architektury, astrofizyki…

(JA zaczyna się śmiać)

OJCIEC

Widzę, że pana rozbawiłem.

ON

Mnie? Nie. To raczej smutne.

(JA zrywa się gwałtownie, OJCIEC i ON zamierają jak poprzednio, JA zaczyna się przechadzać po pokoju)

OJCIEC

Ty, bez kitu. Wiesz, co mówisz?

ON

Chciałeś wiedzieć.

OJCIEC

No to kiła. Jak jego matka miała przedtem na imię?

ON

Walery.

OJCIEC

Hm… i tak dobrze, że nie Burek.

ON

Bez jaj. Kwity masz?

OJCIEC

I co z tego?

ON

W razie cóś przerobi się na trzech.

OJCIEC

Bez piana będzie kiła.

ON

I tak nikt się nie pozna. Byle do oczepin. Potem wszyscy i tak będą nieźle spruci i grasz co chcesz. Na-wet bluesa. Lubię Panny Młode.

OJCIEC

Ja w ogóle lubię młodych. (chichocze)

(JA mocniej potrząsa głową, zachowuje się jak ktoś, kto wie, że śni i próbuje się obudzić, usiłuje się uderzyć w twarz lub wejść na kanapę, OJCIEC i ON nieruchomi, JA włazi w końcu na przykład na kanapę i ska-cze z krzykiem, światło przygasa i rozjaśnia się, JA znowu skacze i krzyczy, to samo, tak kilka razy, za ostatnim razem po rozjaśnieniu OJCIEC i ON dopadają do niego)

ON

Śniło ci się coś?

JA

(zaskoczony) Nie.

OJCIEC

Krzyczałeś jakbyś śnił jakiś koszmar.

JA

Śś..śniłem, chyba śniłem. Która godzina?

OJCIEC

Kwadrans na piątą.

ON

Sradrans na srątą. Marlena też to ma po tatusiu.

OJCIEC

Trzeba chronić język.

ON

(do JA) Kiedy wracasz?

JA

Dokąd? Skąd?

ON

Do domu. Przecież kończy ci się już urlop.

OJCIEC

Wyganiasz go?

ON

Nie, ale taką zrobił minę jakby nie wiedział o niczym.

JA

Kim jesteście?

ON

A ty co? Oczadział?

OJCIEC

Źle się czujesz? (JA im się przygląda z uwagą)

ON

Zawołam Marlenę.

JA

Poczekaj. (ON czeka, JA podchodzi i na odlew uderza go w twarz, ON upada za kanapę, kiedy wstaje ma na twarzy pokrzywioną zieloną maskę, JA krzyczy tryumfalnie, OJCIEC wykręca mu ręce)

OJCIEC

Leć po matkę! (ON już bez maski, wybiega, JA i OJCIEC mocują się chwilę, JA krzyczy, wszystko wygląda jak Grupa Laokoona, wyciemnienie)

------------------------------------------------------------

JA

(sam, z góry powoli zjeżdża złota maszyna do pisania) Jak to możliwe? Tyle razy się budziłem. Dlaczego po wykonaniu jakiegoś, choćby najbanalniejszego, gestu wiem, że nie tak naprawdę nie miałem innego wyboru? Ja nie chcę tego wiedzieć! Będę milczał. (z off’u dobiega stukot maszyny do pisania) Dopóki się nie odezwę. (łapie się prawą ręką za lewe ucho) Bez sensu. (łapie się lewą ręką za prawe ucho) Tak lepiej. Tylko prawdziwa śmierć. (stukot z off’u narasta) Moja nawet największa męka jest najwyżej cynizmem. (patrzy w górę) Nawet nie największym. Ot, takim sobie. Pierdolony Sut! (zaciekle zaczyna pisać na złotej maszynie, wchodzą ONA i ON, ON ubrany tak jak JA)

ONA

Ten tekst nie jest za dobry, wiesz o tym?

ON

Wiem tylko tyle, ile chcę wiedzieć. Chcę chcieć. Chcę chcieć chcieć. Chcę chcieć chcieć chcieć. Cofam się po łuku zawsze w to samo miejsce.

ONA

Co zrobisz z rozdziałami, które tu już są?

ON

Przeżyję je. Tak chcę. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja. Ja jestem ja!

ONA

Dwadzieścia cztery.

ON

Co?

ONA

To coś zmienia?

ON

Co?

ONA

Liczba.

ON

Jaka?

ONA

Dwadzieścia cztery.

JA

Ja jestem ja.

ONA

Dwadzieścia pięć.

JA

Już długo tu jestem. Chciałbym wiedzieć gdzie. Jestem w worku, który sam na sobie zawiązałem. Jestem zupełnie sam. Ja jestem ja.

ONA

Dwadzieścia sześć.

JA

Jedyna rzecz, którą spełniamy dobrze, bo do końca, to życie. Lepiej żyć niż nie żyć. To jasne. A życiem jest wszystko, co jest. Nie ma tego, czego nie ma. To proste. (pauza) Zgubiłem się. Powinienem to skończyć. (wychodzi)

(gaśnie świat—ło)

KONIEC

jacek
jacek
Dramat · 21 lutego 2001
anonim
  • dzarro
    Bardzo dobre. Niektóre fragmenty niebezpiecznie bliskie ideału. Tekst jest wieloznaczny, więc nie będę się silił na interpretacje.

    · Zgłoś · 22 lata
  • patka
    cze,
    czy myslisz, ze mozna trafic przez przypadek na film i to wcale nie jest zaden przypadek??

    pataszonf9@wp.pl

    · Zgłoś · 18 lat