Historia, którą podrasował system NFZ
Jeśli istnieją historie, które należą do gatunku tych, których nie da się opowiedzieć bez zaciskania zębów i pięści, to zapewne ta do takich należy.
Człowieka znam dobrze, tak mi się przynajmniej wydawało do wczoraj. Z tego co mi wiadomo jest człekiem solidnym, jest z tych, którym los innych nie jest obojętny, a zwłaszcza los ludzi słabych, nieporadnych, zagubionych i bezbronnych.
Patrzyłem jak życie go doświadcza, jak chłoszcze co raz i na nowo. Widziałem kilka razy jak na kolana padał, a raz nawet gniewnie wzrok uniósł ku niebu: potem podnosił się z kolan, prostował w krzyżu i szedł dalej nie robiąc wokół siebie zbędnego szumu. Byłem świadkiem dwóch załamań, kiedy był bliski rezygnacji. Rozmawiałem z nim wtedy poważnie, jak rozmawiać potrafią ze sobą ludzie dorośli.
Wczoraj spotkałem go znowu, ujrzałem twarz znieruchomiałą, bladą, z której krew uciekła gdzieś w pięty – spojrzałem w jego oczy i już wiedziałem, że kolejny raz przytrafić musiało się coś.
Dostał wiadomość, że musi zabrać chore dziecko – syna, z placówki opiekuńczej, że syn już dorosły, że pytali o niego z WKU. Trzeba by się stawił, bo komisja musi kategorię zdrowia przydzielić i zaszeregować do którejś formacji.
Skoro komisja zainteresowała się chłopakiem, to inna komisja (NFZ) stwierdziła, że skoro dorosły i wojsko o niego pyta, to czas, aby wreszcie zaczął radzić sobie sam – przestali dopłacać z funduszu na jego dalszy pobyt.
Tylko patrzeć jak cud się jaki stanie i niewidomy, sparaliżowany, potrzebujący całodobowej opieki medycznej, chłopak wstanie i zgłosi się do komisji po swoją kategorię zdrowia i potem pójdzie służyć do Legii Cudzoziemskiej, bo w Polsce miejsca w armii, bez protekcji, nie znajdzie.
Chłopak niebawem skończy 19 lat. Od szóstego miesiąca swojego życia znajduje się pod stałą opieką lekarzy, pod których skrzydła trafił na wskutek błędu medycznego dwóch innych lekarzy. Przeszedł dwie poważne operacje – wmontowali mu do mózgu przystawkę, która wspomaga serce. Od tamtego czasu nie widzi, nie mówi – nigdy nie stał na własnych nogach. Jego kontakt ze światem jest nikły – reaguje na głos i dotyk. Swojego ojca wyczuwa instynktownie, kiedy usłyszy jego głos uśmiecha się i wykrzywionym grymasem twarzy daje sygnał, że czuje…
Spoglądam w oczy człowieka – zauważam jego bezsilność i rezygnację. Oczyma wyobraźni widzę, że znowu jest na kolanach, widzę, że nie ma już sił. Został sam z wielkim problem i wielką miłością, której nie jest w stanie sprostać. Bez środków do życia, bez własnego kąta – zajmuje małą kawalerkę, którą ledwo co opłaca z lichej pracy na pół etatu.
Mówię do niego. Dasz radę, tylko musisz wstać. Powinieneś kupić łóżko szpitalne z materacem przeciw odleżynom, wózek i wziąć się w garść – ludzie mają jeszcze gorzej i jakoś dają radę. Pomogę, poszukamy gdzieś, kupimy taniej – sprzęty nie muszą być nowe. Uwierz, nie jesteś zupełnie sam.
On tylko milczy, nawet nie podnosi wzroku. Przypuszczam, że stacza drugą, największą w życiu, walkę z samym sobą. Tylko nie wiem dlaczego milczy, dlaczego zatrzasnął się we własnej głowie.
Boję się takiej ciszy…
@Rita - Dziękuję [i przy okazji i z okazji] pozdrawiam solenizantkę: wszystkiego naj...
Uklony
Pisze bez znakow polskich - inaczej wychodzi chinszczyzna