Julio Cortazar, więzień przykuty do snów, wizjoner i skazaniec na właściwe słowa, prozatorski wirtuoz, poeta, eseista, teoretyk i praktyk nowej formy pisania, awangardzista, stały eksperymentator zapisu dzieła, gladiator myśli i odrealniony sztukmistrz trudniący się odśnieżaniem piasku na wodzie, to literat nieprzenikliwy dla jednych, a dla innych - kulturalny dywersant pomawiany o uprawianie językowych czarów, fabularne szamaństwo i konszachty z diabłem.
Mawia się o jego bohaterach: niepoprawni idealiści, zdecydowani naiwniacy, zawzięci marzyciele. Idealiści, ponieważ chcą zmieniać świat, nie znając jego celu i sensu. Marzyciele, gdyż wstępują w teatru życia grubo po trzecim dzwonku, a odchodzą z niego w połowie przedstawienia. Nie wiedząc, czy byli na komedii, czy brali udział w dramacie. Nie wiedząc, a jednak zachowując się, jakby znali całość spektaklu.
Teatralne robinsonady masek, ich przeobrażenia w nowe, są treścią jego twórczości. Przypominają nieprzerwane wkraczanie do gabinetu wypełnionego zjawami o tysiącu sprzecznych intencji; mówią o niemożliwości międzyludzkiego porozumienia.
*
W swoich utworach prezentował pogląd, że czytelnik powinien być aktywnym partnerem autora. Uczestnikiem wędrówek szlakami wyobraźni. Razem z pisarzem współtworzyć ma utwór. Dlatego w Grze w klasy zaproponował odbiorcy swobodny wybór kolejności czytania jego poszczególnych fragmentów.
Książkę można więc czytać w sposób tradycyjny, od początku do końca, albo według własnego uznania. Lub - zgodnie z kolejnością rozdziałów zaleconą przez autora. Lub – losowo. Tak skonstruowana powieść odkrywa przed adresatem kolejne poziomy jej interpretacji i za każdym razem budzi nowe, nieznane przedtem refleksje.
Barwny, muzyczny, oryginalny i mało książkowy styl, jest nie do naśladowania; łamie poprawnościowe konwencje. Wcześniej niespotykany, odróżnialny na tle jakichkolwiek twórców, w zgrzebnych czasach lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, był z tych powodów tak u nas popularny.
Sztuka nie jest dla niego kopią rzeczywistości. Ma pobudzać myśl odbiorcy, a nie zasklepiać się w ograniczeniach. Ma go przetwarzać, a nie odtwarzać. Do odtwarzania wystarczy magnetofon, zdjęcie powierzchni zdarzenia. Fabularne confetti. Do przetwarzania konieczna jest pamięć równoległa, rentgenowskie zdjęcie wirujących uczuć.
W jego utworach nie ma ludzi bez nawyku tłumaczenia się ze swojej egzystencji; każdy przed każdym udaje innego, niż jest. Każdy chce być niepowtarzalny. W cortazarowskim świecie wszyscy walczą ze sobą o wyeksponowanie własnej tożsamości. Od tożsamości tej zaczyna autor żmudny proces zdzierania oficjalnych grymasów.
Ale choć przeżycia są dla jednych bohaterów oczywistościami, drugim - obserwatorom z zewnątrz - wydają się podejrzane, wątpliwe, nieautentyczne. Stąd u Cortazara toczą się nieustanne boje na słowa. Pojedynki antagonistów. Starcia przypominające dyskusje o niczym. Jałowe i nieudolne spory pseudointelektualistów próbujących określić się w rzeczywistości, zinterpretować otaczający świat i znaleźć w nim swoje miejsce.
A ponieważ są reprezentantami własnych światów, nie ma między nimi całkowitego porozumienia. Jest zaledwie fragmentaryczne, poszatkowane na wycinki i wyrywkowe segmenty – zdarzenie opowiedziane aluzyjnie; nie w pełni i nie wprost. Tak jest w Jego najlepszej powieści, zdumiewającej śmiałością rozwiązań w warstwie językowej, Grze w klasy.
Np. Horacio Oliveira, np. Traveler, np. Maga, np. Talita - krążąc wokół siebie, spotykają się w rzeczywistości innej niż ta, która jest ich udziałem; są razem, ale są w ciągłym konflikcie. Żyją wspólnie, ale żyją na dwóch biegunach: tylko w zaciszu głów opisywanych postaci. W tej eremii tolerują swoją obecność, lecz choć są do siebie podobni, nie potrafią się zaakceptować. A że podobieństwo nie wyklucza różnic, Maga i Horacio, para z Francji lub duet przyjaciół z Argentyny, Horacio i Traveler, postaci te trwają wobec siebie w nieustannym klinczu: na pograniczu rozstania.
*
Powieść składa się z trzech części: Z tamtej strony przedstawia epizody paryskich losów bohatera, czterdziestoletniego Horacia Oliveiry prowadzącego swobodne, pozbawione dyscypliny życie w środowisku paryskiej bohemy; Z tej strony mówi, o jego przygodach po powrocie do Argentyny. Z różnych stron jest zbiorem tekstów, które, wedle autora, można pominąć, ale, czytając je w kolejności określonej w specjalnym kluczu, podanym na początku powieści, uzyskuje się dodatkowe informacje o wydarzeniach.
Niezwykła struktura powieści, szaleństwo konstrukcji, wzmagają się w miarę lektury jak psychiczne rozchwianie głównego bohatera. Horacio, nie ufając żadnym teoriom czy prawdom, grzęźnie w irracjonalnych spazmach, pozbawiony woli działania i władzy samodzielnego sądzenia. Nie zgadza się na rzeczywistość widzialną: Niemożliwe — powiada — żeby to było naprawdę, żebym ja był kimś, kto się nazywa Horacio.
Podważając oczywistość, szuka jej głębszego sensu. Dochodzi do granicy obłędu. Ale wierzy, że jest coś więcej niż widzi, że istnieje jakiś inny świat; odbity: może lustro, może sobowtór.
*
Mieszkający w Paryżu Horacio, samotnik na własne życzenie, obcy gdzie bądź, na stałe przebywa w sali pełnej krzywych luster. Zabłąkany wśród metafizycznych rzek i pustych miejsc, kibic prawdziwego życia, dezerter z własnej Ojczyzny (Sfrancuziały Argentyńczyk, jak mówi o nim jeden z bohaterów powieści), przewrażliwiony poszukiwacz uzasadnień dla swoich filozoficznych rewolt, jeden z wielu cudzoziemców we własnym kraju, porusza się po Paryżu, jak po marzeniach o Buenos Aires.
Horacio Oliveira, o którym drugi z bohaterów powieści mówi: [...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat, przybysz z kraju yerby i mate, znajduje w Paryżu drugą, inteligentniejszą połowę poszukującego siebie, Luisę - Magę, wróżkę, niedostępną i niepoznawalną, uosobienie miłości: kobietę idącą w zamyśleniu przez bezmyślny świat. Spotyka Magę, wizjonerkę krain ukazujących się jej pomiędzy tym, co dostrzegalne, a tym, co skąpane w rojeniach i niebieskich obłokach, kobietę, która nie tyle idzie przez świat, co w nim tańczy, jak welon utkany z powietrza.
*
Pisarz odsłania przed czytelnikiem kolejne warstwy tej samej fizjonomii bohatera. Prowadzi z nim nieustanną grę, demaskatorską zabawę w zdzieranie kolejnych masek. Przed okiem odbiorcy przetacza się więc korowód mięśniowych kompozycji twarzy. Przyrośnięte na stałe, przymocowane do świadomości potęgą jego pióra, zapadają w pamięć.
Nie pisze utworów nieważnych; zadaje trudne pytania. Na przykład: czy brak rytuału nie jest też rytuałem? Od kiedy falsyfikaty są wiarygodniejsze od prototypów? Bohaterzy tej niecodziennej prozy, są w naszym poharatanym świecie wiecznymi gimnazjalistami dojrzewania. Zawsze i od nowa są zaskakiwani własną niewiedzą.
Stale i ciągle błądzą jak ćmy wokół ognia. Non stop i uparcie zadają pytania, dokąd i dlaczego toczy się ich życie, a także, jakie będzie jego ostateczne przesłanie. Zawsze i od nowa znajdują się w trakcie realizacji nieznanego scenariusza tworzonego przez nieznanego reżysera i nieprzewidywalnych aktorów. Choć wydaje się im, że pełnią w życiu ważną rolę, w rzeczywistości są tylko statystami, znakami czasu i jego symbolami, odgrywają w nim epizody i są do zastąpienia: jak zużyte detale.
Suplement
Zofia Chądzyńska, kongenialna tłumaczka jego utworów, powiedziała, że cotazarowski język pisania jest dożylny. Rzeczywiście, proza ta zawiera w sobie coś z iniekcji słowem: szybkie przenikanie do wnętrza literackiego krwiobiegu. Skuteczną kurację i radykalne zmienianie czytelniczej duszy; w przedmowie do jednej z książek Cortazara, Pani Zofia pisała: „cytowało się go, mówiło nim, ludzie pisali do siebie listy przepisując niektóre partie Gry w klasy”.