Wirakocha (fonetycznie Warkocza) to bóstwo Indian, protoplastów wciągania nosem.
Zgoła (właściwe słowo) inaczej poszła ewolucja totemów strzegących wiosek ich północnych pobratymców - za sprawą nazwy.
Dziś podróbki, miniaturki tego reliktu kultu fallusa są sprzedawane w sexschopach.
To może tłumaczyć awarie sterujących pilotów, spóźnienia do pracy i repertuar jednego kabaretu.
Zeusa to szefowa korporacji z Olimpu z czasów, gdy nie trzeba było udawać Greka a Aniela Merkel nie weszła na hipotekę Peloponezu.
Jest starszą, mleczną intensywnie wycentrugowaną siostrą Kopernik, która ma zasługi dla nauki i kinematografii.
A ja nie jestem tekściarzem piszącym pod recital kaznodziei - zapiewajły chóru gospel albo derwisza wojującego wiązanym w jakimś kipu, haiku, hałku-kałku, niepublicznym słowem.
Wypraszam sobie przypisywanie mi korelacji z Wszechpolskimi Amiszami.