Wystarczy rzec jego nazwisko, a na wielu twarzach pojawi się uśmiech. Przywiędłe figurynki zwane Jarząbkami lub Aniołami, czy innymi frajerami z PRL–owskiego cyrku, całe te fabularne prefabrykaty mentalne złożone z tragedii, grotesek i prymitywizmu, są żelaznym tematem naszych rozmów o idiotyzmie. Filmowymi samograjami. Myślę tu o Alternatywach 4, lub Misiu. Dzieła te nie śmieszą mnie akurat. Mam cieszyć się, że jest tak, jak nie miało być? Raczej drażnią, niż bawią, Uważam, że są wyrazem sadyzmu. Niedawną rozrywką, a teraz duchowym onanizmem dla ubogich w rozsądek kolesi, którzy uwielbiają pławić się w namiastkach, zaprzepaszczonych szansach i oglądaniu pod światło efektów swojego smarkania w chusteczkę.
Sceneria, dialogi, śmieszne sytuacje ukazujące absurdy zgrzebnej epoki, powinny nas ostrzec przed powrotem czasów tryumfu głupoty nad rozsądkiem. Ale czy ostrzegają? Nie.
Śmieszyły oglądane po raz pierwszy. Może za drugim też. Za trzecim, z trudem. Były sposobem na odreagowanie naszej bezradności. Miały czytelny cel, niosły wyraźne przesłanie. Natomiast gdy ogląda się je po raz tysięczny, gdy po latach i co dnia widzimy tych samych „bohaterów” wyłażących z ekranu lat siedemdziesiątych na powierzchnię współczesnych wydarzeń i jak pod postaciami z filmowego Rysia uwijają się po dwudziestym pierwszym wieku, jak siedzą po dzisiejszych urzędach, jak są gospodarzami domu, Aniołami przefarbowanymi na praworządnych obywateli, jak są potwierdzeniem, że nadal mamy te same problemy - trudno mi o zachwyt nad nędzą, która tak długo trwa.
Pytam więc: jak długo możemy eksplodować gwałtownym entuzjazmem?
i jest od Sasa do Lasa