Próbowałem wykombinować trafniejszy tytuł, ale mi nie wyszło. Po tym, jak człowiek o nazwie premier bluznął wiadomością, że jest w stanie utworzyć rząd, czyli popchnąć go w na szafot, po tym, gdy ujrzałem w sejmie panów ministrów od chamskiej kultury, jak rozbawieni faktem, że dalej są bezkarni i nic nie można im zrobić, że ciągle są bezkarni, zatkała mi się subtelność i pokręciły synapsy.
Tak mi się dotąd zdawało, że kto przegrał, temu nie przystoi udawać zwycięzcy. Ale zdawało mi się wyjątkowo głupio, bo kiedy wszystkie desperackie chwytania się brzytwy są warte mniej, niż funt kłaków, jak najbardziej uchodzi lecieć w kulki. Tak jak należy latać po sejmie demonstrując radość dziennikarce z powodu własnej i partyjnej porażki. Tak jak wypada powtórzyć cyrkowy numer z klęską brukselskiego głosowania pani Szydło i manifestować katastrofę jak sukces. Bajerant o tym niby wie, lecz czy można wymagać krztyny rozumu od prawdomównego oszusta? Czy nie jest przesadą oczekiwać od niego podkulenia ogona?
*
A zapowiadało się nieźle. Po wielu trudach związanych z likwidacją PRL. gdy osowiałe społeczeństwo zerwało z apatią i zaczął roznosić je entuzjazm, poczuło w sobie moc i zawładnęła nim powszechna życzliwość. Zanosiło się na raj wśród spełnionych oczekiwań. Każdy miał szczęście w plecaku i od niego zależała przyszłość. Czuł się wolny, miał cel, perspektywy, nadzieję, był u siebie. Wszystkim się śniło, że tak będzie już zawsze, bo oto zapanowała mądrość, równość, sprawiedliwość.
Aż przyszli ludzie spaczonego honoru i ni z gruszki, ni z pietruszki, wprowadzili swoje porządki rozpieprzając ludzkie więzi, optymizmy i masowy ruch. Wróciła więc apatia, lęk, zniechęcenie: nadeszli populistyczni wizjonerzy z oślej łączki. Z furią godną lepszej sprawy, wierząc, że gdy chce się zreperować dach, należy zerwać podłogę, kolesie ci zabrali się ulepszanie rzeczy już poprawionych, i, nie bawiąc się w odcedzanie prawdy od fałszu, hurtem, dziarsko i z impetem, do fundamentów poniszczyli, rozwalili, zohydzili, obśmiali wszystko, co przedtem było słuszne i konieczne.
Pod chwytliwym hasełkiem podnoszenia z kolan naszego Państwa, obrócili w perzynę cały niezaprzeczalny dorobek pokoleń i jeszcze bardziej obniżyli chuderlawy poziom służby zdrowia, kultury i nauki.
Powodem obecnego stanu rzeczy jest brak odpowiedzialności za cokolwiek. Wszechobecna pogarda dla Człowieka i przyzwolenie na nią. To efekt panowania Najjaśniejszej Pani Kasy. Konsekwencja zgody na nonsensy: ustawowe buble pozwalające przestępcom na hasanie po wolności. To rezultat paplaniny o tym, jak bez pracy zdobyć szmal. Skutek rad, z kim opłaca się pójść w biznesy i legalne przekręty, a z kim nie warto iść po olej do głowy. Winno jest nasza cicha zgoda na demontaż pojęć takich, jak tolerancja, demokracja, prawo.
Każdy, kto o tym wie, zdaje sobie sprawę, że znowu jest jak było w czasach PRL. Nadal nie ma sprawiedliwości. Wciąż są dysproporcje. Ciągle są równi i równiejsi. Kwitnie dyletanctwo, handel prawdą i chałupnicze metody naprawy gospodarki, służby zdrowia czy kultury. Wciąż pleni się pogarda dla człowieka. Szerzy się łapówkarstwo. Bufonada, obłuda i fałsz są zjawiskami coraz częstszymi. Po staremu jesteśmy zastraszani, boimy się samodzielnie myśleć, wyrażać własne zdanie, obawiamy się złośliwych, zawistnych kreatur z politycznego świecznika, donosicieli, oszczerców, wazeliniarzy wyrastających jak grzyby po morowym deszczu, wydobytych z odmętów rynsztoka, a boimy się z przyczyn ekonomicznych. Jesteśmy zafascynowani uprawianiem pustosłowia, poruszaniem tematów zastępczych, podczas gdy te, które należałoby rozwiązać od razu, systemowo i radykalnie, te, które zatruwają nam codzienność, odkładamy na Święty Nigdy.
Dokucza nam amnezja. Nie pamiętamy, że protesty społeczne lub rewolucyjne zamieszki są z początku sprzeciwem kierowanym przez ludzi o czystych rękach i szlachetnych intencjach. Buntem zrodzonym ze społecznego niezadowolenia. Lecz powinniśmy stale pamiętać, że gdy się rozszerza tak, iż nie można nad nim sprawować kontroli, uaktywnia się demagogiczny szlam i z kanałów wynurza się ferajna zwolenników każdej idei, grupa fanatyków, której nie chodzi o prawo do chleba, ale o prawo do bezkarnej grabieży.
Dokładnie, ci sami, co robili stan wojenny budują świetlaną IIIRP.
Robi komuś różnicę - czy bandyta jest stalinowcem, czy kapitalistą?